Kiedy do sprzedaży
weszła nowa wersja wiedziałam, że muszę ją mieć. Obietnica zmian była dla mnie
kusząca, choć szczerze mówiąc nie bardzo pamiętam wrażenia odnośnie poprzedniej.
Dlatego też nie będę odnosić się do niej i skupię się na ocenie podkładu, który
moja skóra pokochała od pierwszej aplikacji :) W tym miejscu muszę także nadmienić, że do nakładania najczęściej
wykorzystuję gąbkę BB bez której nie wyobrażam sobie makijażu, czasem sięgam po pędzel Marc Jacobs Beauty The
Face III Buffing Foundation Brush (pędzel do podkładu płynnego) który pokazywałam
tutaj
(swoją drogą, to jeden z najlepszych pędzli do podkładu z jakim miałam okazję
się zetknąć). Bardzo rzadko, by nie rzec
w ogóle - nie nakładam podkładu dłońmi. Piszę o tym dlatego, ponieważ w
zależności od użytej metody i narzędzia zmieniamy wykończenie, poziom krycia danego
produktu pod kątem formuły. YSL LTTE nałożony
dłońmi - w moim odczuciu oczywiście wygląda dość ciężko i wtedy widać także
jego pełne możliwości w kwestii krycia. Gąbka BB lub pędzel nadaje lekkości, nad stopniem krycia można mieć
dużo lepszą kontrolę. Pozostałe właściwości zależą od naszej cery, utrwalenia,
użytej pielęgnacji oraz temperatur. Tyle
słowem wstępu :)
Minął rok używania tego podkładu, różne
pory roku, okoliczności oraz kondycja cery. Mój kolor to B40 - medium, neutral undertone i przy okazji pokażę
słocze B20 - fair, neutral undertone.
Krótka ściąga o mnie: rocznik 78', cera dojrzała, mieszana naczynkowa,
z rosacea (trądzik różowaty).
Podkład posiada "mokre" wykończenie, kremowa konsystencja jest dość zwarta
(co dobrze widać na poniższych zdjęciach i jednocześnie jest to jedna porcja,
którą wyciskamy z pompki - swoją drogą od początku do końca pracuje ona bez
zastrzeżeń). Wydajny - jedna porcja
podkładu starcza na jedną cienką warstwę, z którą bardzo przyjemnie się
pracuje i w razie potrzeby można go zawsze dołożyć. Z racji, że nie jest to
podkład zastygający poziom krycia da się
budować na spokojnie, bez pośpiechu. Na tym etapie widzicie jedną warstwę
podkładu, korektor został dołożony potem.
Szklane opakowanie jest ciężkie i masywne, stanowi to pewien minus
zwłaszcza podczas podróży. Zapach, dla
mnie przyjemny ale wiadomo, to bardzo indywidualna kwestia. Trwałość - ja zawsze podkład utrwalam
przy pomocy pudru bądź pudrów (nie będę za bardzo rozwijać tego wątku, bo każda
z Nas ma swoje ulubione produkty/metody itd.). Wszystko jest uzależnione od
stanu cery, okazji, okoliczności itd. W
tym wypadku został utrwalony przy pomocy Givenchy Silky Face Powder Quartet 02
Satin Ivoire, a potem na koniec omiotłam twarz Meteorytami z mieszanki własnej - /tutaj/
można je podejrzeć.
Dobre utrwalenie daje mi komfort na ok. 6 do 8
godzin potem zaczynam się
świecić i w ruch idą bibułki matujące (używam na nowo Inglota i są chyba
jednymi z najlepszych na rynku). Czasami podkład zbiera mi się w skrzydełkach
nosa, ale nad tym można zapanować. Nie znika z twarzy, nie spływa, co nawet w
chwili maksymalnego "wywalenia sebum" jest dla mnie imponujące i tak
jak wcześniej wspomniałam, bibułki matujące idealnie sobie z tym radzą bez
naruszania makijażu. Wiadomo, jeżeli będziemy pocierać twarz dłońmi, wycierać
nos itd. to podkład zostanie starty, lecz nie tworzy plam i całość wygląda
nieźle. Na tyle, by przy pomocy pudru odświeżyć całość.
YSL Le Teint Touche Eclat nie radzi sobie z
wysokimi temperaturami,
ale też nie winię go za bardzo ;) bo to też nie jest podkład tego typu, który w
przypadku mieszanej cery przetrwa długi godziny. Wymaga wtedy kontroli na
bieżąco, aczkolwiek ja darowałam sobie sięganie po niego, gdy byłam w Polsce a
w tym czasie panowały istne tropiki :D
Dla mnie to podkład, który zapewnia mi pełen
komfort :) Nie podkreśla
niedoskonałości, nie zbiera się w załamaniach skóry (bo w zmarszczki będzie
wchodzić, po prostu - nie jestem lalką LOL), nie wchodzi w pory (mam wręcz
wrażenie, że ładnie je maskuje i wygładza). Ujednolica koloryt i spełnia w 100%
swoją rolę, resztę dokonuje korektor. Krycie można budować w zależności od
preferencji. Nie ciemnieje, od początku do końca zachowuje swój właściwy
odcień. Podoba mi się konsystencja, dozownik (jednorazowa ilość wyciśnięta z
pompki, to idealna porcja na całą twarz, nie muszę kombinować jak to czasem
bywa, do tego działa bez zarzutu). Nie wysusza, nie podrażnia i nie odnotowałam
żadnych innych negatywnych skutków związanych z regularnym używaniem. Wydajny.
Bogata paleta kolorystyczna, choć mam wrażenie, że np. mieszanie kolorów ze
sobą z jednego przedziału jak chciałam to robić (B20 z B40) nie przynosiło
oczekiwanego efektu, jakby zmieniała się konsystencja samego podkładu i efekt
na skórze mi się nie podobał.
PAO 12M
Pojemność 30 ml/ cena 33,50 GBP
Jestem w trakcie 3 opakowania i nie zanosi się na
zamiany tzn. używam też
innych podkładów, ale kiedy potrzebuję pewniaka, to YSL Le Teint Touche Eclat Awakening
Foundation wyprzedził uwielbiany Parure de Lumiere Guerlain :)
Ode mnie 4.5/5*
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.