Kolejny poślizg czasowy ;) "niedoczas" to moje ostatnio
ulubione słowo, organizacja rozpierzchła się gdzieś po kątach do tego
przyplątało się uporczywe przeziębienie i wszelkie założenia diabli wzięli. Dlatego
też postawiłam pociągnąć cykl "Hexxpress" i tym samym
uporządkować/podsumować miniony miesiąc , a przynajmniej spróbować. Z nadzieją na lepszy marzec ;) Trzymajcie
kciuki :))
Plany czytelnicze uległy zmianie, a to wszystko za sprawą choroby. Wedle
powiedzenia "Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" ;)
Planowałam przeczytać dwie góra trzy pozycje, udało się aż pięć. W tym, na boku
jest kilka tradycyjnych książek, które ze względu na tematykę dawkuję sobie
porcjami. Czytam "Siłę rozumu" i "Szkice piórkiem" -
niesamowite lektury i będę chciała poświęcić im więcej uwagi na blogu. Z ebooków
postawiłam na dalsze zapoznanie się z polskimi kryminałami.
Zaczęło się od "Gry pozorów" Joanny
Opiat-Bojarskiej i po kilku przeczytanych stronach od razu dokupiłam "Konesera"
tej samej autorki. Kolejna porcja dobrego warsztatu literackiego. "Gra
pozorów" wciągnęła mnie niesamowicie, na tyle że udzieliły mi się emocje
głównej bohaterki (i nie tylko). Napędzana ciekawością i rozwojem wydarzeń pochłaniałam
kolejne strony. Do ostatniej kropki i przecinka :D Fabuła poprowadzona w
niezwykle interesujący sposób. Nie będę zdradzać szczegółów, dajcie się ponieść
tej fali! :)
"Koneser" jest inny, nieco spokojniejszy ale nie oznacza,
że gorszy. Oj nie ;) Dwutorowa opowieść kawałek po kawałku odkrywa poszczególne
elementy, by na koniec jeszcze bardziej zaskoczyć Czytelnika. Jestem pod
ogromnym wrażeniem i w kolejce czekają już następne tytuły pani Joanny :)
"Kilka Przypadków Szczęśliwych" Magdaleny
Zimny- Louis wynudziło
mnie i rozczarowało. Dużo wcześniej poznałam "Polę", która mnie
oczarowała i cieszę się, że mam ją w wydaniu klasycznym, bo pewnie wrócę do
niej nie jeden raz. Natomiast w przypadku "Kilku Przypadków Szczęśliwych"
nie odnalazłam niczego, co mogłoby mnie pochłonąć, wciągnąć w takim wymiarze
jak "Pola". Pewne fragmenty były interesujące, jednak w całości one
"giną". Czytałam ją od stycznia i dokończyłam "na siłę".
Pomysł na historię moim zdaniem jest godny uwagi, ale dla mnie zabrakło
dynamiki ;)
"Strefa Skażenia" Richard Preston - to niesamowicie udane połączenie
literatury faktu z thrillerem medycznym. W książce jest zawarta historia badań
nad wirusem ebola. Czyta się ją jednym tchem! Poza głównym tematem, opisem
procedury badań i rodzajów wirusa autor zmusza do myślenia i wyzwala lawinę
emocji.
"Motylek" Katarzyna Puzyńska. Kiedy zadałam na FB pytanie o Bondę, co
polecacie, od czego zacząć zostało to oprotestowane ;) I jedna z Was, Kamila
poleciła mi cykl o policjantach z Lipowa oraz Pana Mroza. Jak wiecie zaczęłam
od tego drugiego i nie żałuję, ale policjanci z Lipowa równie mocno zapadają w
pamięć. "Motylek" to kawał
dobrej historii, której poznajemy powoli małe fragmenty i kiedy myślimy, że
jesteśmy blisko rozwiązania zagadki, to okazuje się ono zgoła zupełnie inne.
Podczas zakupu zagrałam |va banque| ;) kupiłam wszystkie części tego cyklu i
nie żałuję. Jestem w trakcie czytania kolejnej i czekam na wydanie szóstej
części. Już niebawem :)
Jeżeli mowa o ebookach, to nie sposób nie wspomnieć mojego ulubionego
miejsca do ich zakupów - Woblink! Trochę poszalałam w tym miesiącu
zapełniając wirtualną biblioteczkę, a dodatkowo przygotowana promocja na 29
lutego uzupełniła ją o kolejne. Żal było nie skorzystać ;) Lubię ich system
lojalnościowy i mają bardzo przystępne ceny.
Na chwilę obecną
tak prezentuje się moja wirtualna półka.
I na koniec ostatnia pozycja, już klasyczne
papierowe wydanie i jest to Charlotte Cho "Sekrety Urody Koreanek". O tej książce w polskiej blogosferze aż
huczy, pojawił się wysyp recenzji sponsorowanych i w którymś momencie
zaciekawiło mnie to zamieszanie. Postanowiłam kupić przede wszystkim dlatego,
że jest to książka napisana przez Koreankę. Nie sądzę abym została zaskoczona
zawartością, traktuję to bardziej jako ciekawostkę ;) Na uwagę za to zasługuje
księgarnia internetowa Kumiko.pl z której
książka pochodzi. Dawno już nie zostałam tak zaskoczona, poniżej możecie
zobaczyć jak książka została przygotowana do wysyłki. Cieszy oczy! niczym
prezent dla mnie ode mnie :D O samej książce raczej nie będę pisać, chyba ;)
Natomiast nie do końca podoba mi się jej wydanie, marnej jakości papier, miękka
oprawa... Ktoś postanowił zaoszczędzić? bo w moim odczuciu zwartość kłóci się z
oprawą.
