“just-back-from-the-beach”
– to określenie najlepiej charakteryzuje w krótki i czytelny sposób, czego
można spodziewać się po tego typu produktach. Na rynku jest ich bardzo dużo. Do
porównania wybrałam te dwie z dwóch powodów. Po pierwsze oferta JF jest łatwo dostępna i nie rujnuje stanu
konta, co może być istotne kiedy ktoś szuka takiego kosmetyku do wypróbowania
lub jednorazowego zastosowania podczas np. urlopu. Natomiast Alterna ma do zaoferowania połączenie stylizacji z
pielęgnacją. Różnice w składzie INCI są także znaczące. Lubię oba produkty,
jednak jeżeli miałabym któryś wybrać na dłuższą metę, będzie to..... Tajemnicę
zdradzę za kilka chwil ;)
Zacznę od tego, że
moje włosy mają tendencję do skrętu, falowania i kosmetyki w takim wydaniu
stawiają kropkę nad „i” bez większego wysiłku. Rozpylam odrobinę (zdecydowanie
lepiej mniej niż więcej – bo jeżeli przedobrzymy włosy będą sklejone, a potem
bardzo trudno je rozczesać :/), ugniatam włosy i tadam! Fryzura gotowa :) Kiedy
dochodzi do tego duża wilgotność moje włosy nie puszą się tylko układają w
zgrabne loczki. Dodatkowym bonusem jest nadanie objętości, pogrubienia co przy
cienkich włosach staje się zbawienne. Minus?
Tylko jeden, bardzo łatwo przesuszyć włosy więc warto zadbać o dodatkową porcję
nawilżenia i stosować z głową.
Każda z mgiełek ma
obłędny zapach, przy czym aromat Alterny utrzymuje się na włosach długo. Z
czasem staje się bardzo subtelny, jednak warto o tym pamiętać podczas wyboru
perfum. Atomizery działają bez zarzutu, strumień jest dość delikatny i
rozproszony, czyli taki jak powinien być. Wydajność
jest średnia, podczas regularnego stosowania kończą się dość szybko, więc
jeżeli ktoś chce cieszyć się takim efektem przez dłuższy czas powinien wziąć to
pod uwagę. Z jednej strony na plus, np. podczas urlopu z powodzeniem zużyjemy
opakowanie i koniec ;) oraz kiedy chcemy poznać wariant z innej firmy.
Na pewno dla większości z Was mgiełki w takim wydaniu
stanowią bardziej dodatek/gadżet/fanaberię niż produkt pierwszej potrzeby. Z
drugiej strony wszystko zależy od posiadanych włosów i preferencji. Dla jednych
będzie to zbyteczny kosmetyk, dla innych must-have ;)
John Frieda Beach Blonde Sea Waves Sea Salt
Spray 150 ml
ok. £6.00
John Frieda zdecydowanie nadaje objętości i pogrubienia,
efekt jest widoczny, lecz niestety matowi włosy. Wypróbowałam w różnych
konfiguracjach z olejkiem, mgiełką nabłyszczającą, mniejsza/większa ilość i za każdym
razem tak samo. Stosowana regularnie bardzo mocno wysusza włosy, co zresztą
mnie nie dziwi przy takim składzie. Po jednorazowym użyciu, gdy umyłam włosy
czułam, że mocne nawilżenie jest niezbędne, a od mgiełki lepiej zrobić sobie
przerwę na dzień lub dwa. Niemniej jeżeli już jej użyjemy, to fryzura utrzymuje
swój kształt przez cały dzień.
Raczej nie kupię ponownie, zużyłam dwa opakowania plus kilka
miniaturek. Starczy.
Alterna Bamboo Beach Summer Ocean Waves Texture
Spray 125ml £21.00
W pierwszej chwili oszałamia zapachem i przenosi w inny
rejon świata ;) Delikatna mgiełka otula włosy i tutaj faktycznie warto o
dozowanie z umiarem, ponieważ zbyt duża ilość szybko skleja włosy których nie
rozczeszemy na sucho... Kiedy już nauczmy się dozowania, to na włosach dzieje
się magia ;) Delikatnie podkreśla fale pobudzając
skręt włosów. Całość możemy delikatnie rozczesać grzebieniem o szerokim
rozstawie zębów bez uszczerbku dla kształtu fryzury, ponieważ włosy zachowują
swój kształt. Dużo łatwiej ją także wyczesać (w przypadku JF jest to
niemożliwe, trzeba umyć włosy). Co prawda nadanie objętości nie jest tak
spektakularne jak w przypadku mgiełki JF, ale za to włosy zyskują piękny połysk, sprężystość, gładkość i miękkość w dotyku.
Nie ma tego szorstkiego wykończenia. Na pewno też nie przyczynia się do mocnego
wysuszania włosów, po umyciu nie ma potrzeby sięgania po specjalne odżywki.
Jak można się spodziewać, to właśnie Alterna Bamboo Beach Summer Ocean Waves Texture Spray stała się moim
faworytem. Nie jest idealna, teoretycznie polecana do wszystkich rodzajów
włosów (mam wątpliwości do takiej rekomendacji), wypada dość drogo ale.... Im
dłużej po nią sięgałam, to tym bardziej odnosiłam wrażenie, że jest mniej
inwazyjna (pod kątem nawilżenia) i zapewnia dobrą kondycję moim włosom, czego
już o John Frieda Beach Blonde Sea Waves Sea Salt Spray napisać nie mogę.
Mogłabym uzupełnić jeszcze wpis o spray z serii Surf marki
Bumble & Bumble, który także polubiłam używając w połączeniu z szamponem i
odżywką, lecz myślę, że Alterna zrobiła na mnie większe wrażenie. Znacznie
lepsze i pomimo bardzo burzliwej relacji z tą marką, to jednak stawiam na Bamboo Beach Summer Ocean Waves Texture
Spray :)
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.