W sierpniu miałam
okazję pisać o filtrze Lancaster Sun
Beauty Comfort Touch Cream SPF 50 /recenzja/ a dzisiaj pora na
kolejną odsłonę marki Lancaster. O ile Comfort Touch Cream SPF 50 nie do końca
mnie przekonał do siebie, tak wersja Velvet
Touch Cream Radiant Tan SPF30 sprawiła, że mam ochotę na więcej i
przymierzam się do zakupu kolejnego wariantu.
Krótka ściąga dla przypomnienia, czego poza zachowaniem właściwej ochrony
UVA/UVB, fotostabilnością oczekuję?
- filtr musi być
przyjazny dla cery z rosacea, czyli delikatny i nie ma miejsca na podrażnienia.
Nie szukam matu, lecz mile widziane jest satynowe wykończenie bez efektu
wysmarowania się kostką masła, ma nie bielić/nie rozjaśniać skóry, nie osadzać
się u nasady włosów oraz brwi, nie migrować w okolice oczu, być dobrą bazą pod
makijaż jak do użycia solo. Mile widziany przyjemny zapach bez specyficznego
"smrodku" dla większości filtrów. Najlepiej, gdy nie zawiera
alkoholu.
Może się wydawać,
że nie jest to nic wielkiego, ale lata używania i zaprzyjaźniania się z
filtrami pokazała wiele stron. Nie zawsze pozytywnych.
Podobnie jak
poprzednia wersja krem charakteryzuje
się przyjemnym dla nosa zapachem, umila aplikację i kilka chwil po
nałożeniu zanika. Konsystencja jest
komfortowa, kremowa ale nie za gęsta, ani zbyt rzadka. Nie jest tłusta,
pozbawiona lepkości. Gładko rozprowadza się na twarzy, nie bieli, nie
pozostawia smug, nie rozjaśnia skóry. Szybko stapia się z cerą pozostawiając
satynowe wykończenie. W odróżnieniu od Comfort Touch Cream SPF 50 jest prawie idealny, prawie, ponieważ
posiada SPF30 i wolałabym mieć 50-tkę, aczkolwiek na miejskie warunki uważam, że jest OK i nie marudzę. W tym roku
wyjątkowo dużo i namiętnie wystawiałam się na działanie promieni słonecznych, i
stosowane w tym okresie filtry (min. Lancaster) zapewniły mi bardzo dobrą
ochronę. Sięgam co prawda po tonik samoopalający, lecz on pełni funkcję
odświeżającą koloryt cery niż samoopalającą, a z reguły po lecie zawsze
musiałam mieć o ton ciemniejsze podkłady. Tym razem stało się inaczej :) Co
więcej, reszta ciała jest delikatnie smagnięta opalenizną, nie spiekłam się
(jak to miało miejsce w zeszłym roku przez własną lekkomyślność).
Pojemność 50 ml w cenie ok. £20.00
PAO 18M - jednak osobiście zużywam filtr do 3 miesięcy od otwarcia. Nie
przechowuję go dłużej.
Jeden z lepszych filtrów, który zachowuje się jak dobrej klasy krem do codziennej
pielęgnacji. Ładnie leży pod makijażem i odnoszę wrażenie, że trzyma sebum w
ryzach. Ewentualne poprawki nie naruszają makijażu.
Opakowanie to
klasyczna tubka ze sztucznego tworzywa z zamknięciem na zatrzask. Jeżeli
będziemy trzymać krem w pozycji pionowej produkt zacznie delikatnie spływać po
ściankach, jednak do całkowitego zużycia będzie trzeba rozciąć tubkę.
Z perspektywy cery mieszanej z rosacea oceniam ten
filtr na 5.5/6*
Pozdrawiam serdecznie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.