Zacznę nietypowo, ale to tylko, dlatego, że rzadko zdarza mi
się pisać pochwalne recenzje na temat produktu, który składowa mnie nie
zachwyca. Dlaczego? Bo akurat MONU
reklamuje się, jako firma naturalna z przyjaznymi składami wykorzystująca
wszystko TO, CO najlepsze a tymczasem połowa czołówki składu INCI wygląda tak
Poj.15 ml/ cena ok. 13 funtów
I co teraz pomyślałyście? Że to jakiś kiepski żart. Nawet
dla laika skład nie prezentuje się, jako naturalny…, ALE po bardzo udanym
używaniu Professional
Skincare Moisture Rich Collagen stwierdziłam, że dam szansę. Nie
jestem ortodoksyjna wobec składów, ale lubię wiedzieć, za co płacę. Z drugiej
strony przekonałam się, że nie wszystko naturalne, co mi dobrze służy. Moja
cera nie bardzo polubiła się z wieloma półproduktami czy ofertą BU/ ZSK/
Mazidła- każdy musi dla siebie znaleźć złoty środek. Bez testowania się nie
obejdzie.
Calming Cream nie jest typowym kremem do stosowania
globalnie. Pomaga zredukować zaczerwienienia i podrażnienia. Wg producenta zapewnia natychmiastowe
działanie na wszystkich rodzajów skóry a przede wszystkim dla wrażliwych.
Nakładamy go punktowo, delikatnie wmasowując w wybrane obszary zostawiając do
wchłonięcia.
Można stosować go rano
i wieczorem. Nie jest zalecany po elektroterapii.
Składniki aktywne:
arnika, bisabolol, olej kokosowy, rutyna, ekstrakt z kasztanowca, hydrolizowane
proteiny pszenicy
Krem posiada zielony kolor, konsystencja jest śmietankowa,
dość zbita jednak dzięki pomysłowemu opakowaniu – pompka- wygodnie wydobywamy
kosmetyk z opakowania. Jedna aplikacja starcza na obszar naczyniowo-rumieniowy,
w moim przypadku to policzki.
To, co od razu mi się rzuciło w oczy to, że krem jest odrobinę
tępy i pastowaty- nie do końca wiedziałam jak się z nim obejść, ale po kilku
próbach okazało się, że najlepiej spisuje się nakładany bezpośrednio na skórę (
używam go wyłącznie rano) a później sięgam po krem nawilżający. Nałożony
punktowo i delikatnie wmasowany szybko stapia się z cerą i wizualnie tonuje
widoczne zaczerwienienie z czasem widać to coraz mniej, bo… widać jego
działanie!
Przyznam się, że używałam go bez przekonania. Czasami tak
chyba każda z nas ma, że cos tam się wykorzystuje, ale nie śledzimy
zmian/działania ze szczególną uwagą. Tak też było tym razem. Pewnie nawet nie
zorientowałabym się ;) gdyby nie to, że miałam okazję przebywać kilka dni pod
rząd przez jakiś czas na terenie gdzie Słońce prażyło niemiłosiernie. Co prawda
angielskie lato jest bardziej łaskawe niż temperatury w Polsce ale kiedy musimy
przemieszczać się po otwartej przestrzeni bez grama cienia to robi swoje i
nawet przyjazne 22 stopnie zniechęcają ;) Poza tym to właśnie moje naczynka nie
bardzo lubią się z takimi warunkami, od razu wykwita mega rumieniec na mojej
twarzy i prezentuje się niczym ruska babuszka… Zresztą każda zmiana temperatur
nie wpływa na nie korzystnie.
W każdym razie w takich dniach wracałam do domu i pełna
zainteresowania oglądałam swoją twarz. Bo nie musze mówić jak miłe było
przebywanie wśród ludzi i komfort nie posiadania pąsowych rumieńców, prawda? ;)
Problem znany dla każdej osoby, która boryka się z cerą skłonną do naczynek/rumienia
itd.
Druga sprawa. Demakijaż i tak skromnego makijażu, ograniczam
się obecnie tylko do kremu
tonującego Caudalie, który zostawia wspaniały efekt muśnięcia
słońcem. To mój faworyt na lato! A dla wykończenia delikatna warstwa pudru MAC
Prep+prime - niebawem go zrecenzuję
ponieważ uważam, że to był jeden z lepszych zakupów w ostatnim czasie z
kolorówki!
Po zmyciu takiego zestawu skóra nadal jest uspokojona z
wyrównanym kolorytem. Dawno już nie miałam takiego komfortu.
