Pierwszymi wrażeniami dzieliłam się podczas wprowadzenia KLIK! Myślę, że dla większości określenie "pierwsze wrażenia" jasno
sygnalizuje zawartość wpisu, bez względu na temat. Po czasie dłuższym niż
miesiąc, następuje budowanie recenzji, a dokładnie zbieranie materiału :D
Jednak od pierwszych wrażeń wszystko się
zaczyna. Do oferty marki podeszłam z ogromnym entuzjazmem, lecz niestety
nie trafiła ona w moje potrzeby. Kupiony
zestaw miał stanowić spójną całość: balsam do mycia twarzy, serum z kwasem
hialuronowym oraz krem nawilżający. Nic wymyślnego, nic co nie mogłoby się teoretycznie
nie sprawdzić. A jednak coś nie zagrało (trochę dużo tego "nie" ;)))
Dzisiaj skupię się na Renew Illuminating
Lightweight Gel Cleanser & Pure Hyaluronic Serum, przy czym to nie będzie
żadna recenzja, a jedynie próba podsumowania wielu prób/szans w różnych
wariantach. Najszybciej
poddałam się przy żelu do mycia twarzy, żel HA towarzyszył mi przez kilka
tygodni i zużyłam go ok. połowy z podstawowej pojemności 30 ml. Krem stanowi oddzielną
historię, nie pozbawioną wad i zawiłości losu LOL ale o nim przy innej okazji.
Renew Illuminating Lightweight Gel Cleanser - przeżyję wymóg stosowania pomocnika
(szmatka/płatek itd.) lecz nie podoba mi się jego zapach (wyjątkowo mnie męczy,
dziwna cytrusowa woń) a najgorsza jest powłoka jaką pozostawia na skórze. Nie
czuję obiecanego odświeżenia i oczyszczenia, choć z reguły sięgałam po żel
rano, kiedy to nie stało przed nim szczególne wyzwanie. Wieczorem z kolei samo
oczyszczenie przeobrażało się z dwóch etapów w trzy... Za każdym razem musiałam
sięgnąć po dodatkowy kosmetyk, który usuwał mało komfortową warstwę. Dozownik
też nie wpisał się w moje potrzeby, o ile przy kremie sprawdza się, tak tutaj
nie do końca. Z czasem też zaczęłam
podejrzewać go o przesuszenie skóry. Jak potem się okazało, nie on jeden
tak działał. Starałam się po niego sięgać regularnie, ale w pewnym momencie
poddałam się. Intuicja mnie nie zwiodła
- pierwsze wrażenia zostały podtrzymane i moja niechęć rosła wraz z każdym
kolejnym użyciem. Pielęgnacja ma stanowić przyjemność a nie drogę przez mękę ;)
Pure Hyaluronic Serum, serum z kwasem hialuronowym od którego za wiele
nie oczekiwałam. Moim faworytem cały czas jest NIOD MMHC /prezentacja/ i nie zanosi się na zmiany, jednak dzisiaj nie o
nim, a o Pure Hyaluronic Serum Pestle & Mortar. Początkowo nic nie
zapowiadało, że akurat TO serum okaże się złoczyńcą ;) Konsystencja przyjemnie
żelowa, nie ściąga skóry - naprawdę komfortowo się go używało, choć dalekie
było od MMHC. Pierwsze pojawiły się
suche skórki, które naprawdę mnie zaskoczyły, ponieważ poza trójką z
P&M nic nowego nie wprowadzałam, co mogłoby mnie tak urządzić. W następnej kolejności wystąpiło
ściągnięcie skóry na obszarach naczynkowych, a kiedy wokół ust skóra stała się przesuszona wiedziałam, że serum samo w
sobie robi więcej szkody niż korzyści. Zaczęłam mieszać z nim oleje bądź
mieszanki olejowe i objawy zniknęły. Niemniej przekonałam się, że serum w
połączeniu z kremem P&M nie daje oczekiwanego komfortu, a z kolei skóra
była na tyle przesuszona i krem sam w sobie nie pokazał się od dobrej strony (o
nim będzie szerzej za kilka miesięcy). W taki sposób wytropiłam skąd takie
wrażenia o których pisałam poprzednio. Zmiana nastąpiła w momencie, gdy
mieszałam serum z olejem, dawałam inny produkt lub sięgałam po MMHC. Dlatego
żegnam się Pure Hyaluronic Serum i
szczerze mówiąc nie mam już nawet ochoty na testowanie tego typu produktu z
innych firm. W ofercie NIOD pojawił się Multi-Molecular Hyaluronic Complex 2
(yay!!!), który niebawem zagości u mnie na półce i z chęcią porównam go z
klasycznym MMHC :)
Jak widać żel w połączeniu z serum i na dokładkę z
kremem nie pokazały się ze swojej dobrej strony. Dłuższe testowanie nie miało sensu i
zrezygnowałam. Zostawiłam jedynie krem, po który sięgam z przyjemnością (po
zmianie żelu oraz produktów do mycia twarzy). Ze względu na swoją formułę oraz
konsystencję jest dobrym nawilżaczem na okres wiosenno-letni do wczesnej
jesieni, potem może okazać się zbyt delikatny. Będę miała okazję to sprawdzić,
więc na pewno nie zabraknie o nim mini relacji bądź krótkich wstawek na FB lub
IG.
Mało trafione
zakupy przebolałam, po raz kolejny przekonałam się, że jestem w gorącej wodzie
kąpana :DDD a cierpliwość nie zawsze jest moją mocną stroną. W końcu chciałam
przekonać się na własnej skórze o cudownej mocy produktów Pestle & Mortar
;) Rezultat? 1:2, mogło być gorzej, ale też mogło być lepiej ;) Ryzyko wpisane
w ciekawską naturę :D
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.