(Z)Używam* spore ilości kosmetyków, które nie mają nic
wspólnego z prowadzeniem bloga, nie :) Przyjemność sprawia mi sięganie po udane produkty, które nie tylko przynoszą korzyści w
formie działania, lecz przy okazji ładnie pachną/dobrze wyglądają/cieszą zmysły itd.
Krótko mówiąc, cenię połączenie przyjemnego z pożytecznym. Blogi wzmagają apetyt.
The Secret Soap Store
przez długi czas kusiło mnie swoją ofertą, ale nie było w moim zasięgu. Zamówienie
online za granicę stwarzało problemy... jednak ponad 1,5 roku temu
wykorzystałam okazję podczas pobytu w Polsce i dałam się ponieść fali zakupów.
Zamawiałam na firmowej stronie KLIK! Mają świetny system
lojalnościowy oraz dodatkowe bonusy. Przesyłki są bardzo dobrze zabezpieczone,
proces nadania także na plus. Ze swojej strony polecam. Do tego, przy każdym
zamówieniu dostawałam pokaźny pakiet próbek, które pozwoliły szybko wyłonić
faworytów.
O kilku produktach
wspominałam już na blogu /recenzje/ i wiem, że jak tylko
pojawi się okazja, dokonam zakupów po raz kolejny.
Przy okazji pytanie do Was, jak z dostępnością stacjonarną?
Pytam się, bo widziałam w Hebe kilka produktów na półce i ciekawa jestem, czy
to stała oferta lub nie.... A może są inne sklepy z ich asortymentem?
Dzisiaj zaprezentuję
krótki przegląd tego, co używałam przez ostatnie miesiące, do czego wrócę, co
mnie zachwyciło :)
Zapraszam :)
Krem do stóp 15% masła Shea
Wszelkie specyfiki do
stóp zużywam w ilościach hurtowych, ponieważ zdaję sobie sprawę, że to moja
pięta Achillesa. Dosłownie :) Zmiana nawyków o których pisałam tutaj bardzo wiele mi dała. Świetnym pomocnikiem stała się tarka do stóp
Tweezerman Pedro Smoothing Stone, odkrycie 2013 i pora na pełną recenzję. Co prawda kremy do stóp
zdradzam z maścią do stóp Gehwol, ale nie
sposób wspomnieć o produkcie z TSSS. Maść poleciła mi kiedyś Wszystko co mnie zachwyca
a Wam polecam Jej recenzję :)
Fantastyczny produkt,
który super sprawdza się także do pielęgnacji dłoni/skórek. Nawilża, natłuszcza
i regeneruje po mistrzowsku. Kiedyś o nim napiszę :)
Ad rem :D
Praktyczne opakowanie,
udawane aluminium jest plastikiem. Podwójne zabezpieczenie przed macantami (nie
wiem, czy nadal tak jest bo widziałam nową szatę graficzną kremów do rąk).
Konsystencja:
treściwa, bogata ale to idealny krem na noc, kiedy już nie będziemy biegać po
domu lub założymy skarpety. Ta druga opcja jest mi bardzo bliska :)
Bardzo przyjemny zapach :) Wydajny. Wywiązuje się z obietnic.
Krem świetnie
natłuszcza i przywraca pożądane nawilżenie, miękkość i skóra stóp staje się
naprawdę przyjemna. Nawet okazjonalne użycie przynosi korzyści więc to idealny
produkt dla zapominalskich lub będących w potrzebie.
Oczywiście nie jest to produkt wszystko robiący, ale jeżeli szukamy
zmiękczenia, ukojenia, przywrócenia nawilżenia to ten produkt zapewni nam ten
efekt. Nie bądźmy łapczywi, to tylko krem do stóp :)
Krem do rąk 20% masła Shea Pomarańcza
Niepozorna tubka,
która skrywa prawdziwą pielęgnacyjną bombę :) Co prawda do szału doprowadza
mnie zakrętka (kto zadecydował o niej się pytam?!) oraz fakt, że nie jest to
krem „torebkowy”, TO i tak go lubię.
Dlaczego nie jest
torebkowy? Podziękować można formule, która zostawia odczuwalnie
natłuszczone dłonie, więc dla mnie odpada taka aplikacja, nie lubię zostawiać
tłustych śladów i podanie komuś lepkiej dłoni także jest średnio przyjemne, nie
żeby dłoń, jak pergamin była przyjemniejsza... Ale nie lubię i koniec kropka.