W ostatnim czasie wprowadziłam pewne modyfikacje (min. Merz Spezial) do swojej
codziennej pielęgnacji i wiem, że całościowo ma to dobre efekty ale od kiedy
zaczęłam używać Calming Cream Rozex stosuję tylko raz dziennie, wyłącznie na
noc i w bardzo okrojonej wersji. Mile mnie to zaskakuje i dobrze wróży na
przyszłość co więcej mam już gotową listę tego, co kupię z Monu. Chcę poznać
bliżej firmę nawet jeżeli nie do końca leży mi jej przesłanie. Zobaczymy ile
produktów jest wartych uwagi.
Przyznam się, że gdyby nie Glossybox to nie poznałabym tej
firmy i ominęłaby mnie taka niespodzianka! Dla moich naczynek to ważny element
pielęgnacji i co lepsze, przerobiłam wiele aptecznych marek, które deklarowały
podobne działanie a nic takiego nie miało miejsca.
Bałam się, że krem może dodatkowo przesuszyć partie
policzków bo na nich z reguły borykam się z suchością ale nic takiego się nie
dzieje. Jest OK.
Krótko i na temat:
+ działająca formuła – spełnia obietnice producenta
+ wygodny aplikator
+ zielony kolor tonuje zaczerwienienia ale nie należy
traktować go jako korektora
+ wydajny
+ nie wysusza, nie podrażnia
- skład INCI, który nie do końca pokrywa się z ideologią
firmy, że to największy minus w tym przypadku bo na pewno wiele osób nie
zakupiłoby go świadomie w tym i ja;)
Uważam, że po rozpatrzeniu wszystkich za i przeciw
poleciłabym ten krem jako godny zakupu więc jeżeli nie jesteś ortodoksem w kwestii
składów oraz użytych składników a borykasz się z problemami cery naczyniowej to
warto sięgnąć po Monu Calming Cream. Przystępna cera za produkt, który
faktycznie działa w przypadku takiej grupy docelowej jest dość istotna tym
bardziej, że pierwsze efekty widać już po pierwszym tygodniu! Jak do tej pory
nie znalazłam podobnego produktu na półce aptecznej a miałam wiele różnych
specyfików, których działanie było przeciętne i wymagało dłuższego czasu aby
zauważyć efekty. Ciekawe jest jak przy takiej kombinacji składniki aktywne
naprawdę działają i nie jest to jedynie pusta obietnica.
Może ktoś poza mną używał produktów tej marki i jest w
stanie podzielić się miarodajną opinią? Jestem jak najbardziej zainteresowana
tym bardziej, że chcę kupić kilka innych kosmetyków z tej firmy.
A jeżeli nie znacie to czy moja recenzja przekonuje Was, że
warto?
Pozdrawiam!
o kurde ja zapomniałam, że on jest zielony
OdpowiedzUsuńTo dobrze czy źle? ;) bo nie bardzo rozumiem :P
Usuńjestem szalona, odpisuję pół roku później, ale nie szkodzi. To dobrze, to bardzo dobrze, bo co zielone to dobre. na naczynka znaczy ;)
Usuńprzeczesuję ebay, jeszcze nie znalazłam w jakiejś atrakcyjnej cenie.
W sumie cery naczynkowej nie mam :)
OdpowiedzUsuńSkład składem (ja nie lubię glikolu propylenowego), ale ostatnio testuję matujący krem z Tołpy, skład ma taki sobie (glikol prawie na początku), ale póki co mnie nie wypryszczyło. A i krem spisuje się nieźle.
Mnie jak narazie ten składnik nie przeszkadza więc myślę, że to raczej się nie zmieni. Z Tołpy dawno nic nie miałam, słabo znam ich ofertę ale ważne, że krem Ci służy. Póki co zachwycona jestem Calming Cream, bo efekty są niesamowite! :)
UsuńFajny ;D
OdpowiedzUsuńNa mojej skórze sprawdza się :)
UsuńAle to co mówią o składzie i sam skład hahaha nawet ja tu chemikalia widzę. Arnika w składzie... lubię to zielsko, jako maść świetnie działa na przykład na blizny.
OdpowiedzUsuńRozbieżność niezła ale... i tak do niego wrócę bo warto. Lepiej by wypadli gdyby nie było tej całej otoczki. Nie jestem przeciwko chemii ale nie udawajmy, że jej nie ma.
UsuńCo do arniki, u mnie ona świetnie działa na wszelkie stłuczenia, siniaki i wspomaga regenerację dlatego sięga często po arnikowy żel z Flos leku.
