Olej z dzikiej róży (Rosa Canina) to nic nowego w mojej
pielęgnacji. Sięgałam po niego wiele razy, z różnych firm, z różnym skutkiem.
Dlatego też do Pai Rosehip BioRegenerate Oil podeszłam trochę z lekceważeniem
;) Wiecie, na zasadzie, znam, wiem jakie posiada właściwości, ale mam teraz coś innego w
głowie :D Jednak tym razem wydarzyło się
coś innego, coś co zaskoczyło mnie na dobre.
Olejek dostałam w prezencie od Hunger :* - pięknie dziękuję
za wspaniały prezent i nieoczekiwaną lekcję pokory ;) Spotkanie z Pai
udowodniło, że jak zwykle warto zwracać uwagę na skład, źródło pochodzenia i
bacznie obserwować swoją skórę. Proste, prawda? :)
W Rosehip
BioRegenerate Oil zastosowano
połączenie oleju z nasion jak i owoców dzikiej róży, naturalną wit. E (jest
ona pozyskiwana z owoców) oraz ekstrakt z rozmarynu (antyoksydant, działanie
antyseptyczne). Bogactwo składu INCI faktycznie przenosi się na realne
właściwości.
Dobrze jest wziąć skład pod lupę, ponieważ czasami olej z dzikiej
róży można znaleźć pod innymi nazwami np. olej z róży piżmowej (Rosa Moschata)
lub rdzawej (Rosa rubiginosa), co jednoznacznie wskazuje na konkretny gatunek.
Ma to o tyle znaczenie, ponieważ pozyskiwanie oleju polega na bazowaniu na
konkretnym gatunku, a tutaj w grę wchodzą plantacje spełniające określone
wymogi oraz sam rodzaj, jak i wykorzystane części róży (owoce, nasiona).
Zimnotłoczony, nierafinowany olej ma pomarańczowo-czerwony
kolor, jeżeli chodzi o zapach jest on dla mnie przyjemny lekko ziołowy, ale
spotkałam się z porównaniem do oleju lnianego.
Dobroczynne
właściwości oleju z dzikiej róży możemy doceniać od strony kulinarnej jak i
kosmetycznej. Nie bez powodu nazywany jest „olejem młodości” – bogaty w
nienasycone kwasy tłuszczowe (linolowy i linolenowy, antyoksydanty, witaminy i
minerały, owoce dzikiej róży są niezwykle bogatym źródłem wit. C)
Najcenniejszymi
walorami staje się działanie nawilżające, zmiękczające i wygładzające skórę.
Delikatnie rozjaśnia i zapobiega powstawaniu plam pigmentacyjnych. Można go
także stosować do leczenia stanów zapalnych, oparzeń lub trudno gojących się
ran. Szerokie spektrum działania
zapewnia, że z tak podstawowego oleju możemy uzyskać jeden z ulubionych produktów
nie tylko w pielęgnacji, ale także w walce z różnorodnymi problemami skórnymi.
Pai oferuje pojemność
30 ml w cenie £22.00 i wedle oznaczenia na opakowaniu mamy 6 miesięcy na
jego zużycie. Przy regularnym stosowaniu jest to jak najbardziej wykonalne. W
moim przypadku olejek starczył na ponad 4 miesiące, przy czym początkowo
używałam go jedynie doraźnie np. tuż po opalaniu, spędzonym całym dniu w
plenerze itd. wybiórczo na drobne rany lub skaleczenia. Pełen etat zyskał na
przełomie lipca i sierpnia.
Szklane opakowanie, praktyczna pipeta której jedynym minusem
jest dość twardy gumowy uchwyt. Wymaga mocnego ściśnięcia zwłaszcza pod koniec
opakowania.
Firma deklaruje,
by dla jak najlepszych rezultatów sięgać po niego dwa/trzy razy w tygodniu i
wystarczą dwie lub trzy krople lub jedna bądź dwie wymieszane z używanym
kremem. Wybrałam wariant samodzielny,
nie czułam potrzeby wzbogacania nim jakiekolwiek kremu. Mówiąc szczerze, im
dłużej go stosowałam i odczuwałam efekty było mi szkoda odstępować od takiego
wariantu. Co więcej, przez kilka tygodni używałam go zgodnie z instrukcją, by
potem sięgać codziennie na noc i tak na przemian. Myślę, że kiedy wrócę do
niego ponownie, a zrobię to na pewno, będzie mi zastępować jednocześnie krem na
noc. I w tym momencie dotarłam do kluczowego momentu, w którym olej pokazał
swoją MOC.
Olejowa konsystencja może wskazywać na niczym nie
zaskakującą formułę, a jednak jest inaczej. Z jednej strony mogę go przyrównać
do suchego olejku, wchłania się bardzo szybko i zostawia przyjemny glow na
skórze. Nie ma mowy o efekcie smalcu. Jest
delikatny, pozbawiony lepkości. Nie wymaga także zabezpieczenia kremem,
sama w sobie idealnie natłuszcza, nawilża i przywraca równowagę. Najszybciej efekty zobaczyłam na obszarach
gdzie rosacea aktywnie daje o sobie znać, olejek potrafi także wyciszyć rumień,
co przy regularnym stosowaniu jest bezcenne. Zwłaszcza w chwili kiedy
pojawiają się zmiany grudkowe powiązane ze zmianami hormonalnymi. Wtedy z
reguły tylko leki działały na tyle skutecznie. Dlatego też chętnie po niego
sięgałam i połączony z pielęgnacją Oskia stanowił mój dream team pod kątem
profilaktyki cery z trądzikiem różowatym. Przyspiesza
także gojenie drobnych ranek, skaleczeń bądź pozostałości po pryszczach.
Wyrównuje koloryt cery, ponadto mam wrażenie że podkreślił jeszcze bardziej brzoskwiniowy
odcień mojej cery. Wpływa na przywrócenie elastyczności i jędrności skóry,
widzę to zwłaszcza w okolicy nosowo-wargowej – czas nie stoi w miejscu :P
Pai Rosehip
BioRegenerate Oil stał się moim kosmetycznym odkryciem tego roku! :) Wrócę
do niego na pewno, bo warto mieć dobrze działającego pewniaka i doceniać tak
zwyczajne, podstawowe produkty, które przy regularnym stosowaniu przynoszą same
korzyści.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.