Dawno temu Pasterka na swoim blogu zamieściła post zatytułowany
Balsam
za 250 PLN. Po co to recenzuję? Lekko prowokacyjny tytuł odkrywa przed
Czytelnikiem recenzję pewnego cuda :) Z
kolei ja dzisiaj skupię się na innym wariancie a Was zapraszam do lektury i
dyskusji.
Pielęgnacja marki
Laura Mercier interesowała mnie od dłuższego czasu i czekałam na
sprzyjającą okazję (nie tylko cenową) do zakupu. Zapachowe dodatki z tej
kategorii u mnie nie występują regularnie ze względu na problemy skórne, lecz
nie odmawiam sobie rozpusty, jeśli stan skóry na to pozwala.
Podczas wyprzedaży na SpaceNK można było ustrzelić ten
pakiet w bardzo dobrej cenie i jednocześnie uzyskać mały przegląd. Nie
zastanawiałam się długo, do tego wariant
Creme Brulee był mi dobrze znany. Mogę go polecić osobom, które lubią intensywne
jadalne zapachy, fanki słodkości nie będą zawiedzione. To jest pewne :)
W składach INCI nie
ma sensu doszukiwać się czegoś odkrywczego, dlatego też jak ktoś stroni od
pewnych składników lub obsesyjnie unika np. x lub y, nie zostanie usatysfakcjonowany.
Mnie na szczęście daleko do tak ortodoksyjnego podejścia, lubię wiedzieć co
jest w środku, ale bez przesady. Rozłożenie składu INCI na części stanowi
jedynie ułamek tego, co możemy się dowiedzieć na temat formuły. To jest moje
zdanie :) Kosmetyki są ważne przez okres 6 miesięcy od chwili otwarcia.
Na opakowaniu nie ma jedynie składu INCI świecy, jest to
minus w moim odczuciu.
Wybrany przeze mnie kwartet zawierał:
Creme Brulee Honey Bath, miód do kąpieli
Creme Brulee Sugar
Scrub, peeling cukrowy do ciała
Creme Brulee Souffle Body Creme, kremowy suflet
do ciała
Crème Brulee Candle, świeczka
Eleganckie opakowanie
w postaci masywnego kartonowego pudełka przewiązanego czerwoną kokardką
cieszyło oczy :) Zawartość kosmetyków została umieszczona w gustownych słojach. Może mało praktycznych pod
kątem walorów użytkowych ale... Przymykam oko ;) Świeca znajduje się w matowym
szkle, które stanie się idealnym świecznikiem dla tzw. podgrzewaczy ;)
Jak oceniam zestaw?
Jako bardzo udaną formę bliższego zapoznania się z asortymentem marki.
Po pierwsze, od pierwszego użycia
wiedziałam, że to właśnie suflet do ciała (150g) stanie się moim ulubieńcem. Po drugie, miód do kąpieli nie jest
niczym innym jak zwyczajnym płynem. Jedynie bajerancki dodatek, kolor i
konsystencja przywodzą na myśl płynny miód. Niestety zapach rozczarowuje, a
opakowanie (150g) starczyło na dwie kąpiele.
Peeling do ciała (150g) nie wyróżnia się w żaden sposób, przez dość
gęstą konsystencję jest trudny do wydobycia. Na dodatek jest bardzo tłusty,
szybko się rozpuszcza i zdecydowanie bardziej możemy mówić o natłuszczaniu niż
peelingowaniu.... Postanowiłam przeznaczyć go do pielęgnacji dłoni.
Świeca (120g) stanowi przyjemny i udany
dodatek, jeszcze przed rozpoczęciem używania trzymałam ją w szafie i cieszyłam
się pięknym aromatem podczas każdego szperania pomiędzy ubraniami. Co ciekawe
zapach nie przechodził na garderobę, jedynie wypełniał pomieszczenie w której
się znajdowała. Podczas palenia rozpuszcza się i wypala równomiernie. Aromat
jest subtelny, nie męczy. Dodam, że sięgam po nią w małych pomieszczeniach.
Gdybym miała ocenić:
Creme Brulee Honey
Bath i Creme Brulee Sugar Scrub, w skali pięciostopniowej wypadają na
0,5/5. Nic specjalnego, ot takie tam zapachowe kosmetyki jakich wiele. Cena
podstawowa jest absurdalna i szczerze mówiąc nie zdecydowałabym się w życiu na
zakup dla samego zaspokojenia ciekawości. W zestawie wypada to znacznie
korzystniej.
Crème Brulee Candle
dam 3,5 - bo zawsze mam wątpliwości do tego, czy faktycznie chcę puszczać z
dymem określone kwoty, kiedy tak naprawdę przy obecnym wyborze na rynku mam
pełną dowolność. Natomiast zapach i pozostałe walory uczciwie zbierają 3,5/5
Creme Brulee Souffle
Body Crème w pełni zasłużone 4,5 – co prawda nie popadłam jeszcze w takie
szaleństwo, by za pełnowymiarowy produkt (300g/£44.50) tyle płacić, ale od czego są różnego rodzaju
promocje/oferty itd.
Doceniam walory
zapachowe, obłędne! Zapach utrzymuje się na skórze bardzo długo, delikatnie
przechodzi na ubranie, ma „ogon”. Pielęgnacyjnie
nie jest źle, obawiałam się, że dla mojej skóry będzie to taka „maskotka”,
ale nie.
Bardzo udana konsystencja, faktycznie przypomina kremowy suflet, nie roluje się, natłuszcza, nawilża a co
najważniejsze, szybko wchłania i nie pozostawia warstwy okluzyjnej. Nie
jest tłusty, ani lepki pomimo, że formuła sama w sobie jest bogata, treściwa. I
dopiero na skórze przekonujemy się o jej prawdziwych właściwościach/odbiorze.
Podsumowując moją
przygodę z Laura Mercier Creme Brulee Luxe Quartet powiem jedno, było warto! Co prawda z całego zestawu,
to właśnie suflet zwrócił moją uwagę i został w pełni doceniony, ale w takim
wydaniu za niewielkie pieniądze byłam w stanie poznać więcej. Właśnie z takich recenzji/relacji rodzą się
moje zainteresowania i decyzje. Jestem zadowolona z zakupu do tego stopnia,
że zacieram ręce na kolejne. Właśnie pokazały się nowe sety :)
Jakie jest Wasze
zdanie w kwestii recenzji/relacji na temat drogich i bardzo drogich marek?
Lubicie czytać/szukać informacji a potem wypatrywać okazji do zakupu, czy też
raczej unikacie takich wpisów?
Przy okazji przypominam, że w
Urodzinowym HexxBOX’ie
znajduje się zestaw:
Laura Mercier Body & Bath Creme
Brulee Duet
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.