O poduszkach,
czyli podkładach w formie poduszki słychać od dawna. Temat nie był mi bliski,
czytałam co nieco bez większego zainteresowania ;) To chyba nie była moja pora.
Do czasu :D
W marcu, Ania - Dwa Koty zaprezentowała na swoim
blogu kolejną poduszkę. Tym razem, to YSL /recenzja/ Od tamtego czasu czekałam grzecznie na premierę w
UK i wiedziałam, że kupię. Jej recenzja oraz to, co napisała o podkładzie
przekonały mnie o dobrym kierunku. I w taki oto sposób kupiłam jak tylko weszła
do sprzedaży.
Nie będę rozwodzić się nad opakowaniem, ono za bardzo mnie nie interesuje,
aczkolwiek stylistyka firmy w której zostało utrzymane robi swoje i na pewno
można je wyciągnąć bez skrępowania w obecności innych ludzi. Funkcjonalne
lusterko, dołączona gąbeczka (dla mnie wyłącznie do użycia w domu, dość ciężko
się ją czyści :/ więc do wersji torebkowej nie bardzo ją widzę. Ewentualnie
można pomyśleć nad jakimś zestawem jednorazowym? Widziałam coś podobnego, choć
struktura samej gąbki była inna.) oraz wkład, który możemy z powodzeniem
wymienić po zużyciu dotychczasowego. Z tego co wyczytałam, ten rodzaj poduszki
nie pasuje do innych firm poza tymi z L'Oreala (o L'Oreal Paris Nude Magique
Cushion Foundation będzie innym razem, bo kupiłam z ciekawości).
Pojemność 14g w cenie £35.00, wkłady £25.00 - jeszcze nie wiem na ile mi starczy
opakowanie więc nie wypowiadam się wobec wydajności. Natomiast osobiście lubię
zużyć podkład w granicach PAO lub przez dany sezon. PAO w tym wypadku, to 12M.
Skład INCI
Mój odcień to B20 i dzisiaj mogę śmiało powiedzieć, że zostanie
zastąpiony ciemniejszym. Ten jest dla mnie za jasny. Nie spodziewałam się, że
na skórze okaże się o tyle za jasny dla mnie. Niemniej w pełnym makijażu ten
efekt rozjaśnienia zanika na całe szczęście :)
W samym
opakowaniu, na placu a potem roztarty na skórze B20 nie zapowiada tej bladości
;) a jest to w rzeczywistości zdecydowanie
bardzo jasny chłodny beż.
Podoba mi się jak
tonuje, schładza koloryt skóry. Ładnie
ujednolica całość twarzy, koryguje zaczerwienienia. I to wszystko przy pierwszej warstwie. Na uwagę
zasługuje jego zachowanie, jest niczym
druga skóra. Do tego optycznie wygładza szczególnie moje pory :D Podkład,
którego nie czuję na skórze. Jest lekki i jedna warstwa robi za całość. Niby
moja twarz, ale całkiem inna.
Mimo wszystko B20
nie jest moim odcieniem tak do końca.
Wykończenie w moim odczuciu, to dewy skin i
szalenie podoba mi się w takim wydaniu.
Na zdjęciu mam
nałożony podkład i korektor La Prairie
Cellular Concealing Brightening Eye Treatment 10.
Aplikacja. Wypróbowałam dołączoną gąbeczkę, która pomimo
trudnego czyszczenia faktycznie robi to, co do niej należy. Niestety pranie jej
doprowadza mnie do szewskiej pasji :/ dlatego też wybieram opcję z gąbką BB
oraz pędzlami. Faworytami do nakładania poduszki stały się pędzle z MJ The Face
II Sculpting Foundation Brush No. 2 The Face III Buffing Foundation Brush /prezentacja/ oraz
Zoevy 104 Buffer oraz 125 Stippling.
Mam cerę dojrzałą, mieszaną z rosacea i to, co robi ten podkład na mojej skórze
zachwyca mnie z każdym dniem. Puder utrwalam delikatnym obłoczkiem pudru Secret
Set z Senny, który zapracował na miano najlepszego pudru wykańczającego. Jest
wielka miłość!
Nie zależy mi na
macie absolutnym, skupiam się głównie na
okolicy oczu oraz strefie T. Z czasem pojawia się błyszczenie, to normalne.
Jednak bibułka matująca zdaje egzamin bez naruszania makijażu. Nie jest to
podkład typu long lasting, dlatego też jeżeli będziemy wycierać nos, pocierać twarz,
to jasne że pojawią się plamy. Natomiast w normalnych warunkach, bez większej
ingerencji makijaż wygląda dobrze. To także kolejny atut tego kosmetyku,
podkład ładnie stapia się z cerą i z czasem pojawiające się sebum nie stanowi
problemu. Nic mi nie spływa i nie wyglądam jakbym wysmarowała się kostką masła.
Moimi
newralgicznymi rejonami są: okolice oczu, nosa oraz policzki. To tutaj
najczęściej podkład potrafi się zbierać i uwydatniać takie problemy jak
podrażniona i łuszcząca się skóra. Rzadko zdarza się tak, by podkład leżał
idealnie, bez żadnych skaz i w ciągu dnia nie pokazywał się ze złej strony ;) W
przypadku Fusion Ink Cushion Foundation nie muszę przeprowadzać lusterkowej
kontroli co jakiś czas. Ładnie leży na pielęgnacji podstawowej (serum+krem)
oraz kremie z filtrem (w tym wypadku sprawdzone kremy z filtrem Lancome i
Lancaster).
Tyle słowem wstępu odnośnie tego podkładu. Na więcej musi sobie zapracować :) Jeżeli
przez cały czas będzie generować taki poziom zadowolenia jak teraz, to szykuje
się kolejny hit na miarę nowej odsłony Touche Éclat Le Teint Foundation,
którego recenzja pojawi się niebawem.
Myślę, że czas jaki mu dałam (będzie już ponad pół roku) jest w pełni
miarodajny :) Tymczasem kończę swój
wywód ;) i pamiętajcie, to są tylko pierwsze wrażenia :)
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.