Do tego TA zakrętka, musiałabym mieć 4 ręce by obsłużyć się w biegu i
jednocześnie nie czekać aż krem się wchłonie. Zostaje opcja z chusteczką, tylko
po co marnować produkt... Ostatecznie może to zadziałać, jednak to kolejna
trudność na naszej drodze. A ja lubię łatwo, szybko i przyjemnie. Taki
ekspresowy kontakt jak np. z Caudalie /recenzja/
Opakowanie uległo
zmianie więc moje informacje są już przestarzałe i liczę, że nowa szata
graficzna nie zapowiada zmian na gorsze. Ma ktoś porównanie? :)
Pomarańcza, to
jeden z kilku dostępnych wariantów i od pierwszego kontaktu z próbką
wiedziałam, że nie chcę innego. Mój Ci ON! :D Skojarzenia mogą być różne, od
gumy owocowej po delicje. Dla mnie TEN zapach jest bardzo przyjemny, nie
przytłacza jak niektóre smarowidła tego typu.
Produkt przeznaczony
jest dla skóry suchej i podrażnionej, sama nie borykam się z tymi problemami,
choć niestety od jakiegoś czasu pojawia się u mnie suchość dłoni. Dlatego też
wykorzystywałam go przeważnie wieczorem lub podczas okresów wolnych od różnych
domowych czynności. Zużyłam 4 opakowania i śmiało powiem, pożądam więcej! Co
prawda nie przebija mojego faworyta Nuxe Reve de Miel, ale jest bardzo blisko.
Lubię po niego sięgać
także pod kątem pielęgnacji paznokci i skórek, dobrze przygotowuje dłonie
przed zabiegami manicure. Należy jedynie pamiętać o odtłuszczeniu płytki
paznokci.
I teraz mały bonus,
odczuwalne natłuszczenie dobrze zabezpiecza skórę dłoni przed działaniem
czynników zewnętrznych. Oczywiście warto pamiętać, by nie sięgać po niego na
szybko, lecz kiedy damy mu chwilę czasu dostajemy pewność, że np. nie straszna
niska temperatura, kontakt z detergentem itd. Kiedyś bardzo nie lubiłam rękawic
ochronnych, ale w połączeniu z tym kremem pozbyłam się dyskomfortu, który
zawsze mi towarzyszył podczas korzystania z nich. Przy drobnych pracach
domowych lub zmywaniu zdarza mi się omijać ten punkt programu i odczułam, że
kontakt z detergentami nie jest tak agresywny, jak bez kremu. Co więcej, po
umyciu dłoni nie muszę od razu sięgać po jakikolwiek inny produkt nawilżający.
Jest MOC.
70ml za 22zł, to dobra cena
w obliczu relacji pojemność/działanie/wydajność
i mogę przymknąć oko na pewne niedoskonałości z opakowaniem oraz formułą. Coś
za coś, w końcu 20% masła Shea w towarzystwie całej reszty nie może dać „lekkiego
kremiku do rączek o przyjemnym zapaszku” :P Za to mamy krem pielęgnacyjny z
prawdziwego zdarzenia :D
Maseczka do twarzy z borowiną i masłem Shea
Przez długi czas krzywiłam się na masło Shea, borowinę i w
sumie nie wiem dlaczego kupiłam tę maseczkę. Na dodatek brakuje mi sumiennego i
regularnego używania tego typu kosmetyków. Wiem, karygodne :D Czasami moje
wybory nie mają za grosz logiki :P W taki oto sposób do koszyka wpadła maseczka
do twarzy, która po zakupie nabierała mocy urzędowej.
Byłam nieufna, ale pomyślałam, a co tam! Kupiłam, pora
pokróliczyć.
Moja nieufność wynika
z tego, że w składzie na opakowaniu oraz etykiecie znajduje się Kaolin**, a
producent wspomina o czerwonej glince którą ja znam jako Red Clay.... Trochę
mnie to zastanawia, czy ktoś mądrzejszy wie coś więcej? Chciałabym wyjaśnić tę
kwestię.
Pierwsze użycie i
WOW! Zaczęłam sięgać po maseczkę z ogromną przyjemnością bez konieczności
przypominania sobie o niej. Nagle stosowanie stało się proste i radosne :D
Opakowanie takie
jak przy kremach do stóp i dłoni, praktyczna tubka która posiada
zabezpieczenie, podobnie jak kartonik. Dla mnie to ważne.
Rzadka konsystencja,
ale łatwo rozprowadza się na skórze, dozowanie nie nastręcza trudności.
