Kokosowy duet,
który miał spełnić moje marzenia, ujarzmić włosy i oczarować sobą. A tak
poważnie, to do zakupu podeszłam bardzo sceptycznie. Moja drugie „ja” (wszak
Bliźniak jestem :D) głośno i dobitnie wyrażało swoje wątpliwości. Nie chciałam
słuchać. No i mam za swoje.
Creme de Coco to moje
rozczarowanie, a zawiesiwszy się na kilku zagranicznych blogach
spodziewałam się potwierdzenia moich wątpliwości.
Jednak, czy zawsze słuchamy głosu rozsądku? W jakiś dziwny i
niewytłumaczalny sposób wtłoczyłam sobie do głowy, że ten zestaw musi być
wspaniały, że się sprawdzi i będę oczarowana. Nic z tego nie miało miejsca, a
moje marzenia nadal bujają w obłokach.....
Zacznę od tego, że wg marki seria Creme de Coco została
stworzona do takich włosów jak moje. Tak, mam to nieszczęście, że borykam się
przesuszeniem, kruszeniem. Są dni, że bez pomocy suszarko lokówki wyglądam jak
córka Piasta Kołodzieja... Zabrzmi to kolokwialnie, ale tak jest. Jedynym rozsądnym
wyjściem będzie dalsze ścinanie włosów bądź radykalny krok, do którego zbliżam
się coraz bardziej :) Wracając do tematu i charakterystyki moich włosów, stały się matowe i suche, bardzo suche.
Obietnicą ze strony B&B jest: nawilżenie, odżywienie, delikatnie
oczyszczanie w przypadku szamponu, nadaje blasku, świeżości. Odżywka ma
posiadać silne właściwości nawilżające i zwiększać elastyczność włosów oraz
zapobiegać puszeniu. Tyle w teorii, a
jak jest w praktyce?
Opakowania
minimalistyczne, totalnie niepraktyczne wobec konsystencji kosmetyków. Już po
zużyciu 1/3 produktu zaczynamy dowolną gimnastykę z butelkami celem wydobycia
cudotwórczej formuły. Dlatego zalecam uzbroić się w cierpliwość i znaleźć na
półce mały kącik, by duet mógł stać do góry nogami. Zaoszczędzimy sobie w ten
sposób kilka cennych minut. Dozowniki na
klik ze zbyt małym otworem, który nie został dopasowany do zawartości.
Formuła szamponu i odżywki
jest bardzo bogata, treściwa. Jak dla mnie na tyle skoncentrowana, że szampon przypomina balsam a odżywka gęsty
krem. Plus za wydajność, ponieważ to jedyne kosmetyki tego typu, które
zużywałam równomiernie. Zazwyczaj dużo szybciej zużywam szampon lub
odżywkę/maskę (zależy ;)) Dozowanie „na oko” przy tego typu opakowaniach nie
należy od przyjemności, dlatego też „Nie lubię!” i już.
Działanie. Nie
będę opowiadać dyrdymałów, podążać za opisami reklamowymi. Za to opowiem jak to wygląda z mojej perspektywy, a raczej z
perspektywy moich włosów. Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie.
Zapach. Jak ktoś
łaszczy się na samego kokosa może poczuć się usatysfakcjonowany lub nie. Są
dwie opcje :D Mój mąż wyczuł kokosową woń, która się za mną ciągnęła. Ja tak
nie bardzo, tzn. jest coś kokosowo podobnego, coś słodkiego i coś chemicznego.
Do rozważenia. Mówię kokos, myślę „Bounty”. Tym razem to nie te rejony.
Skład INCI prawdę nam powie:)
Pojemność.
Szampon i odżywka o poj. 250 ml
Cena ok. 25
funtów, ale to tak plus/minus bo w zależności od miejsca/promocji/kodów
rabatowych można zapłacić ok. 18-20 funtów, czasem mniej.
Szampon niemożliwie
plącze dość krótkie włosy, aktualnie moja strzecha zakrywa kark. Nie wiem jak
to możliwe, że podczas tak krótkiego kontaktu potrafi zrobić tyle złego.
Odnoszę wrażenie, że moje włosy przeobrażają się w namoknięty snopek siana i za
żadne skarby świata nie można go potem ruszyć.... Spienia się uroczo, nawet
bardzo mała porcja szamponu robi nam tyyyyyle piany. Bomba! Tylko to nie kąpiel
z bąbelkami a mycie włosów. No dobra, jest delikatny i myje. Nie podrażnia skóry
głowy. Tyle plusów, bo podczas spłukiwania jest coraz gorzej. Nie jestem w stanie wpleść palców w mokre
włosy. Na głowie mam dramat, szorstką i splątaną kopułę. Nawet nie wiem w
jaki sposób szampon może tak plątać włosy podczas różnych wariantów mycia
głowy, czyli pod prysznicem tradycyjnie, nad wanną z głową w dół. Próbowałam
także opcji „fryzjerskiej”. Taka byłam zdesperowana. Za każdym razem poległam.
Ten sam efekt.
Kolejny krok,
rozczesanie nie jest możliwe. Musi wkroczyć jakikolwiek wspomagacz. I teraz
ciekawsza część.
