Wyjątkowo chwilę przed czasem ;), ale tak naprawdę
czeka mnie najważniejsze wydarzenie w tym miesiącu i jest nim urlop w kraju. W
sam raz na Dzień Dziecka i moje urodziny :))) Cieszy mnie perspektywa spędzenia czasu z
Mamą, nasza trójka i unikalne chwile, które są bezcenne. Dlatego też pozwolę sobie podsumować maj i zapraszam na mini przegląd :D
W ostatnim czasie
oglądam coraz mniej filmów, nie interesuje mnie za bardzo wycieczka do kina-ba! w zasadzie od rewelacyjnej komedii Spy z Melissą McCarthy mojej uwagi nie przyciągnęło zbyt wiele tytułów.
Najbardziej czekałam na Sufrażystkę, lecz po obejrzeniu stwierdziłam, że nie
końca tak sobie wyobrażałam ten film. Niemniej jednak w maju trafiłam na kilka tytułów, które obejrzałam z przyjemnością. Nie są to wybitne
obrazy zapadające w pamięć, ale na pewno rodzą pytania, przenoszą emocje i są
godne uwagi.
Osada
Godność / Colonia (2015)
Film oparty na prawdziwych wydarzeniach i zadam
tylko pytanie, co wiecie o Chile, rządach Pinocheta oraz w jakich warunkach
przejął on władzę w 1973 roku? Colonia Dignidad, to przerażające miejsce -
zamknięte osiedle, którym zarządzał Paul Schafer. Jeżeli kogoś interesuje taka
tematyka warto obejrzeć film.
Słaba
płeć?
Polska produkcja, która może nie jest bez wad i
momentami przygasa potencjał, ale i tak mimo wszystko zgrabnie potraktowany
temat.
Mon
roi/Moja miłość
Powodem dla którego wybrałam ten film jest
udział Vincenta Cassela. Nie zawiodłam się, dobre kino. Po prostu :)
Na
początku miesiąca wydawało mi się, że nie znajdę za wiele czasu na czytanie, ale okazało się inaczej. Przeorganizowałam swoje zajęcia raz obowiązki
tak, by mieć Kindle'a pod ręką i korzystać z niego jak najwięcej. Przeczytałam sześć pozycji. Zaczynam od
najciekawszej ;)
Czarownice
z Pirenejów
Zachwycona "Palmami
na śniegu" Luz Gabas /link/
sięgnęłam po "Czarownice z Pirenejów" i nie zawiodłam się. To był
świetny wybór!
Magiczna
historia, w którą Luz Gabas sprytnie wplotła wątek
historyczny, który zainspirował ją do stworzenia fikcyjnej opowieści. Jest on
wg mnie bardzo interesujący i w posłowiu autorka zdradza jego szczegóły. Chodzi
mianowicie o egzekucję kobiet skazanych za uprawianie czarów w 1592 r. w
pirenejskiej prowincji Huesca. Motywem przewodnim książki staje się miłość,
miłość ponadczasowa i to ona określa charakter "Czarownic z
Pirenejów". Nie jest powieść jednogatunkowa, tutaj mieszają się elementy
powieści obyczajowej, historycznej,
romansu a poszczególne partie spina klamra mistycyzmu.
Historia rozgrywa się dwutorowo. Pierwsza, to
okres współczesny, druga w czasie szesnastego wieku. Mają jeden wspólny
mianownik. Interesująca fabuła, barwne opisy, plastyczny język i spójna całość.
Być może momentami jest zbyt ckliwie i przewidywalnie, ale w moim odczuciu to
porywająca opowieść, która wciąga i można dzięki niej spędzić kilka przyjemnych
dni/wieczorów (do wyboru ;))
Jeżeli szukasz książki, która zaoferuje
wytchnienie od codzienności, pozwoli się wyłączyć i ponieść w magiczny wymiar
(dosłownie!), to zachęcam :)
Mróz
w maju :D czyli nic innego jak długo wyczekiwana trzecia
część trylogii z komisarzem Forstem. "Trawers" bo o nim mowa oraz
dużo wcześniej kupiona "Rewizja", w której poznajemy dalsze perypetie
Chyłki i Zordona :)
"Trawers" pochłonęłam, dosłownie. Jednak, by nie było zbyt kolorowo Autorowi nie
udało się ominąć pewnych wydłużonych na siłę wątków, do tego odnoszę wrażenie,
że wyjaśnienie/doprowadzenie historii do końca wprowadza nieco zamieszania i
zostało zrobione niejako na siłę. Pojawiła się (moim zdaniem) bardzo osobista
narracja ze strony Pana Mroza, która nie do końca mi się podobała - takie
wciśnięcie swoich poglądów/odczuć w postaci, które nie do końca były/są spójne
wobec takiego zabiegu. Najbardziej chyba jednak podobała mi się druga część
tego cyklu. Ciekawa jestem ekranizacji i mam nadzieję, że w roli komisarza
Forsta nie zobaczę Szyca ;)
"Rewizja" była następna w kolejce i to dzięki niej rozczarowanie "Trawersem"
stało się mniejsze. Dlatego jeżeli mam wybierać, to właśnie "Rewizja"
wysunęła się na pierwszy plan. Mam nadzieję, że pojawią się kolejne części z
Chyłką i Oryńskim.
