Moja
przygoda z kosmetykami Mahalo nabrała barw i kolorów (dosłownie!) - niebawem
minie 6 miesięcy od kiedy zaprosiłam TEN zestaw do swojej kosmetyczki. Balsam do demakijażu i mycia twarzy The Unveil Cleanser Melt Concentrate doczekał
się już swojej recenzji /KLIK/
a dzisiaj przyszła pora na maskę The
Petal.
Strona firmowa czaruje i zapewnia nas, że po użyciu
maski skóra stanie się promienna, nawilżona i miękka jak płatek. Działanie
koncentruje się na: rozjaśnieniu, ożywieniu i ujednoliceniu oraz wygładzeniu
kolorytu skóry, głębokim nawilżeniu które ma sprawić że skóra stanie się
promienna, pobudzić odnowę komórkową, wspomóc pielęgnację skóry trądzikowej
borykającej się szczególnie ze stanami zapalnymi, wpłynąć na regulację sebum
oraz zmniejszyć pory i wygładzić (rozprasować) drobne linie.
raw honey blend* [mel
(Hawaiian honey), leptospermum scoparium mel 15+ (manuka honey)], rosa
damascena (rose) hydrosol*, argentum metallicum (silver) hydrosol, sodium
hyaluronate, camellia japonica (thea seed) oil*, amazonian white clay and rose
clay, leuconostoc ferment filtrate & lactobacillus ferment, salix alba
(willow) extract*, sclerotium gum, rosa damascena (rose) flowers*, jasminum
officinale (jasmine) flowers*, calendula officinalis (calendula) petals*, cananga
odorata (ylang ylang) oil*, citrus aurantium bergamia (bergamot fcf) oil*, rosa
damascena (rose) oil*, hibiscus sabdariffa (hibiscus) flowers*, beta vulgaris
(beet root) extract*, pelargonium graveolens (geranium) oil*, theobroma cacao
(cocao) absolute^, artemisia pallens (davana) oil, vanilla planifolia (vanilla)
absolute^, curcuma longa (turmeric) supercritical extract*, lithospermum
erythrochizon (gromwell) supercritical extract, potassium sorbate, rosa
centifolia (rose de mai) extract*, jasminum grandiflorum (jasmine) extract*,
tetrahexyldecyl ascorbate (vitamin C ester), rosmarinus officials (rosemary
antioxidant) extract*
Hand
blended in small batches by MAHALO Skin Care in Hawaii, USA
*clean
ingredients: organic + local and/or wild harvested (when available)
^non-organic
because of the absolute solvent extradition process, while the raw ingredient
has been obtained in certified organic form
❀Ingredient list is subject
to change without notice due to availability of raw materials.
Stored
in a glass jar wrapped in a renewable bamboo to preserve the vitality of the
ingredients and provide an eco-luxurious skin care experience.
Jednym
słowem - produkt CUD , a jak jest naprawdę?
Gustowny
szklany słoiczek o pojemności 100 ml w bambusowym ubranku kosztuje około 80
funtów (cena jest uzależniona od miejsca w którym
kupujemy, można dokonać zakupów na stronie firmowej, w UK oficjalnym dystrybutorem
jest sklep Alyaka - jednak póki co nie wróciłam do niego od czasu ostatnich
feralnych zakupów i wybieram zdecydowanie sklep internetowy z Holandii Reina Organics - tutaj od razu muszę
pochwalić firmę za świetną całokształt na który składa się: obsługa, kontakt,
opakowanie, próbki do zakupów. Jedynym minusem jest przesyłka, a raczej czas
dostarczenia/ z Holandii do UK paczka potrafi iść do 14 dni roboczych. Oni
wysyłają to DHL-em, który ma dziwny system śledzenia a sklep nie ma możliwości
wstawienia/podania obu linków. W rezultacie w UK przesyłkę potem przejmuje
Parcel Force. Piszę o tym dlatego, bo jeżeli komuś zależy na czasie, to warto
uwzględnić czas dostarczenia. Poza tym nie mam zastrzeżeń i życzyłabym sobie
oraz każdemu z osobna, by wszystkie zakupy via net odbywały się z taką
dbałością o klienta.)
