Marka Tatcha, to ekskluzywna pielęgnacja a
przynajmniej do takiej aspiruje. Moje zainteresowanie ich ofertą nastąpiło dawno temu i cały czas
przymierzałam się do zakupów, lecz gdzieś tam ostatecznie zapalała mi się
czerwona lampka i rezygnowałam. Intuicja nie zawodzi ;)
Kiedy już byłam o
krok od zamówienia, Dwa Koty
opublikowała wpis /link/ i nastąpiła lawina zdumienia. Po pierwsze japońska firma (tak sobie
myślałam wcześniej nie zagłębiając się historię jej powstania), która ma siedzibę
w USA nie sprzedaje swoich kosmetyków w Japonii (zapala ci się już czerwona
lampka?) i na jednym z produktów ( o którym za jakiś czas będę pisać) jest
informacja "Formulated in Japan, Made in USA" (fiu fiu coraz
ciekawiej, choć akurat rzeczony peeling ma opis "Made in Japan",
niestety nie wiem gdzie został opracowany - nie mam pełnego opakowania i prawdę
mówiąc po bliższym zapoznaniu się z tym proszkiem mało mnie ono interesuje. Dlaczego, o tym będzie nieco później. Polityka firmy budzi sporo emocji,
zwłaszcza w świetle tego, co opisała Dwa Koty. Każdy może wyciągnąć wnioski
samodzielnie. Mnie w takiej sytuacji z reguły odechciewa się dalszych zabiegów
i wolę wydać pieniądze gdzie indziej. Tak też zrobiłam. Odpuściłam zamówienie i
zapomniałam o całej sprawie mając jedynie w głowie, że krem INDIGO został
pewnego rodzaju odkryciem. Na plus :D Jako jeden jedyny!
Tatcha to amerykańska firma, która inspiruje się
Japonią tworząc swoje produkty i jest to udany marketing w świetle tego jak
większość konsumentów bez zgłębiania szczegółów daje się ponieść tej fali.
Wystarczy prześledzić wpisy i poszperać trochę w sieci.
Kiedy w mojej głowie zostało tylko wspomnienie o
firmie Tatcha otrzymałam
paczkę od Ani, a w niej ten oto peeling enzymatyczny. I w taki sposób mogę
podzielić się moimi wrażeniami, odwołać się do podobnych proszków w tym
przedziale.
Pełnowymiarowe
opakowanie 60 g kosztuje $65 (+/- ok. £50)
Skład INCI wg strony producenta
Oryza Sativa (rice) Powder, Microcrystalline Cellulose,
Potassium Myristate, Camellia Sinensis (green Tea) Leaf Extract, Dipotassium
Glycyrrhizate (licorice Extract), Oryza Sativa (rice) Bran, Algae Extract,
Papain (papaya Extract), Glycerin, Dextrin, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate,
Iron Oxides (cl 77491), Ultramarines, Mica, Alcohol, Phenoxyethanol
Wersja
"gentle" przeznaczona jest dla cery suchej, opis producenta:
"What it is:
A water-activated enzyme powder exfoliant and cleanser of
Rice Bran, papaya enzymes and our anti-aging HADASEI-3™ Complex. Reveals skin's
natural gleam.
Why it's different:
Exfoliates and tones without harsh abrasives for smooth,
bright, baby-soft skin. The second step in our signature Kyoto Cleanse.
Who it's for:
For dry skin, created with soothing Licorice Root extract.
Non-irritating. Non-sensitizing. Dermatologist tested."
oraz jak możemy
dobrać właściwy preparat dla naszej skóry /link/ Wszystko czytelnie opisane, przejrzyste menu.
Normalnie zawartość strony krzyczy: kup mnie!
I teraz tak, pomyślałam sobie, że skoro jest to produkt dla
cery suchej, to będzie sukces. Przecież musi być delikatny i na pewno nie zrobi
mi krzywdy. Zastosowanie tego proszku
prawie nie różni się wiele od tych, z którymi już miałam do czynienia. I
jak to zwykle bywa "prawie"
robi różnicę. Zaczęło się od sprawdzenia pH - OMG, tego nie przewidziałam.
Celowo umieściłam
pasek powyżej, by zobrazować zabarwienie się papierków - jest pomiędzy 10 a 11.
Druga rzecz, granulki niby się rozpuszczają, lecz nie do
końca (do podobnych drapaków zaliczę Dermalogica Daily Microfoliant, Indeed
Laboratories Facial Powdered Exfoliator). Nie
jestem zwolenniczką, że im lepiej drapie tym lepiej, obojętnie czy chodzi o
twarz, czy ciało. Warto pamiętać, że takie zdzieraki potrafią ranić skórę.
Nawet "skóra słonia" ma swoje granice odporności. No ale, każdy robi
jak uważa za stosowne. Osobiście jestem na nie. Jednorazowa akcja narobiła
więcej szkody niż pożytku. Skóra wyglądała gorzej niż z okresu, gdy miałam
największe problemy z rumieniem. Rozpalona, to już nie było tylko
zaczerwienienie, dominujące uczucie ściągnięcia (co nie dziwi przy takim pH). Najgorsze
było to, że Tatcha POLISHED Gentle Rice Enzyme Powder zaognił zmiany związane z
rosacea (których PRZED użyciem nie było widać). To był przysłowiowy gwóźdź do
trumny dla grudek. I nie ma co się dziwić, szkody narobiło nie tylko wysokie
pH, ale i konsystencja samego proszku. Myślę, że przed większymi problemami
uratował mnie rozsądek i szybkie zmycie tego czegoś z twarzy. Minęło kilka dobrych dni zanim mogłam bez przerażenia spojrzeć w lustro.
Dla mnie ten
peeling okazał się niewypałem, na szczęście nie zdecydowałam się na zakup
pełnego wymiaru i miałam okazję poznać go w takich, a nie innych
okolicznościach. Mój entuzjazm osłabł, zjechał do zera.
Była to cenna
lekcja, z której wnioski wyciągnęłam bardzo szybko.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.