Jednak lepiej dać mniej niż więcej. Produkt nie zasycha na twarzy w denerwujący
sposób, łatwo się zmywa. Jedynie proszę uważać, bo brudzi. Plamy potem ciężko
usunąć.
Producent zaleca pozostawienie maski na 10 minut, u mnie to
jest plus/minus dłużej. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię tego typu rzeczy robić
wieczorem, na spokojnie a potem idę pod prysznic i maskę bez problemu zmywam
przed rozpoczęciem kąpieli. Dzięki temu wiem, że już nic nie ubrudzę i
ewentualne resztki produktu zostaną należycie zmyte. Poza tym w taki oto sposób
przechodzę do dalszej części programu czyt. pielęgnacji nocnej :) Przed
maseczkowaniem zawsze sięgam po peeling, u mnie od kilku od ponad roku gości Sensai Silky Purifying Silk Peeling Powder,
uwielbiam go ♥
Skóra po zastosowaniu maseczki jest ukojona o wyrównanym kolorycie, przyjemnie miękka,
odświeżona, pory ściągnięte. Odnoszę wrażenie, że min. przyspiesza proces
gojenia drobnych niedoskonałości także działanie antybakteryjne na plus,
odnotowane :)
Nie podrażnia, dobrze wpływa na naczynka. Lubię po nią sięgać tym bardziej, że cera
przez kolejne dni dobrze się prezentuje a przy regularnym stosowaniu odpuściłam
sięganie po algi.
czuję się przekonana do kolejnego
zakupu :)
Bio-Mydło Róża
Mydełko dostałam od Kochanej Esy :* w ramach
prezentu Mikołajkowego i.... Przepadłam! Ktoś, kto uwielbia aromat róży tak
bardzo jak ja będzie zachwycony :D Cudny
zapach różanego nadzienia, które nie jest zbyt słodkie, ani zbyt różane.
Doskonale wyważony aromat pieści zmysły podczas każdego użycia i zostawia
otulającą mgiełkę na skórze ♥
Mydło używam głównie do ciała, ma dobrą wydajność. Nie zmydla się zbyt
szybko (i dobrze!) Czuję się niepocieszona, że niebawem zakończy się nasza
wspólna przygoda. Serio! Już dawno nie miałam tak uzależniającego mydła :))
Zatopione drobinki nie są zbyt ostre, nie kaleczą skóry jeżeli używamy kostki
bezpośrednio na wilgotną skórę. Nie wysusza, nie ściąga, zostawia przyjemne
ukojenie. Nie odczuwam potrzeby, by od razu sięgać po balsam.
Po prostu mrauuuu, różany orgazm pod prysznicem
:D Chcę więcej!
110g
w cenie 11,99 zł Warte
każdej złotówki :)
Oczyszczający peeling do ciała (borowina)
Klasyczne opakowanie,
pudło ze sztucznego tworzywa. Dobre zabezpieczenie. Pozostałe atrybuty
niestety już nie są tak dobre. A szkoda, bo nie wiem na kogo i na co peeling ma
działać oczyszczająco. Czyści kieszeń, to pewne :) 200ml w cenie 34,99 zł dzieląc na trzy :D
Najsłabsze ogniwo
tego zestawu. Marne właściwości złuszczające, mocno brudzi i trzeba
sprzątać po użyciu.... Nie spodobało mi się to. Wydajność żadna, starczyło na 3
razy. Głównie dlatego, że nawet na wilgotnej skórze trudno go rozprowadzić bez
strat. Na plus brak tłustej warstwy. Zapach specyficzny, borownina. Nie każdy
lubi, ja w tym wydaniu nie ;)
Określenie
gruboziarnisty rozbawiło mnie, bo pomysłodawca chyba nie miał do czynienia
z peelingiem gruboziarnistym...
Jestem na nie, postarajcie się bardziej :)
Tyle ode mnie :) A jak Wasze doświadczenia z TSSS? Dajcie
znać!
Pozdrawiam :)
*(Z)Używam, czyli cieszę się danym produktem
nie wypatrując w nim dna za wszelką cenę ;))) Nie przeszkadza mi, że mam w
użyciu 3 szampony, 4 żele pod prysznic, 3 kremy do rąk itd. Każdy ma swoje
miejsce i czas :)
**Kaolin, kiedyś ktoś powiedział, że jestem
wszystkowiedząca :P Nie, nie jestem i jak gdzieś palnę gafę, to potrafię się do
tego przyznać. INCI interesuję się hobbystycznie, dla siebie i bazuję na
fachowej literaturze/serwisach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.