Dzisiaj w skrócie o
maskach, których używałam/używam od kilku miesięcy plus/minus. Stwierdziłam,
że praktycznie o każdej z nich napisano już wiele w sieci i nie ma sensu
powielania wpisów. Stąd pomysł na taką formę :)
Antipodes Aura Manuka
Honey Mask, jest ze mną najdłużej a kolejna sztuka, to tylko kwestia czasu.
Jest także jedną z najbardziej rozpoznawalnych produktów marki Antipodes i
myślę, że są ku temu powody. Aura Manuka
Honey Mask jak już sama nazwa wskazuje, oparta jest na miodzie manuka,
który charakteryzuje się silnymi właściwościami nawilżającymi,
przeciwbakteryjnymi i przeciwgrzybicznymi. W
składzie znajdziemy min. olej z awokado (działanie odżywcze i regenerujące),
glukonolakton (substancja złuszczająca- przedstawiciel grupy kwasów PHA, ma
delikatne działanie więc regularność stosowania to słowo klucz), olej z pestek
winogron (silny przeciwutleniacz, właściwości regenerujące, wpływający na
proces keratynizacji), olej z nasion z marchwi (cenne źródło wit. A, B, C, D,
E, P oraz beta karotenu), metrosideros excelsa
(pohutukawa flower) extract (drzewo Pohutukawa, to jeden z symboli Nowej
Zelandii nazywane także drzewem bożonarodzeniowym ze względu na okres
kwitnienia jaki przypada w tym czasie i charakteryzuje się ono pięknymi
czerwonymi kwiatami /link/
w sprzedaży jest także dostępny miód Pohutukawa, więcej można poczytać TUTAJ)
Produkt znajduje się
w metalowej tubce wraz z opakowaniem zewnętrznym, na którym znajdziemy
wszystkie wymagane informacje. Przed pierwszym użyciem należy przebić powłokę
zabezpieczającą, która jest dobrą gwarancją przed niechcianą ingerencją. Pojemność 75ml w cenie ok. £23.00 – w
zależności od miejsca zakupu, można trafić także znacznie taniej plus do tego
różnego rodzaju zniżki, oferty rabatowe więc maska bywa osiągalna nawet za ok. £17.00
Konsystencja przyjemnie
kremowa, dość gęsta ale łatwo rozprowadza się na skórze. Posiada przyjemny
aromat. Dla mnie najważniejszym zadaniem
było nawilżenie i z niego wywiązuje się na medal. Pomogła mi w okresie
stosowania kwasów, przesuszenia i problemów wynikających z rosacea (ze
szczególnym naciskiem na obszary naczynkowe). Po każdorazowym użyciu jak i w przerwach pomiędzy stosowaniem odczuwałam
realne korzyści z jej stosowania. U mnie ona ma dwa zastosowania:
samodzielnie, czyli nakładana cienką warstwą na całą noc zamiast kremu bądź dwa
razy w tygodniu na bogato (gruba warstwa) na ok. pół godziny, po czym zwilżam
dłonie i delikatnie rozmasowuję pozostałości zmywając całość ciepłą wodą.
Jestem zadowolona z działania jak i zarówno z efektów,
zyskała stałe miejsce w kompleksowej pielęgnacji mojej wymagającej cery. Chwilowo
robię sobie od niej przerwę, lecz wrócę na pewno.
Origins: Drink Up Intensive Overnight Mask to
Quench Skin's Thirst, Out of Trouble 10 Minute Mask to Rescue Problem Skin,
Clear Improvement Active Charcoal Mask to Clear Pores, Calm To Your Senses Stress-Relieving
Mask
Oferta Origins w wirtualnym świecie wywołuje mnóstwo emocji ;)
Przyznam się, że nie bardzo jakoś ciągnęło mnie do tej marki, z różnych
przyczyn. Niemniej jakiś czas temu za niewielkie pieniądze można było kupić
zestaw masek do twarzy i pomyślałam, że zaryzykuję. Przy okazji dorzuciłam
pełen wymiar Calm To Your Senses, której rekomendacja brzmiała niczym wymarzony
produkt dla mojej cery. Swoją droga tego typu zestawy w podobnych lub nieco
zbliżonych połączeniach są bardzo popularne w UK i występują dość często.
Dlatego warto rozglądać się :)
Najbardziej popularnym wariantem jest na pewno Drink Up Intensive Overnight Mask to Quench
Skin's Thirst, czyli krótko mówiąc maska nawilżająca. Myślę, że śmiało mogę
o nadać jej etykietę ulubieńca i postawić obok Antipodes Aura Manuka Honey Mask, z tym że są to dwie różne maski
pod paroma względami, ale mają wspólny cel: nawilżenie.
