Czasami mam
ochotę na eksperymenty zapachowe, strzały w ciemno. Nie bronię się przed nimi,
zwłaszcza w oparciu o konkretne nuty zapachowe oraz ich kompozycje jestem w
stanie przewidzieć zadowolenie. Nie zawsze to się sprawdza, ponieważ chemia
skóry lubi płatać figla i nos też czasami zmienia preferencje (tak się stało w
przypadku np. Opus X, ale to już inna historia i nie obejmuje ona strzału w ciemno,
za to będzie opowiadać o efekcie wielotygodniowych testów w oparciu o kilka
ładnych miesięcy). W każdym razie zagłębiłam się w ofertę marki Brocard za
sprawą flakonów. Mam nadzieję, że uda mi się kupić kilka z nich, co z uwagi na
politykę sprzedaży z Rosją jest nieco zagmatwane. Na początek wybrałam Modern
Classic Noir (koszmarek jeżeli chodzi o flakon, ale zapach jest godny uwagi i
kiedyś o nim opowiem), za to najdłużej wyczekałam się na Queen of Spades Modern
EDP, ale było warto :)
Historia się
zaczyna od Queen of Spades Classic, inspirowanej historią o tym samym tytule Aleksandra
Puszkina (swoją drogą mam ochotę ją przeczytać, a jeżeli ktoś zna może podzieli
się odczuciami?). Klasyka nie znam, choć mam w planach dzięki Queen of Spades
Modern EDP (2015), która zaczarowała mnie.
Kompozycja z kategorii gourmand (imitującej
słodycze) wyjątkowo
zapada w nos i myślę, że każda wielbicielka tego typu perfum nie poczuje się
rozczarowana. Całość kompozycji starannie wyważona, nie jest przesłodzona, nie
przytłacza i nie męczy.
Owocowa słodycz, tak odbieram całość. Mam spore wątpliwości wobec opisu nut wg Bloom Perfumery London,
ponieważ Fragratnica.com
podaje coś innego i wg mojego nosa bliższa jestem tej drugiej opcji.
Otwarcie, to zdecydowanie mango,
soczyste, dojrzałe i ociekające sokiem w otoczeniu aromatycznych cytrusów.
Mango dominuje w nutach głowy i szalenie mi się podoba. Jest takie prawdziwe! Róża
jest figlarna, konfiturowa pojawiająca się znikąd tylko po ty, by zaraz
zniknąć. Przejście jest płynne, otulające jabłkowo-waniliową paczulą.
Teraz, gdy panują
niskie temperatury Queen of Spades Modern przenosi mnie na tropikalną wyspę,
ale stawiam że w letnie wieczory równie chętnie sięgnę po te perfumy. Kto wie?
;)
Nos: Florent
Jaubert
Nie rozczarowałam
się, nic a nic. Tym razem zakup w ciemno okazał się sukcesem. Jedynym minusem jest
czarny kolor, który potrafi barwić na stałe, więc lepiej unikać aplikacji na
jasne ubrania. Na skórze nie pozostawia plam.
Pozdrawiam serdecznie :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.