Do zakupu tego
balsamu do ust skłoniła mnie obietnica różanego aromatu. Nie mogłam sobie
odmówić tej przyjemności, choć miałam wiele obaw. I jak się później okazało,
nie bez powodu. Ale! od początku :)
Producent obiecuje odżywienie, wygładzenie i
regenerację naszych ust. Elegancki
szklany słoiczek o pojemności 10g
skrywa bladoróżowy balsam o miękkiej konsystencji, delikatnie żelowej którą nabieramy
na opuszek palca (lub pędzelek, co kto woli ;)) bez większego problemu.
Opakowanie zawiera także
zabezpieczającą przekładkę ze sztucznego tworzywa z logo marki. Zewnętrzne
opakowanie zawiera wszystkie istotne informacje jak skład INCI, PAO 12M, numer
seryjny który możemy porównać z tym znajdującym się bezpośrednio na słoiczku.
Mój wariant, to wersja klasyczna, są jeszcze barwione balsamy z tej serii. Ja
swoją uwagę skupiłam na wersji podstawowej. Cena tego cuda to 39.00 GBP i w związku z tym poprzeczka była
ustawiona wysoko.
Dzisiaj mija niemal rok od pierwszego kontaktu z
tym produktem i pora na podsumowanie :)
Piękny aromat, dla fanek różanych zapachów to prawdziwy wabik.
Zachęcająca formuła i obietnice producenta sprawiły, że wpadłam w tę sieć i
początkowo byłam bardzo zadowolona. Jednak
im dłużej używałam balsamu tym gorzej znosiły to moje usta.
Przed
Po
Po pierwsze, poziom natłuszczenia i nawilżenia jest bardzo powierzchniowy.
Balsam dość szybko wnika w skórę ust powodując dyskomfort i bezzwłocznie należy
ponowić aplikację, w przeciwnym wypadku skóra ust pierzchnie, a ich kontur
staje się przesuszony. Po drugie,
słabo chroni przed wiatrem, zmianą temperatur. Ze względu na opakowanie nie
nadaje się do noszenia w kieszeni, więc został w jednym ze strategicznych
miejsc. Sięgając po niego o różnych porach w ciągu roku efekt końcowy był taki
sam, musiałam ratować się czymś innym by nie doprowadzić do poważniejszych
problemów. Po trzecie, z biegiem czasu zapach/posmak zaczęły mnie irytować. To
już nie była przyjemność. Mocno perfumowany kosmetyk w połączeniu z brakiem
działania pielęgnacyjnego coraz bardziej ciążył na mojej półce niż pomagał.
Po czwarte, i to chyba jedna z
najważniejszych wad. Bladoróżowy kolor na moich ustach nie okazał się
transparentny, tuż po aplikacji fundował efekt porno ust. Nie wygląda to
dobrze, odnoszę wrażenie jakbym była chora :/ I co więcej, ten efekt nie
zanika. Balsam ma dziwną tendencję do wnikania w skórę ust pozostawiając
bladoróżowo powłoczkę z a'la perłowym połyskiem. Nakładałam mniejsze porcje
balsamu, lecz efekt ten sam. Do tego w dziwny sposób podkreśla on wszystkie
bruzdy i załamania skóry ust. Na potrzeby poniższej prezentacji nałożyłam go w
bardzo oszczędnej ilości i przy okazji widać, że udało mi się go prawie zużyć
;) Niestety pomimo wielu prób kosmetyk
nie spełnił moich oczekiwań i mam coraz większy dystans wobec takiej oferty
produktów do pielęgnacji ust.
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.