Miniony miesiąc przeminął mi w iście szatańskim
tempie, ba! miałam
wrażenie, że choć ja zwolniłam tempo, to wszystko inne nie bardzo ;) Październik
pewnie będzie identyczny, do tego czekają nas dwa tygodnie relaksu i założę
się, że po powrocie do UK listopad zamieni się w grudzień zwiastując koniec
roku.
Dla mnie ten
miesiąc nie zaczął się dobrze, pewna wiadomość po raz kolejny uświadomiła, że
mamy tylko jedno życie i jest ono bardzo kruche. Październik, to z kolei
świadomość o kolejnej rocznicy śmierci mojego Taty i chociaż pogodziłam się z
takim stanem rzeczy, to nie nauczyłam się do tej pory akceptacji. I pewnie to
nigdy się nie wydarzy. Dlatego też podziwiam moją Mamę, bo im dłużej w tym
tkwimy, tak tym bardziej rozumiem JAK to jest stracić ukochaną osobę, partnera i
miłość swojego życia. Bo z drugiej strony jest samotność, przeraźliwa pustka i
świadomość, że już nikt nie wypełni tej przestrzeni. Udany związek dwojga ludzi
jest bezcenny i każdego dnia staram się doceniać to, co mam. Dlaczego o tym wspominam?
Książką września niezaprzeczalnie stała
się pozycja którą poleciła mi Ania :* której serdecznie dziękuję!!! :) Małe życie - Hanya Yanagihara, Osoby, które
znają tę pozycję nie zdziwi dlaczego splot wszystkich wydarzeń w połączeniu z
lekturą Małego życia wyzwolił takie, a nie inne emocje. Nie będę zdradzać
szczegółów, ani próbować pisać recenzji, nadal mam w głowie jej zawartość pomimo,
że dawno skończyłam ją czytać i w międzyczasie odmóżdżałam się przy pomocy
polskich autorów (aktulanie czytam Immunitet Mroza). Za to chcę powiedzieć coś
innego. W jakimś wywiadzie natknęłam się na informację, że autorka broniąc
swojej powieści posunęła się do określenia, że Małe życie może spełniać funkcję
terapeutyczną. To mną lekko wstrząsnęło. Nie jestem w stanie tego dostrzec i
nie sądzę, aby tak też mogło się stać. Gdzieś w połowie tego tomiszcza (na
szczęście lekkość ebooka ma swoje zalety) nabrałam ochoty na przeczytanie jej w
oryginale, jednak dalsza część skutecznie mnie do tego zniechęciła. Ilość bólu, cierpienia i zwątpienia
przeniesiona na jednego człowieka w tak przygniatający sposób, że nie znam
nikogo, kto dałby sobie radę zmierzyć się samodzielnie ze wszelkimi demonami przeszłości.
A wierzcie mi, jest tutaj taka ilość okrucieństwa, że cały czas było obecne
pytanie 'czy aby na pewno?' taki rodzaj obciążenia może być prawdziwy? bo
trochę za dużo, przesadzone, wyolbrzymione niczym w krzywym zwierciadle. Z
jednej strony życiowa, ale też zbyt surrealistyczna. Momentami mocno
przegadana, dłużyzn nie ratują piękne opisy i język (brawa dla tłumacza w moim
odczuciu). Czarno-białe migawki, które w
zgrabny sposób manipulują czytelnikiem. Ogrom smutku i wyczerpanie, tak
poczułam się kończąc Małe życie.
W ramach
oderwania się od natłoku emocji pomogły dwie
pozycje Joanny Opiat-Bojarskiej:
Bestseller
Zaufaj mi, Anno
Czytało się przyjemnie, umiarkowanie wciągająca akcja zdecydowanie jest
przetwarzana niż analizowana ;) "czytelniczy
fast food" - Zoila, kradnę określenie :))) idealnie trafia w
podsumowanie obu tytułów.
Jesień, to także
pora dobrej porcji filmów oraz seriali. Ogromnie cieszy nowy sezon: Greys
Anatomy, Blacklist, Lucifera i Poldarka.
Z filmów obejrzałam Julietę i duże
rozczarowanie, spodziewałam się czegoś innego. Na granicy, obiecująca
polska produkcja oparta na prawdziwych wydarzeniach, która przyciągnęła moją
uwagę rolą Marcina Dorocińskiego, ale nic poza tym. Do zapomnienia.
