Barrier Repair to
produkt nawilżający skierowany do skóry wrażliwej i podrażnionej, naczyniowej. Wchodzi
w skład serii UltraCalming. Oparty na silikonowej bazie zawiera olej z
wiesiołka, ogórecznika, vit. C i E, ekstrakt z owsa, imbiru.
Pełen skład
poniżej.
Jeżeli ktoś skreśla pielęgnację na bazie silikonów, to nie
sądzę aby ten preparat przyciągnął jego uwagę. Sama kieruję się innymi
kategoriami i Barrier Repair sprawił, że doceniłam dobre połączenia składników
które przekładają się na odczuwalne efekty. Nie korzystam z niego regularnie,
wszystko zależy od kondycji mojej cery. Długo też odkładałam tę recenzję,
ponieważ chciałam być pewna. Po niemal roku korzystania z jego dobroczynnego
działania trzecie opakowanie utwierdza mnie w przekonaniu, że warto podzielić
się wrażeniami.
Wiek 30+ (bliżej czwórki niż
trójki:P)
Charakterystyka cery: mieszana w kierunku tłustej z okresowym problemem w strefie T, cera płytko unaczyniona z tendencją do zaczerwienienia, walczę z trądzikiem różowatym.
Charakterystyka cery: mieszana w kierunku tłustej z okresowym problemem w strefie T, cera płytko unaczyniona z tendencją do zaczerwienienia, walczę z trądzikiem różowatym.
Suchość skóry na policzkach i problem ze strefą T
a szczególnie czołem wymusza stosowanie dwóch produktów pielęgnacyjnych.
Najczęściej łączę różnego rodzaju sera z nawilżaczami, które dobrze spiszą się
na strefie T i nie będą wpływać na przyspieszony proces przetłuszczania się
skóry
Kilka szczegółów
technicznych. Charakterystyczna tubka dla produktów tej marki, która
znajduje się w kartoniku z zabezpieczeniem w postaci hologramu. Praktyczny
aplikator. Pojemność 30ml w cenie ok. £35
Bezbarwna żelowa
formuła o neutralnym dla mnie zapachu. Wydajność przeciętna, kiedy używałam
go regularnie starczał mi na ok. 3 miesiące. Nie odnotowałam podrażnienia,
zapychania o którym tak głośno ;) Warto za to obserwować swoją skórę i brać
poprawkę na całość używanych produktów. Poza tym tak jak już wielokrotnie
podkreślałam, warto próbować/testować PRZED zakupem. Potem podejmować decyzje
:)
Osoby, które znają Monistat
lub miały z nim do czynienia będą doskonale wiedziały czego mniej więcej można
spodziewać się po Barrier Repair. Kto nie zna, niech nie sugeruje się
silikonami w bazie. Konsystencja
jest bardzo delikatna, zostawia satynowe wykończenie, nie obciąża skóry. To
produkt, który przynosi odczuwalne efekty i jednocześnie daje komfort nagiej
skóry. Delikatny woal, który zabezpiecza, łagodzi podrażnienia, koi i stanowi
świetną bazę pod makijaż, pod filtry. Lubię go łączyć z większością mojej
pielęgnacji, świetne efekty przynosił w duecie z UltraCalming Serum Concentrate /recenzja/
Dlaczego wracam do
Barrier Repair? Z kilku powodów, ale najważniejsze jest działanie, którego
nie uzyskuję żadnym innym produktem. Osoby, które borykają się z problemami
skórnymi podobnymi do moich wiedzą jak trudno jest dobrać pielęgnację, która
faktycznie działa. O ile unormowany stan skóry nie przynosi większych
niespodzianek, to kiedy pojawiają się podrażnienia wywołane czynnikami
zewnętrznymi jest ciężko. Skóra nie dość że nadreaktywna, wymagająca
specjalnego traktowania, to próba doprowadzenia się „do ludzi” bywa często
trudna. Trądzik różowaty jest podstępny i pomimo używanych leków bywają
dni/okresy lepsze bądź gorsze. Czasami przygotowanie minimalistycznego makijażu
jest wzywaniem. O ile zaczerwienienia zakryjemy, to z grudkami nie sposób
walczyć. TO widać i nawet najlepszy podkład/korektor/puder nie dają rady. Baza
pod makijaż sama w sobie nie zawsze przynosi pożądany efekt. Dorzućmy jeszcze
do tego przetłuszczającą się strefę T i bardzo suche policzka, a nawet mistrz
makijażu nie będzie zadowolony z efektu końcowego. Więcej wyliczać nie muszę...
W warunkach domowych zawsze
możemy posiłkować się czymś jeszcze, a w razie problemów poszukać
dodatkowego rozwiązania. Wychodząc z
domu już nie mamy takiej alternatywy, pozostają tylko drobne poprawki. I tutaj
muszę powiedzieć, że Barrier Repair daje
mi K O M F O R T. W tym zawiera się wszystko, od działania pielęgnacyjnego
po współpracę z makijażem.
Bywały dni kiedy skóra bolała mnie tak, że nie byłam w
stanie nałożyć na nią nic więcej poza tonikiem, Rozexem i Barrier Repair. I w przeciągu
pół godziny od aplikacji cera była już na tyle ukojona, że przygotowanie
makijażu nie stanowiło wyzwania. Oczywiście bez zbędnych dodatków, korektor i
puder. Optymalne rozwiązanie.
Zakup tego produktu był
jedną z najlepszych decyzji :) Nie wyobrażam sobie, by mogło go u mnie
zabraknąć. Niepozorna tubka o wielkiej mocy. Myślę, że warto spróbować jeżeli
ktoś posiada problemy podobne do moich.
Moje poprzednie posty na temat produktów Dermalogica
Redness Relief SPF 20
/recenzja/
Serum Concentrate /recenzja/
Olejek PreCleanse /recenzja/
Niebawem pojawią się kolejne :)
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.