Oczywiście sięgam po odżywkę z tej samej serii. Pytanie
brzmi, jak rozprowadzić gęstą maź na włosach, które przypominają chełm? Trudne
zadanie, więc po prostu wmasowuję ją we włosy na tyle, na ile to możliwe. Lekko
nie jest. Czego się nie robi dla urody :P
Zaznaczę od razu, że
wypróbowałam różne warianty. Zabezpieczałam włosy odżywką po długości przed
myciem, trzymałam odżywkę pod turbanem, wmasowywałam we włosy i po ok. 5
czasami 10 lub 15 minutach spłukiwałam.
Można powiedzieć, że
w moim przypadku TEN szampon nie może istnieć bez odżywki. Jakiejkolwiek :)
W przeciwnym wypadku mogę zapomnieć o rozczesaniu włosów, a próba wykonania
tego po wysuszeniu skończyła się na kolejnym myciu...
Odżywka w pewnym
stopniu ratuje sytuację, ale na tym jej zalety się kończą. I nie, nie
oczekiwałam cudu. Dobijam już do dna obu produktów, po które sięgam regularnie
i nie jestem w stanie powiedzieć dobrego słowa. Gdyby nie dodatkowe kosmetyki
do włosów mogłabym równie dobrze jeszcze raz myć włosy. Najgorsza część jest taka, że ten duet jeszcze bardziej podkreśla moje
matowe włosy. A tak naprawdę nie jest aż tak źle, kiedy inne kosmetyki potrafią poprawić ich
kondycję po jednorazowym zastosowaniu, więc jak to jest?
Moje włosy mają tendencję do skrętu, lecz po użyciu Creme de Coco jakby nagle traciły
połowę swojej marnej witalności, a górna warstwa która jest w zdecydowanie
gorszej kondycji przypomina smętnie zwisające strąki. Kiedy wzięłam ten
zestaw ze sobą na wyjazd uratowała mnie opaska, spinki i inne akcesoria. Nie
byłam w stanie wymodelować włosów, a rozpuszczone przedstawiały obraz nędzy i
rozpaczy. W akcie desperacji umyłam włosy żelem Original Source, który
przyniósł im więcej dobrego niż Creme de Coco razem wzięte...
Podsumowując.
Szampon: świetną
wydajność zawdzięcza swojej gęstej konsystencji, mocno się spienia przez co
spłukanie całej piany trwa dłużej niż w przypadku innych szamponów które znam.
Splątuje włosy nawet jeżeli staramy się tego uniknąć. Powoduje trwały kołtun,
którego nie jestem w stanie ruszyć bez uprzedniego nałożenia odżywki/maski lub
innego wspomagacza. Nie podrażnia skóry głowy, odnotowałam za to przyjemne
ukojenie. To jedyny atut, a starałam się zaobserwować ich więcej. Zapach można
zaliczyć do przyjemnej woni.
Odżywka: podobnie
jak szampon, bardzo wydajna dzięki kremowej konsystencji, która jest bardzo
komfortowa podczas aplikacji. Gorzej, że na splątanych włosach trudno cokolwiek
rozprowadzić bez uszczerbku dla nich... Wymaga dokładnego spłukania, bo jeżeli
nie zrobimy tego sumiennie po wysuszeniu ujrzymy smętne i posklejane strąki.
Ułatwia usunięcie szkód, które wyrządził szampon lecz do idealnego rozczesania
włosów potrzebuję dodatkowego produktu....
Powyższy duet nie
wpłynął na zwiększenie nawilżenia włosów, podkreślił jeszcze bardziej matowe
partie, włosy nie zyskały dociążenia. Pozbawione miękkości stały się
szorstkie i dość sztywne. Żadnego blasku (a nie! Przepraszam, jest. Ten w
portfelu :P), zero witalności. Kokosowy
koszmar. Co prawda szampon jest delikatny dla skóry głowy, ale reszta jego
przymiotów zniechęciła mnie na dobre do Creme de Coco. Odżywka, która nie przynosi widocznych rezultatów a jedynie złudną
nadzieję. To nie są kosmetyki do których chciałabym wrócić bądź zarekomendować
w jakikolwiek sposób. Na pewno nie dla osób, które mają zbliżone problemy z
włosami do moich. Wiem, że jest także grupa zadowolonych konsumentek (jak ze
wszystkim). Niestety ja do nich nie należę. Nie tym razem.
Na zakończenie mała
ciekawostka, żeby nie było że jestem taka „grumpy” :P
Kiedy już uporam się z trudną obsługą i marnym działaniem
duetu Creme de Coco, to w dalszej części pomaga mi niepozorny Gliss Kur Ultimate Oil Elixir.
Zawdzięczam jej idealnie rozczesane włosy. Układają się w ładne fale bez efektu
puszenia. Dodatkowo kiedy chcę ułożyć je przy pomocy suszarko lokówki także nie
mam większych zastrzeżeń. Co ciekawe, ta ekspresowa odżywka regenerująca
pokazuje pełną moc działania jako ostatnie ogniwo dla kokosowego duetu. Jedyny
minus, włosy są sztywne, dlatego też nie przywiązuję się za bardzo do takiej
opcji.
Będzie jeszcze jedno
podejście do B&B, z innej linii i zobaczymy co z tego wyniknie. Serię
Surf mile wspominam, lecz moje włosy potrzebują teraz czegoś innego i stąd
narodził się pomysł zakupu Creme de Coco. Tym razem podążam za głosem własnej
intuicji. Trzymajcie kciuki, by się
udało :)
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.