Tra-La-La i…. Po raz kolejny dałam się nabić w Diora. Dosłownie. Jeśli mnie czytacie regularnie wiecie, że
logo, czy sama marka nie robią na mnie wrażenia. Liczy się działanie i
to, co znajduję w środku. Przyznaję się za to do bycia perfumeryjnym snobem :D
W pozostałych kwestiach staram się dać szansę różnym produktom. Nie stawiam
sobie ograniczeń. Tak samo jest z lakierami do paznokci, które jak na ironię pewnie
dla przeciętnej Iksińskiej stanowią dużo prostszy zakup niż dla mnie ;)
Dlatego też powstał post o boskim Minuit
z zimowej LE Diora 2013 /recenzja/
w którym podzieliłam się swoimi „za i przeciw”.
Skąd więc ponowny zakup lakieru do paznokci z półki selektywnej, skoro za każdym razem zaliczam rozczarowanie?
Skąd więc ponowny zakup lakieru do paznokci z półki selektywnej, skoro za każdym razem zaliczam rozczarowanie?
Nie wiem jak wy, ale ja
czasami obsesyjnie szukam odcienia idealnego. Moje oswajanie różu a’la nude
zaczęło się OPI Bubble Bath /recenzja/
który nie jest łatwym lakierem i bez wspomagania się nie obejdzie. Potem
przyszła pora na Rimmel New Romantic
/recenzja/
W międzyczasie pojawiło się kilku innych osobników, którzy ze względu na
mizerny materiał nie zapisali się w pamięci. Szukałam nadal, a kto szuka ten
znajdzie :) W taki oto sposób w moje ręce w maju wpadł DIOR Dior Vernis Couture Colour - Gel Shine Nail Lacquer 10ml 155 -
Tra-La-La.
Kolor emalii jak marzenie, idealnie taki, jak szukałam.
Do tego zapewnienia, co do zmiany formuły itd. Jednym słowem miała to być
kolejna, ulepszona odsłona. Od razu mówię, że znam TYLKO ten jeden odcień. Nie
kupowałam innych, nie mam porównania i mieć nie będę.
Tra-La-La to piękny pastelowy blady róż. Żelowa konsystencja bardzo przyjemna,
nie smuży, idealnie rozprowadza się na paznokciach. Idealny pędzelek. Kształt, sprężystość
i gęstość włosia sprawiają, że przykładamy do płytki paznokcia i lakier
aplikuje się sam. Magia ♥ Do pokrycia wystarczą dwie warstwy. A jeżeli ktoś lubi bardzo
delikatny i subtelny efekt jedna będzie satysfakcjonująca. Emalia bardzo szybko
schnie.
Dawno
nie miałam tak komfortowego lakieru. I w tym momencie zakres zalet kończy się i
opowiem co mi się NIE podoba.
Pojemność lakieru to 10ml i od momentu zakupu używałam
go regularnie oswajając na różne sposoby. Na początku podeszłam do tego jak
przeciętna kobieta, która lubi malować paznokcie, czyli zero wspomagaczy, sam
lakier. W końcu to Dior ;) No i klapa.... Odchodził całymi płatami po jednym
dniu. Zaczęłam kombinować z bazami i topami, też nie bardzo. Myślałam, że to
wina moich paznokci, ale kiedy na przemian używałam każdego innego lakieru w
taki sam sposób, to tylko Dior odpadał..... Cała reszta świata trwała na swoim
miejscu. Ostatnie podejście było z bazą Bonder Orly. Tuż po aplikacji wieczorem
wydawało się wszystko OK. Żadnych bąbli, nierówności. Lakier był w stanie
idealnym, nie zapowiadało się na dramat. Poszłam spać. Kolejny dzień, szybka
inspekcja i szykowanie się na imprezę. Nic nie zapowiadało wpadki, aż do
momentu kiedy już byliśmy tuż przed i nagle z jednego paznokcia lakier odpadł
całym płatem sam z siebie... Podczas imprezy zaliczyłam kolejne dwa paznokcie.
Dobrze, że było ciemno i nikt nie zwracał uwagi na moje dłonie. Zanim
wróciliśmy do domu nie miałam połowy lakieru na paznokciach :D Bosko!
Ostatnią szansą stała się baza
Nail Tek Foundation II i to ona uratowała lakier. Na pewno szybciej sięgnęłabym po NTF II, ale
miałam przeboje z dostarczeniem przesyłki (długa historia). Niestety trochę za późno,
zdążyłam zużyć go w ¾ zawartości i pozostała ilość zgęstniała. Poniżej dobrze
widać ile :)
Pewnie
poszedłby w kosz, ale pomyślałam że reaktywuję go przy pomocy Seche Restore. Kilka kropel uczyniło CUD. Dosłownie,
bo nagle lakier stał się użyteczny SOLO. Proszę sobie wyobrazić moje zdumienie.
Niewielka ilość rozcieńczalnika nie tylko uratowała końcówkę przed wyrzuceniem,
lecz przyczyniła się do zmiany mojego nastawienia. Happy end nie wydarzy
się, ponieważ emalia straciła jednocześnie zdolność schnięcia :crazy: bez
pomocy Seche Vite ani rusz!
Reasumując wszystkie wnioski, nie tego spodziewałam się po
lakierze z półki selektywnej w cenie którego mogę mieć np. dwa odcienie OPI,
czy cokolwiek innego. Ta przygoda skutecznie wyleczyła mnie z dalszych zakupów
tego typu lakierów. „O jedną szansę za
daleko” ;)
Aby
było zabawniej, idealny róż znalazłam z ubiegłorocznej edycji Essie Bridal 2013
– No Baggage Please, ale o nim przy innej okazji :)
Dziękuję
za uwagę wszystkim, którzy wytrwali do końca :) Musiałam z siebie wyrzucić
frustrację, stąd ten post. Aczkolwiek odczekałam wystarczająco długo, by rozważyć
wszystkie wady i zalety. Oczywiście nie musicie się ze mną zgadzać lub
odwrotnie :D Chciałam podzielić się swoimi odczuciami, bo zazwyczaj o lakierach
mówi się krótko i zwięźle. A wierzcie mi, nie zawsze tak się da. I nie, nie
szukam dziury w całym. Lubię widzieć za co płacę, a Wy? :) Kiedyś też rozłożyłam Essie na czynniki
pierwsze /recenzja/
;))
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.