Marka Antipodes na mojej półce zajmuje jedno z czołowych
miejsc. W większości jestem zachwycona ich produktami a jeszcze bardziej tym,
że wydanie eko może faktycznie działać i
przynosić pożądane rezultaty w widocznej postaci. Lubię pielęgnację z
różnych półek, tutaj nie ma reguły, ale zdecydowanie wybieram taką, która
działa. Dobrze jednak przed zakupem wypróbować daną rzecz, sporadycznie daję
się ponieść chwili. Dlatego też kupiłam dwa mini zestawy i dzisiaj kilka słów
będzie właśnie o nim. W jego skład wchodzi: Joyous Protein-Rich Night Replenish Serum o pojemności 10 ml oraz
Avocado Pear Nourishing Night Cream poj. 15 ml.
Duet ma ładną nazwę Antipodes
Anti-Agening Minis i kosztuje ok. £14.00
Na samym wstępie
zdradzę, że oba produkty okazały się dla mojej cery zbawienne. Co prawda
nie jest tak kolorowo ;) Serum ma
specyficzny zapach, niekoniecznie przyjemny dla mojego nosa. Początkowo nie
mogłam się przełamać, lecz to JAK
zadziałało na skórze (dla niej) szybko zweryfikowało moje nastawienie.
Zapach w moim przypadku odgrywa ogromne znaczenie z wielu powodów, za to coraz
częściej względy praktyczne biorą górę, szczególnie że od dawna nie odnotowałam
takiego WOW z olejami. To jest coś,
co musicie wiedzieć, serum jest olejowe
:) Ma bardzo udany skład (INCI poniżej)
Formuła olejowa, która szybko się wchłania, nie pozostawia aż
tak tłustej warstwy (co nieco mnie zaskoczyło). Oczywiście widać, że został nałożony
olej, ale w ogólnym rozrachunku serum jest do stosowania na noc i mało mnie
interesuje czy się świecę, czy nie ;) Ważniejsze
jest to, CO zobaczę rano. A zobaczyłam same dobre rzeczy :) Poza tym nie
musiałam go zabezpieczać kremem, choć to zrobiłam, nie mogłam sobie odmówić tej
przyjemności jaka płynie z połączenia Joyous Protein-Rich Night Replenish Serum
z Avocado Pear Nourishing Night Cream, ale po kolei. Wypróbowałam olejek solo,
połączyłam z innymi kremami, tak dla zaspokojenia ciekawości. A nuż taka wiedza
mi się przyda? (lub Wam :))
Muszę przyznać, że
każdego poranka widziałam w lustrze skórę w znacznie lepszej kondycji. Rewelacyjnie
radzi z przywróceniem odpowiedniego poziomu nawilżenia, elastyczności,
jędrności, miękkości – aż chciało się dotykać twarzy cały czas. Takie czary
mary po włączeniu do pielęgnacji serum olejowego z Antipodes. Swoją drogą nie
pamiętam, bym mogła podać równie mocno zachwycające serum olejowe lub sam olej,
który wywołałby AŻ tyle emocji. Już nie mogę się doczekać kiedy stanie na mojej
półce pełnowymiarowe opakowanie!
Opowiem teraz trochę o Avocado Pear Nourishing
Night Cream. Ogólnie
do kremów eko mam bardzo duży uraz, moja niechęć wynika głównie z tego, że
zazwyczaj czekałam wystarczająco długo a działanie mogłam włożyć pomiędzy bajki
lub następowało na samym końcu, kiedy traciłam resztki cierpliwości. Poza tym
formuły tego typu kremów zawsze mają „coś”, co nie do końca może zgrać się z
moją skórą. Na pewno same znacie ten moment, gdy szukacie idealnego kremu. Bo
nie dość, że istotne są wymagania cery, to pora oraz okoliczności mają równie
ważną pozycję. Połączyć te wszystkie elementy w jedną całość jest niezwykle
trudno. Mimo to, już pierwsze podejście odkryło, że konsystencja jest taka jak
lubię. Do tego ma udany aromat i w kontakcie ze skórą zachowuje się bajecznie.
Bogata konsystencja, ale zarazem lekka, powiedziałabym, że nieco podobna do
wcześniej opisywanego kremu pod oczy /link/ Gładko rozprowadza się po
skórze i te kilka chwil staje się niesamowicie relaksujących. Nic się nie
rozmazuje, nie lepi, nie tworzy niewidzialnego filmu. Jest nadzwyczaj dobrze.
Jeden z nielicznych kremów, którym mogłabym smarować się cały czas. Z
niecierpliwością oczekiwałam wieczoru i kilku chwil sam na sam, celebrowałam
ten moment ile się dało. Wiedziałam też, że zakup pełnego wymiaru, to tylko
kwestia czasu (a raczej zużycia bieżących produktów). Moja cera zyskała na elastyczności, miękkości, braku suchych placków,
ukojenie. Dużo szybciej zaczęły się goić wszelkie niespodzianki uzależnione
od zmian hormonalnych, rosacea zyskało potężną dawkę wsparcia w codziennej
pielęgnacji.
Połączenie serum z
kremem stanowi dla mnie duet idealny, lecz każdy z produktów zastosowany
solo działa równie dobrze. Po prostu razem są niczym tajemna super MOC ;) Dla
cery mieszanej z rosacea i tysiącem innych przypadłości, której bliżej do 4 z
przodu takie combo stało się spełnieniem pielęgnacyjnego snu ;) Co więcej,
kosmetyki testowałam w okresie letnim i teraz przed nimi (już pełnymi
wymiarami) prawdziwy sprawdzian przez okres jesienno-zimowy i włączony kwas
azelainowy. Co z tego wyniknie? Mam
nadzieję, że same korzyści.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.