Muszę przyznać, że zachęciłaś mnie do zapoznania się z tym cudem. Mam naczynkową, łatwo ulegającą podrażnieniom skórę i ten krem mógłby okazać się ciekawym dodatkiem do mojej aktualnej pielęgnacji. Ciekawe czy ta marka jest w ogóle dostępna w Polsce... Muszę się rozejrzeć :)
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia czy jest dostępna w PL ale zawsze można kupić online. Feelunique chyba nadal wysyła do PL a przesyłka jest bezpłatna, tak było jakiś czas temu kiedy korzystałam z zakupów.
UsuńHm, mam cerę naczynkową, więc to chyba coś dla mnie:) poczytam jeszcze o tym
OdpowiedzUsuńWarto :) Nie jest ideałem ale osoby, które borykają się z takimi problemami każdy dobrze działający kosmetyk jest na wagę złota ;))
Usuńa ja nie wiem. na mnie nie działa lepiej niż np. avene antirougeurs. tak, spowalnia wykwit rumieńca, ale avene robił to samo. z mojego serum na naczynka z BU byłam bardziej zadowolona, bo chroniło nie tylko naczynka, ale jeszcze działało na skórę pod oczami :)
OdpowiedzUsuńno ale Ty jednak masz bardziej problematyczną skórę niż ja i należy się tylko cieszyć, że ten krem tak Ci służy :)
W moim przypadku Antirougeurs było poprawne ale ja nie przepadam za Avene, przerobiłam większość ich oferty i stwierdziłam, że szkoda czasu ;)
UsuńPod oczy muszę mieć preparat, który mi nie migruje i tutaj jest dość wybredna bo dodatkowo skóra jest bardzo sucha.
Ten krem to pewne moje małe odkrycie:) i na pewno przy nim pozostanę, chyba że znajdę coś lepszego:)
Niestety moja skóra zdecydowanie potrzebuje określonej pielęgnacji i niestety jest starsza :P
faktycznie widać różnicę.. na składach się i tak nie znam, więc mi to różnicy nie robi :)
OdpowiedzUsuńa z Monu mam mniej dobre skojarzenia, bo w Glossy dostałam krem do rąk, który okazał się średniakiem ;)
I to właśnie chciała pokazać na zdjęciach :) Ma działanie pielęgnacyjne, które u mnie się sprawdza:)))
UsuńCzyli krem można sobie odpuścić ;) Warto wiedzieć:*
Jeśli o mnie chodzi to generalnie jestem dość sceptyczna w odniesieniu do zielonkawych mazideł ;) Ale i nie mam problemów z zaczerwienieniami na twarzy, więc nie mam potrzeby ich korygować :)
OdpowiedzUsuńZadaniem tego nie jest korygowanie ale łagodzenie za czym idzie mniejsza reaktywność skóry ;)
UsuńJeżeli chodzi o działanie o korygujące to najlepiej wspominam bazę z MUFE oraz Mariza miała w swojej ofercie podkład lub korektor, już nie pamiętam dokładnie bo nawet swojego czasu szukałam tego z Pam ale okazało się poza zasięgiem a szkoda...
w Glossybox UK był krem na noc z MONU. Jestem nim zachwycona!
OdpowiedzUsuńA który dokładnie? bo bardzo enigmatycznie napisałaś;)
Usuńnie znam się na produktach do cery naczynkowej ale ten zdaje się spełniać swoje zadanie :)
OdpowiedzUsuńNie znam tej firmy, ni produktu, ale efekty jak widać są niesamowite.
OdpowiedzUsuńHexx skąd dorwałas skład?
OdpowiedzUsuńJa mam ten MONU z GB i jest super:)Ku mojemu zaskoczeniu, ale z tym składem fakt trochę przekombinowali. Choc zdaję sobie sprawe,że pewnych czynników nie da sie ominąć.
Jak to skąd?:P z opakowania, które było dołączone do kremu. W odróżnieniu do GB gdzie tamten krem był bez opakowania po zakupie Calming Cream okazało się, że firma jednak opakowania z pełnym składem posiada więc teraz pojawia się pytanie- czy to był celowy zabieg z ich strony?
UsuńPomijając wszelkie niedociągnięcia Calming Cream robi swoje, jestem zadowolona na tyle, że apteczne preparaty nie dawały mi takiego efektu. Zobaczymy jak długo zostanie on utrzymany.
Myślałam, że skoro wszystko co dobre jest tak daleko w składzie to i rezultaty będą słabe. Fajnie, że okazało się inaczej. Ten zielony kolor świetnie maskuje zaczerwieniania. Działanie na większą skalę to jego zdecydowany plus :)
OdpowiedzUsuń