"Gdzie
jesteś, Leno?" Joanny Opiat-Bojarskiej
W moim odczuciu jest to najsłabsza pozycja tejże
autorki, historia ciekawa, ale zabrakło tego czegoś. Jestem rozczarowana
sposobem nakreślenia historii, po wcześniej przeczytanych pozycjach liczyłam na
podobny charakter/osadzenie postaci. Nie udało się.
"Nieszczęścia
chodzą stadami" Agaty Przybyłek
Genialny pomysł na historię, świetnie
przedstawiona postać ciotki Haliny , lecz całą historię psuło notoryczne
zdrobnienie imienia "Martusia" (być może miało być zabawnie i moooże by tak było, gdyby ilość "Martusiowania" nie został przekroczony)- co za dużo, to nie zdrowo... po
prostu. Na mnie wszelkie zdrobnienia tego typu, zwłaszcza nadużywane w
przesadnej ilości wywołują dreszcz. W życiu codziennym także nie cierpię takich
osób, a już na pewno nie kiedy ktoś "osładza" życie w takim wydaniu
na lewo i prawo tworząc nowe wyrazy (bo i tak się zdarza). OMG.
"Awarię
małżeńską" autorstwa Magdaleny Witkiewicz i Nataszy Sochy
Tak, tak, tak :D Trzy razy TAK, dla TEJ historii
i TEGO duetu, który jest za nią odpowiedzialny. Gwarantowane ataki śmiechu,
długie momenty zadumy oraz odkrywanie na nowo oczywistości, którą czasem gdzieś
w ciągu dnia (i nie tylko) gubimy na rzecz innych.
Genialne
nowe motto :D jakby stworzone dla mnie :)))
Kosmetycznie mało się działo w tym miesiącu, nic specjalnie nie potrzebowałam i
postanowiłam też wykorzystać wizytę w kraju, by kupić to i owo bez przepłacania
za przesyłkę. Wypróbowałam też zamówienie online z Rossmanna, zobaczymy co tam
zobaczę, choć Mama zapewniła mnie że wszystko jest OK :)
Zaufałam
po raz kolejny marce Tweezerman i zdecydowałam się na
zakup Smooth Finish Facial Hair Remover
- jestem szalenie zadowolona z tego wyboru. Co ważniejsze meszek poszedł precz
bez podrażnień. Urządzenie może wyglądać nieco przerażająco, ale to tylko
złudzenie. Pierwsze użycia pokazały, że nie taki diabeł straszny :D Żałuję
tylko, że tak późno go kupiłam. Z drugiej strony lepiej późno niż wcale ;)
Jednak nie byłabym sobą i skusiłam się Dior Lip Glow Pomade - jest sukces,
szykuje się wielka miłość.
SheaMoisture
Jamaican Black Castor Oil Replenishing Shampoo
stał się moim bezapelacyjnym ulubieńcem, nie wymienię i nie oddam :D To jest
mój HIT!
Liqpharm prezentowałam już podczas wpisu o mojej pielęgnacji, ale tak wygląda
pakiet który dostałam w całości od firmy. Moje wrażenia są jak najbardziej na
plus, dokupiłam sobie zapas koncentratu z wit. C oraz wit. E. Myślę, że za
kilka miesięcy podzielę się pierwszymi wrażeniami - bo do recenzji jest dużo za
wcześnie. Przy tego typu preparatach wolę dać sobie CZAS i po kilku zużytych
opakowaniach zebrać wnioski.
Prezent
przed-urodzinowy, czyli jak mój mąż poszalał.
Genialna sprawa i mam teraz dodatkowy kącik relaksacyjny :D
Pozostając w klimacie urodzinowym odkrywam jeden
z prezentów, który dostałam od Martyny :* Zawartość jak zwykle starannie
dopasowana jak gdyby czytała w moich myślach! :))) Jedną z wisienek (bo tych
jest mnóstwo) jest paleta cieni Laury
Mercier Extreme Neutrals Eyeshadow Palette
Miałam
zamiar reaktywować serię Kulinarnych wariacji
na blogu, ale jakoś ciągle brakuje mi czasu. Stąd też pomysł na zebranie
ostatnich dokonań w całość i podzielenie się moimi proporcjami.