Planeta singli, w której był potencjał ale łatwo go rozmieniono
na drobne i w rezultacie powstała ponad dwugodzinna dłużyzna. Z całego filmu
najbardziej podobało mi się zakończenie :)
Z polskich produkcji najbardziej czekam na
Ostatnią Rodzinę.
Na uwagę
zasługuje kolejna rewelacyjna odsłona, tym razem to trzecia część - A Conspiracy of Faith / Flaskepost fra P
(2016) i kawał dobrego kina. Kto oglądał Kobieta w klatce/Kvinden i buret
(2013) oraz Zabójcy bazantów/Fasandræberne (2014) nie poczuje się rozczarowany!
Jeden z wieczorów
umiliła mi ciepła opowieść Le gout des
merveilles (Cudowny smak faworków) i jeżeli lubicie francuskie kino gorąco
polecam :)
Duże wrażenie na mnie wywarł obraz The Man Who
Knew Infinity (2015) w
którym Dev Patel wcielił się w postać genialnego matematyka. Do tego Jeremy
Irons, Stephen Fry i Toby Jones. Film zaciekawił mnie na tyle, że zagłębiłam
się w życiorys Srinivasa Ramanujana i poczułam ogromny żal, że zmarł zbyt
wcześnie....
Bardzo lubię bywać w Herne Bay, urokliwe miasteczko które podczas
pięknej pogody śmiało może konkurować z wielkimi kurortami :P Mają też świetny
lokal, gdzie serwują rewelacyjną rybę. Palce lizać :love: Poniżej kilka
widoczków :)
Kulinarnie bez szaleństw, zabrakło czasu i
natchnienia ;) ale lato
pożegnałam smakiem placków ziemniaczanych, kopytkami z sosem i wołowiną, jajecznicą
serwowaną przez męża (robi ją po mistrzowsku! :D).
Przekonałam się, że jednak
śmietana kokosowa nie dla mnie - czegoś mi brakuje, na zdjęciu akurat z
borówkami, za to do smoothie jest dla mnie idealna. Lody, bo bez nich ani rusz
:D Kolejna porcja czekoladowych i waniliowych.
Zmobilizowałam męża i w końcu powiesiliśmy ramki,
w których znalazły się prace Beksińskiego - oboje mamy świra na tym punkcie, nie wiem kto
większego, ale marzy mi się jedna z prac na własnej ścianie. To byłoby COŚ -
odnajduję się w ich klimacie i mam nadzieję, że uda się pojechać do Sanoka. To
taki plan, który zostanie szybciej wcielony w życie niż zakup obrazu LOL a
tymczasem na otarcie łez zamówiłam książkę - biografię Tomka Beksińskiego i
chłonę od nowa klimat Closterkellera wraz z głosem Anji W Teatrze Cieni....
Kosmetyczne zachwyty/odkrycia to maska Bielendy - kupuję hurtowo i
przymierzam się do kolejnej partii.
Zdecydowałam się
także na powrót do henny i była to
jedna z najlepszych decyzji. Moje brwi odzyskały życie :D
Przez tydzień na Instagramie prezentowałam zestaw pielęgnacji. Od
czasu do czasu zamierzam wracać do tego pomysłu, ponieważ jest to udane
dopełnienie tego, co dzieje się na blogu.
Wdrożyłam w życie
#projectpan dotyczący głównie
kolorówki :)
Liczę, że pomoże
mi w tym #monthlymakeupbag i już za
parę dni zaprezentuję pierwszy zestaw.
Pojawiło się
kilka nowości, ale o nich będzie osobno. Za to wrzesień stał się realizacją perfumowej wishlisty.
Rozpoczęłam na
poważnie szukania idealnego pędzla o
kształcie stożka, takiego w stylu Zoevy 101, ale o zdecydowanie lepszej
jakości włosia. Pierwsze zakupy już poczyniłam, wrażenia mieszane zobaczymy
jakie będą kolejne :) Jeżeli macie swoje typy, dajcie znać. Chętnie uzupełnię
swoją listę.
#HelloOctober i powitanie jesieni, którą bardzo lubię za sezon
grzewczy (jak określa mój mąż palenie świec zapachowych :D- a przy okazji,
podzielcie się swoimi typami odnośnie świec, tylko z góry uprzedzam oferty
Yankee Candle w ogóle nie biorę pod uwagę LOL), długie wieczory, wygrzewanie
się pod kocykiem z kubkiem gorącej herbaty z prądem, zapach wszędobylskich
liści, mgliste poranki i każdy promyk słońca pośród deszczowych dni, które mam
nadzieję nie nadejdą tak szybko.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.