Atuty: opakowanie
ze sztucznego tworzywa, które możemy bez problemu rozciąć pod sam koniec i
zużyć kosmetyk do cna (trochę mi tego brakuje przy masce Aura), dostępność
(mogę ją kupić od ręki, przy Antipodes już tego nie mam), dobra relacja
pojemność/cena/właściwości – 100ml w cenie ok. £23.00 przy czym także nie
brakuje ofert zniżkowych, działanie (już jednorazowe użycie przynosi pożądane
rezultaty).
Budyniowo-żelowa
konsystencja o obłędnym zapachu, każdorazowo mam ochotę na coś słodkiego
kiedy wydobywam ją z opakowania ;)
W odróżnieniu od Aury maska Drink Up jest do stosowania na
noc, może zastępować krem. Nakładam sporą ilość, odczekuję ok. 15 minut i w tym
czasie część produktu wchłania się a nadmiar usuwam delikatnie chusteczką
higieniczną. I tyle, skóra od razu jest przyjemnie natłuszczona, nawilżona i
miękka. Mogę spokojnie udać się do snu bez obawy, że produkt zostanie wtarty w
poduszkę. Rano cera jest promienna, wygładzona o równomiernym kolorycie i
odczuwalnie nawilżona. Ten efekt jest odczuwalny w ciągu całego dnia. W
zależności od kondycji cery robię dłuższe lub krótsze kuracje bądź stosuję
maskę doraźnie. Za każdym razem z tym samym rezultatem. Ta maska to dla mnie pewniak, podobnie jak Aura. Ciężko mi wybrać
pomiędzy nimi ;) dlatego też dałam się ponieść w nowe rejony (o tym przy innej
okazji). Niemniej jednak Origins Drink
Up zasługuje na uwagę i wypróbowanie. Moja skóra ją pokochała ;) Poręczne
opakowanie, łatwa do zabrania w podróż, zastosowanie także nie nastręcza
problemów, a efekty mówią same za siebie.
Out of Trouble 10
Minute Mask to Rescue Problem Skin długo nie była przeze mnie doceniana,
może dlatego, że jako takich “problemów” nie mam, do tego zapach kamfory... Gęsta i zwarta konsystencja przypomina nieco
pastę w białym kolorze. Nie lubiłam za bardzo po nią sięgać, zresztą zazwyczaj
po jej użyciu skóra była odświeżona, oczyszczona a pory zwężone. Na plus, że
nie zasycha na amen i łatwo ją zmyć. Dopiero wymiana poglądów z Edytą dała mi
do myślenia, a raczej innego podejścia do tej maski. Faktycznie, przynosi doraźne rozwiązanie wobec małych
niedoskonałości. Nie jest to nic spektakularnego, ale zawsze. Niemniej
jednak nie planuję do niej powrotu. Moje zmiany są powiązane z hormonami i
rosacea, a tutaj mam inne zaplecze, które mi pomaga. Fajnie było ją poznać w
zestawie, na zakup pełnowymiarowego opakowania solo nie zdecydowałabym się.
Pełnowymiarowe opakowanie 100ml kosztuje £23.00
Clear Improvement
Active Charcoal Mask to Clear Pores, maska oczyszczająca pory z aktywnym
węglem. Przyznam, że pokładałam w niej duże nadzieje, głównie przez zawartość aktywnego węgla (Charcoal
Powder) który uwielbiam w takim wydaniu jak: czyścik Dark Angels lub kostka
Coalface z Lush, Sztuka Mydła w swojej ofercie ma genialne mydło węglowe Czarna
Sztuka /klik/
i te produkty u mnie się sprawdzają. Natomiast
maska Origins za wiele nie robi poza jednorazowym odświeżeniem skóry. Jest
to przyjemne uczucie, ale nic poza tym. Obietnice producenta można odłożyć na
bok – przynajmniej w moim przypadku. Konsystencja jest udana, lecz bardzo
szybko zasycha na skórze i lepiej wspomagać się wodą termalną lub hydrolatem,
lecz i tak podczas zmywania lepiej uzbroić się w cierpliwość. Ze względu na
skład INCI, dzięki zawartości aktywnego węgla może trwale brudzić. Dlatego też
najlepiej sięgać bez pośpiechu po kosmetyki z jego udziałem. Szczerze mówiąc
maska nie wyróżnia się niczym specjalnym. Na
rynku nie brakuje dużo lepszych kosmetyków oczyszczających w porównywalnej
cenie lub niższej. I zaraz o takim będzie kilka słów.