Początkowo
(z czasem dostrzegłam coraz więcej atutów) uznałam zakup maski za fanaberię, małe
rozpieszczenie samej siebie. A musicie wiedzieć, że dzięki
tej żelowej konsystencji, która jest niezwykle komfortowa można zafundować
sobie małe spa w domu. Wabikiem dla mnie samej stał się zapach *_* Oczywiście
nie każdy lubi tak aromatyczne kosmetyki. Kompozycja jest tak skonstruowana, że
na pierwszy plan wybija się mieszanka miodu, róży, ylang ylang oraz nagietka.
CUDO! Maska rozprowadza się na skórze jak żelowy krem, nic nie ścieka, nie
zasycha na amen (no chyba, że będziemy siedzieć z nią w nieskończoność :D) W
zależności od potrzeb/chęci/nastroju itd. sięgałam po nią regularnie rano lub
wieczorem bądź przed jakimś wyjściem (świetnie przygotowuje skórę). Pierwsze
testy były ostrożne, nie przekraczałam 15 minut, ale z czasem poczułam że maska
jest bardzo delikatna i skóra reaguje na nią wybornie. Żadnego
podrażnienia/pieczenia. Obszary naczynkowe ukojone, jednym słowem pełnia
szczęścia.
Długofalowych rezultatów nie widziałam przez
pierwsze tygodnie tzn. tuż po przez dzień lub dwa one się utrzymywały i koniec.
Pomyślałam, że nie robi więcej niż większość masek, które kosztują znacznie
mniejszą ilość monet z lepszą dostępnością. Ale nadal poprawiała mi
samopoczucie i sięgałam po nią przyjemnością.
Dzisiaj, kiedy opakowanie już za mną i kolejne przede mną (yay!) wiem,
że warto było dać szansę, uzbroić się w cierpliwość i zaufać zawartym
składnikom. Z perspektywy cery naczynkowej, dojrzałej, mieszanej z rosacea
która jest niezwykle chimeryczna, wrażliwa oceniam Mahalo The Petal Hydrating
Mask to plump & glow bardzo wysoko. Spełnia swoją funkcję, wywiązuje się z
obietnic firmy. Nie jest to spektakularne, ale im dłużej jej używałam tym dłuższe odstępy robiłam pomiędzy aplikacjami. Widziałam jak moja skóra
przechodzi pewne przeobrażenie, zwłaszcza że pozostałe elementy pielęgnacji
były stałe.
Łatwa
do nałożenia, zmywanie nie przysparza żadnych problemów. Bardzo wydajna, kopiasta łyżeczka starcza na twarz i szyję (czasami dokładałam na dekolt
w zależności od czasu bądź też niewielką porcję wykorzystywałam wyłącznie na
strefę T). Komfortowa w zastosowaniu, idealny gotowiec, ponieważ nakładamy i przez
np. pół godziny możemy robić cokolwiek bez obawy, że coś spłynie lub zacznie
się kruszyć (czasami też spryskiwałam ją wodą termalną Uriage). Odczuwalnie nawilża, poprawia gęstość skóry (ten efekt
plump naprawdę bardzo mi się podoba), pozostawia ujednolicony koloryt. Nie wiem, czy rozjaśniła skórę bo tak
naprawdę cały czas używam kwasu laktobionowego oraz kremów z filtrami, co za
tym idzie od dawna nie mam żadnych piegów na twarzy po sezonie wiosenno-letnim.
Co kiedyś było normą ;)
Mogłabym pisać o niej bez końca ;) Nie będę
analizować, czy warto ją kupić bądź nie. Na to pytanie każdy odpowie sobie sam.
Dla mnie maska była zachcianką, która w rezultacie pokazała MOC a skóra doceniła
jej działanie. Dobre oferty rabatowe zachęcają do zakupów i wtedy cena jest
bardziej do przełknięcia.
Skórę mamy tylko jedną, a to jaka będzie jej
kondycja zależy wyłącznie do nas samych (temat na długie rozważania, bo tutaj
lista jest długa) - niemniej zostawiam to zadnie na koniec, do rozważenia ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.