Zacznę
od brownie, do którego podchodziłam nieufnie i jakoś
wolałam gotowce. W którymś momencie stwierdziłam, że zaryzykuję i to chyba było
na urodziny męża. Sięgnęłam po przepis /link/
z Kwestii
Smaku. Perfekcyjny wybór :) Zmniejszyłam
tylko ilość cukru, zostałam przy gorzkiej czekoladzie, której smak podkręcam
dodatkową porcją organicznego kakao. Ilość cukru co prawda można jeszcze
zmniejszyć, ale ja nie lubię w brownie czuć goryczki. Ciasto musi mieć
zachowany swój charakter i tyle :P nie mam fit-świra, poza tym nikt nie mówi,
by od razu pochłonąć cały placek (to w kierunku będących na wiecznej diecie i
całym szaleństwie ze zdrowym odżywianiem ;)) Lubię dobre i smaczne jedzenie, które sprawia przyjemność i można się
nim delektować, nie pochłaniać :P
Naleśniki
budyniowe, to mój #throwback i jak zwykle Instagram
pokazuje dobre strony :) bo gdyby nie IG nie spróbowałabym sama ich zrobić, nie
poznałabym proporcji i nie zasmakowałabym na nowo w naleśnikach na budyniu. Proporcje
by Mag.ja, które dopasowałam do siebie (z tej porcji wychodzi dobra ilość
na 3 osoby bądź dwóch głodomorów - u nas zostały jeszcze na następny dzień)
200g mąki
4 jajka
2 szklanki mleka
4 łyżki oleju
2 łyżki cukru waniliowego (nie wanilinowego :P)
1 opakowanie budyniu waniliowego lub
śmietankowego
Połączyć wszystkie składniki (zmiksować) i
odstawić na ok. pół godziny, smażyć na mocno rozgrzanej patelni.
Smacznego!
:)
Naan
Bread, czyli chlebek Naan. Za sprawą IG postanowiłam
spróbować kilku przepisów, jednak bardzo trudno jest odtworzyć tego typu
pieczywo zwłaszcza znając jego prawdziwy i właściwy smak. Nie mówię o gotowcach
ze sklepów, których w UK nie brakuje, ale prawdziwej i dobrej indyjskiej
kuchni. Dlatego też nie bardzo widziałam sens robienia w domu, lecz ciekawość
zwyciężyła.
Do wyrabiania ciasta drożdżowego wykorzystuję
niezawodną maszynę do chleba (bread maker) - po pierwsze jest szybciej i ciasto
ZAWSZE wychodzi, po drugie nie lubię zagniatać ciasta drożdżowego a tak mogę
przez 1,5 godziny zrobić coś innego, gdy w tym czasie maszyna wyrabia i w niej
wyrasta ciasto. Wychodzę też z założenia, że mamy do wykorzystania tego
wszystkie sprzęty w określonym celu, by ułatwiać sobie życie. Grzechem byłoby
nie korzystanie z tego :D Serio, nie wyobrażam sobie, by np. cofnąć się do
czasów mamy i babci.
Mam do wypróbowania jeszcze dwa przepisy i wtedy
podam mojego faworyta. Wersja widoczna na zdjęciu była pierwszą próbą i
bardziej przypominają placek chlebowy niż chlebek naan. Przy drugim (tu
poniżej) już było lepiej, lecz to jeszcze nie to ;)
Moja
miłość do wołowiny została "zaszczepiona" w domu
rodzinnym, najbardziej uwielbiam wołowinę gotowaną oraz pieczoną. Zasmakowałam
też w wołowinie po burgundzku, ale dzisiaj
będzie o stekach :D Z pośród wielu specjałów angielskiej kuchni upodobałam
sobie steki. Przy pomocy wskazówek Gordona Ramsaya opanowałam sztukę
przyrządzania ich w domu i muszę nieskromnie napisać, że dobry stek jest
prawdziwym kawałkiem nieba na talerzu. Jestem w 100% mięsożerna, lubię warzywa
i nie unikam ich, ale dania wegetariańskie bądź wegańskie goszczą u nas rzadko.
Za to jest jeden duży plus, bo łatwiej taką propozycję wzbogacić o mięsny
dodatek niż odwrotnie :P
Zabawa ze scprapowaniem nabiera rozmachu. Udało mi się przygotować pakiet
kartek, które są już gotowe do drogi :) Mam nadzieję, że odbiorcy będę równie
zadowoleni jak ja :) Taka zabawa przynosi mi nie tylko mnóstwo relaksu,
kreatywnego myślenia/planowania, ale mając przed sobą ukończoną pracę czuję się
w pełni usatysfakcjonowana z podjętej decyzji.
Ruszył też nowy cykl-Moja kolekcja perfum, którą otworzyła prezentacja przepięknego
zapachu Naomi Goodsir Or du Serail EDP.
Cieszy mnie to tym bardziej, ponieważ
będę miała okazję zamieścić zdjęcia własnego autorstwa do każdego
prezentowanego flakonu (nie lubię zdjęć reklamowych :/) Poza tym jeżeli mam o
czymś pisać, to o tym, co posiadam, lubię i przy stanowi dobrą okazję do zabawy
za obiektywem aparatu :)
Dziękuję za uwagę
i dużo pozytywnej energii dla Was :)
Pozdrawiam :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.