Calm To Your Senses stress-relieving
mask maseczkowe cudo o wspaniałym aromacie lawendy i rumianku, który
szalenie mi odpowiada. O ile zawsze lubiłam lawendę, o tyle niekoniecznie
producentom udaje się go zgrabnie ułożyć w kosmetykach. Tym razem spotkała mnie
miła niespodzianka. Zapach ma za zadanie nas zrelaksować w trakcie użycia i wg
opisu „Apply a generous amount to face. Gently massage in. Use nightly or as needed.” Tak też robiłam. Dzięki tej masce
mogłam zafundować sobie kilka błogich chwil i jednocześnie wykonać masaż
twarzy. Przyjemnie kremowa konsystencja roztapiająca się od wpływem ciepła.
Najchętniej sięgam po nią wieczorem.
W składzie występuje
min. bobrek trójlistkowy (Menyanthes trifoliata- Buckbean) silne działanie regenerujące,
Boska trawa (Sigesbeckia orientalis - St.
Paul’s Wort /pełen opis/) spowalnia procesy starzenia, stymuluje produkcję kolagenu i
elastyny, zwiększa gęstość skóry.
Pojemność 100 ml w
cenie £30.00/ważność przez 24 miesiące od daty otwarcia. Tradycyjna tuba z
zamknięciem na zatrzask, który działa bez zarzutu (bez obawy o paznokcie ;))
Ilość zużywanego produktu łatwo kontrolować dzięki delikatnemu zabarwieniu
opakowania przez które widać zawartość, wystarczy jedynie trzymać maskę w
pozycji pionowej ;)
Działanie. Calm To Your Senses stress-relieving mask
stanowi świetne uzupelnienie dla Antipodes Aura Manuka Honey Mask oraz Origins Drink
Up Intensive Overnight Mask to Quench Skin's Thirst. Przynosi
ukojenie, nawilżenie i odprężenie, wobec pozostałych walorów o których wspomina
producent trudno jest mi się odnieść ale wierzę, że zawarte składniki działają.
Nie będę tworzyć niestworzonych historii :P o prostu lubię tę maskę, jest to kolejny gotowiec, który wpisuje się
w moje potrzeby i tyle :) Na pewno kupię ją ponownie, co więcej zostałam
zachęcona do poznania serii do pielęgnacji ciała z Calm To Your Senses. Następna maska, to Dr. Andrew Weil Mega-Mushroom Skin relief face mask. Serum
też brzmi dobrze :)
Sephora Mud Mask
Purifying & Mattifying – błotna maska oczyszczająco-matująca. Dla mojej
cery okazała się za mocna, zbyt inwazyjna JEDNAK warto o niej wspomnieć, bo to jest bardzo dobry produkt o świetnym
działaniu za niewielkie pieniądze. Niestety nie jest to maska dla cer
bardzo wrażliwych, nie każdy też polubi się ze specyficzną formułą,
oddziaływaniem. Dlatego warto wypróbować przed zakupem, a wiem, że w ofercie są
próbki. Doceniam jej działanie i choć
mogę używać jej wyłącznie na strefę T w dużych odstępach czasu, to jednak
efekty widać od razu.
Maska została zamknięta w eleganckim masywnym słoiku
wykonanym ze sztucznego tworzywa, produkt w środku dodatkowo zabezpiecza
kawałek wieczka. Na początku obawiałam się, że będzie ona wysychać w takim
opakowaniu, ale nic takiego się nie dzieje. Oczywiście jeżeli nie będziemy
pamiętać o nakładce i dokręcaniu słoika, to może spotkać nas przykra
niespodzianka. Chyba ;) nie próbowałam.