Tyle w temacie czytelniczym :)
Kosmetycznie bardzo spokojnie, aż za bardzo ;) Dotarła do mnie paczka z Japonii z
kilkoma produktami od Ani (autorka bloga
My Asian Skincare Story)
i w kolejce czeka genialne serum Hanyul
White Chrysanthemum, tonik Placenta Lotion który także miałam okazję poznać
i okazał się niesamowity więc nie muszę mówić jak bardzo ucieszyła mnie jego
ogromna butla (poj.500ml) oraz mleczko peelingujące Ettusais Peeling Milk (na zapas w sam raz). Niebawem przygotuję
wpis na temat cudownego olejku do mycia twarzy DHC Deep Clenasing Oil oraz Kuramoto Bijin Serum, które odciągnęło
moją uwagę od oferty SK-II.
Lakiery do paznokci. Monika (blog Moniszona) pokusiła mnie dwoma kolorami lakierów Zoya, a że coraz bardziej doceniam tę markę nie mogłam sobie ich odmówić. Wybrałam dwa odcienie Aubrey & Neeka. Mając do czynienia z różnymi markami, to właśnie lakiery firmy Zoya okazują się dla mnie najtrwalsze, w połączeniu z Seche Vite potrafię nosić je do 10 dni. Przy czym oczywiście ścierają się końce, widać odrost paznokcia, lecz sama emalia nie odpryskuje, nie "starzeje się" w taki sposób jak OPI czy Essie (największe zarzuty mam wobec Essie). Oswoiłam dość cienki pędzelek i przymykam oko ;) Planuję jeszcze dokupienie dwóch kolorów z serii Pixie Dust, to moje ulubione piaski, które wciąż zwracają uwagę i wywołują komplementy :)
Pielęgnacja włosów i powrót do ulubieńców zaczęłam od mgiełki Alterna Bamboo Beach Summer Ocean Waves
/recenzja/
o kilku nowościach z marki PHILIP B pisałam TUTAJ
Kolejne produkty czekają w kolejce i myślę, że za jakiś miesiąc lub dwa
zaprezentuję cały pakiet w komplecie. Odkryłam coś nowego w kwestii walki z
łuszczycą, a raczej zmianami na skórze głowy i jak na razie jestem mile
zaskoczona. Oby tak dalej :)
Biotherm Lait Corporel Anti-Drying Body Milk /recenzja/ ulubione mleczko
nawilżające do ciała, już nie wiem które to opakowanie z rzędu. Przestałam
liczyć ;) Niestety marka wycofała się z UK i mam coraz większe problemy z
zakupem. Tym samym znalazło się na szczycie listy tego, co muszę przywieść z PL
przy najbliższej okazji. Gdyby Douglas realizował zamówienia zagraniczne, tak
samo jak Sephora problem byłby rozwiązany... W każdym razie szukałam
zamiennika/zastępcy dla tego kosmetyku i trafiłam na tylko jeden taki produkt -
jest nim mleczko z BIO IQ /recenzja/
które na szczęście ma lepszą dostępność dla mnie.
Suki zestaw miniatur dla cery mieszanej i tłustej - dostałam go w prezencie
Mikołajowo-Gwiazdkowym :) Bardzo spodobały mi się poszczególne produkty i będę
chciała Wam napisać o nich nieco więcej. Byłam trochę nieufna, moje
doświadczenia z kosmetykami eko dla cery mieszanej/tłustej są takie pół na pół.
Na wiele nie liczyłam, a okazało się inaczej ;)
Korres żel pod prysznic Santorini Vine, jakiś czas temu dostałam zestaw miniatur
z tej serii (mleczko i żel pod prysznic) które przeleżały chwilę w szufladzie
czekając na swoją porę. I o ile mleczko jest zwyczajne, w niczym się nie
wyróżnia, tak zapach tego żelu pod prysznic mnie uwiódł. Musiałam mieć
pełnowymiarowe opakowanie na "przedwczoraj" ;) Właściwości myjące OK,
żel nie wysusza mi skóry, to jest najważniejsze. Jeżeli macie okazję,
sprawdźcie zapach tej serii. Może i Wam się spodoba? Lubię zapachowe umilacze
do kąpieli, które spełniają swoje zadanie i jednocześnie relaksują.
Lipstick Quenn Hello Sailor, miałam kupić Frog Prince ale mam podobną
pomadkę z Barry M i stwierdziłam, że spełnię swój plan z Hello Sailor który od
dość dawna pojawił się w mojej głowie. Przede wszystkim liczyłam na udany efekt
na ustach. No i niestety przeliczyłam się. U mnie tej transformacji nie widać
:/ Efekt jest słaby, delikatna fuksja podbita fioletowo-niebieskimi tonami -
kojarzy mi się z mocno rozwodnionym sokiem jagodowym. Drugi i najważniejszy
minus, wysusza mi usta. Zakupu nie
zaliczę do udanych i po Frog Prince też nie zamierzam sięgać. Na pocieszenie
kupiłam Lip Glow z Diora (Lilac) i czeka na mnie u Mamy :) (Madame Oleosa
dzięki za namiar na perfumerię, w której mogłam go kupić bo w UK był już poza
zasięgiem :()
Niech zakończeniem będzie powitanie marca już w
tradycyjnej zapachowej odsłonie :) W kolejnej części odsłonię nieco więcej w temacie perfum.
Dajcie też znać,
czy taka forma podsumowania się Wam podoba, a może nie i oczekujecie czegoś
innego? ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.