Wg oznaczenia na
opakowaniu mamy 6 miesięcy na zużycie od chwili otwarcia, pojemność 60 ml w
cenie 55 zł
Konsystencja jest
zbita, gęsta (o ciemnoszarym kolorze) w której zostało zatopione coś na kształt
granulek (one chyba mają pełnić rolę peelingu podczas zmywania, nie są mocno
odczuwalne). Podczas nakładania najlepiej wspomagać się szpatułką (szkoda, że
firma takowej nie dołączyła). Ma dziwny zapach, nie bardzo mi się podoba ten
ziołowo-kwiatowy aromat. Najgorsze dla
mnie stało się szczypanie, mrowienie, zaczerwienienie tuż po nałożeniu trwające
za każdym razem aż do zmiany koloru, czyli do chwili zastygnięcia i jednocześnie
zmiany koloru (jasnoszary). Zmywanie nie nastręcza trudności, lecz zawsze
robię to pod prysznicem – delikatnie zwilżając dłonie rozmasowując zaschniętą
część. Maska szybko nasiąka wodą więc usunięcie zajmuje wyłącznie kilka chwil. Skóra jest odświeżona, oczyszczona,
zmatowiona o wyrównanym kolorycie. Podczas regularnych zabiegów pomogła mi
uporać się z oczyszczeniem czoła i nosa. Niemniej jednak szczypanie i
zaczerwieniona skóra nie należą do przyjemnych, dlatego też pożegnam się z nią
wkrótce i nie zamierzam wracać.
Jednak jak już wspomniałam, nie zamierzam dyskwalifikować Sephora Mud Mask Purifying & Mattifying,
ponieważ doceniam w pełni efekty przy regularnym stosowaniu i myślę, że inne
osoby mogą być z niej naprawdę zadowolone. Ponadto jest łatwo dostępna, wydajna
i posiada atrakcyjną cenę.
Dziękuję Weronice :* za super prezent niespodziankę
:) Nie wiem jakim cudem, ale trafiłaś w 10-tkę! Koniecznie chciałam poznać
tę maskę i miałam ją na liście. Swoją drogą jestem chyba ostatnią osobą, która
dotarła do informacji, że polska Sephora realizuje zamówienia zagraniczne LOL
Co mnie niezmiernie cieszy :) Jeszcze gdyby Douglas zrobiłby krok do przodu ;)
Grown Alchemist Deep
Cleansing Masque Wheatgerm, Ginkgo & Cranberry stała się jedną z moich
ulubionych masek oczyszczających obok REN Clarimatte Invisible
Pores Detox Mask /recenzja/
Osobiście uważam, że produkt Grown Alchemist
jest jedną z lepszych masek oczyszczających dla cer bardzo wrażliwych.
Oparta na białej glince (działanie nawilżające,
zwężające pory, wygładzające, oczyszczające) ma niezwykłą konsystencję, która
przypomina gęsty piankowy mus. Gładko rozprowadza się na skórze i przywiera do
niej bez problemu bez efektu mocnego zasychania. Ponadto w składzie znajdziemy
wyciąg z nasion żurawiny (antyoksydant), wyciąg z miłorzębu japońskiego (min. silne
działanie regenerujące), wyciąg z wąkroty azjatyckiej (silne działanie
przeciwzapalne, antybakteryjne, pobudza produkcję kolagenu, wzmacnia naczynia
krwionośne i poprawia mikrokrążenie), wyciąg z kiełków pszenicy (bogate w wit.
A, E, D)
Producent zaleca nałożenie
grubej warstwy na wcześniej umytą i osuszoną skórę na ok. 10-15 minut. Czasami
tego czasu się trzymałam, a czasami zostawiałam maskę na nieco dłużej.
Usunięcie produktu nie jest problematyczne, łatwo się ją zmywa przy pomocy
ciepłej wody. Pozostawia skórę
odczuwalnie oczyszczoną, nawilżoną, wygładzoną bez śladów podrażnienia, ze
zwężonymi porami. Co istotne mogę używać jej na całą twarz. Obszary
naczynkowe nie są narażona na żaden dyskomfort (jak w przypadku Sephora
Mud Mask Purifying & Mattifying) Rzadko spotykam się tego typu maskami, z
których właściwości mogę korzystać w pełni. Grown Alchemist jest wyjątkiem.
Opakowanie, to
klasyczna tubka z której wydobywa się kosmetyk bez większych problemów do
samego końca. Wg oznaczenia producenta jest ona ważna przez 12 miesięcy od
chwili otwarcia.
Pojemność 75ml w
cenie £24.00
Kiedyś byłam na bakier z regularnym stosowaniem masek do
twarzy, ale z biegiem czasu zaczęło ulegać to zmianie. Nie ukrywam, że gotowe
produkty przyczyniły się do tego. Nie przepadam za samodzielnym mieszaniem
glinek lub alg, choć to właśnie algi stosowałam przez naprawdę wiele miesięcy.
Doceniam ich właściwości. Mimo wszystko moja natura leniwca zwycięża i zaczęłam
szukać produktów, które będą miały równie dobre działanie, lecz w wydaniu
gotowym do użycia od razu :) Powoli mój zestaw zaczyna klarować się na dobre.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.