Podkład, który znalazł się w moim zestawieniu
Kosmetyczne objawienia 2016 /link/ i teraz nadeszła pora, by napisać o nim
więcej/rozwinąć myśl :D
Wspomniałam wtedy, że stał się bajkową wersją "make-up/no make-up"
oraz spełnieniem mojej obsesji na punkcie widocznej skóry. Przy rosacea stanowi
to prawdziwe wyzwanie, ale tak, Future Skin Foundation spełnia wszystkie moje
wytyczne. Miałam kupić jeszcze jeden odcień, lecz ostatecznie zostałam przy
kolorze Vanilla. Wydaje mi się najbardziej optymalny i sięgam po niego przez
cały rok.
30 g obecnie kosztuje £63.00, ostatnio wydaje mi się że płaciłam za
niego mniej. W każdym razie cena dość wygórowana, tak sobie myślałam zanim
zaczęłam go używać. Poza tym opakowanie
mało funkcjonalne - zwykły słoiczek ze sztucznego tworzywa pozbawiony
praktycznej pompki (za to z drugiej strony produkt zużywamy do cna, czego nie
mogę powiedzieć o Parure de Lumiere bądź Touche Eclat - za każdym razem na
ściankach butelki osadza się znaczna ilość podkładu i kilka mililitrów zostaje
na dnie, których nie jestem w stanie wydobyć.) - dlatego też nie marudzę,
ale umówmy się - płacąc taką kwotę za kosmetyk oczekuje się dopieszczonej
całości. Na szczęście wnętrze słoika zachwyca. PAO 12 miesięcy. Konsystencja
zgodna z opisem, żelowa nieco gęsta, ale bardzo przyjemna i komfortowa.
Od razu uprzedzam, że jeżeli ktoś oczekuje super
kryjącego podkładu, to Future Skin nie jest dla niego. Można przy jego pomocy zbudować krycie, ale nadal
to będzie podkład o bardzo naturalnym przejrzystym wykończeniu, które upiększa skórę,
wydobywając z niej to, co najlepsze. Zaczerwienienia oraz inne niedoskonałości
nie zostaną przez niego zakryte, tutaj potrzebny jest korektor. Dla mnie to nie
stanowi problemu i nawet jak coś przebija, to nie dbam o to specjalnie. Pod ten
podkład wystarczy mi lekkie serum (np. MMHC z NIOD) bądź delikatna
rozświetlająca baza. Nie odnotowałam żadnych przykrych niespodzianek z jego
strony. Ma nieco dziwny zapach, który bardziej czułam na początku (nos się
przyzwyczaił).
An oil-free gel foundation with an ultra
lightweight, refreshing texture. The buildable formula provides adjustable
coverage while light-reflecting pigments eases the appearance of imperfections
for a naturally flawless finish.
Innovative oil-free gel foundation with a
refreshing, lightweight texture
Contains 60% water
Aloe Leaf and Camellia Sinensis extract help
moisturize
Rosemary and Arnica
flower extract help soothe
Zastanawiałam się
(jeszcze zanim zdecydowałam się na testy), czy to faktycznie produkt dla mnie.
Mam cerę dojrzałą, mieszaną z aktywną strefą T oraz rosacea, a on odbiega
znacząco od kosmetyków z jakimi miałam do tej pory do czynienia. Niemniej
pierwsze próby pokazały, że to dobry kierunek. Bardzo podoba mi się jego
wykończenie w stylu "dewy", lecz w moim przypadku muszę go utrwalić. W tym celu wykorzystuję delikatne pudry jak La Mer, Bikor Tokyo, La Prairie, by
Terry Hyaluronic Hydra Powder. Najczęściej nakładam go palcami, to jeden z
niewielu podkładów przy którym nie czuję potrzeby sięgania po pędzel bądź gąbkę
BB. Praca z nim sprawia mi przyjemność :) Może dlatego, że za każdym razem
jestem pod ogromnym wrażeniem w jak niesamowity sposób wydobywa z mojej skóry
to, co najlepsze. Nie tworzy maski, nie podkreśla niedoskonałości (nawet gdy
skóra ma gorszy dzień/okres), zapewnia mi wszystko to, czego oczekuję od
podkładu. Niby jest, ale zarazem go nie ma ;) Kiedy obszary naczynkowe są
bardziej widoczne do gry wkracza korektor, nie dokładam podkładu. Jest lekki i
delikatny, więc najczęściej i najchętniej sięgam po niego od później wiosny do
późnej jesieni, zimą odpada - chyba, że na jakieś wyjście bez dłuższego
przebywania na zewnątrz. Coś na zasadzie "od drzwi do drzwi" :D
Na początek pokażę go na połowie twarzy, a na zbliżeniach dokładnie widać
zachowanie nie tylko samego podkładu lecz i koloru, to jak stapia się z cerą. Vanilla jest brzoskwiniowym beżem i po
raz kolejny jestem pod wrażeniem dopasowania (identyczną sytuację odnotowałam
przy korektorze Bobbi Brown Instant Full Cover Concealer, ale o nim będzie przy
innej okazji). Future Skin spełnia u mnie funkcję tzw. "beauty balm"
oferującego idealne rozwiązanie w stylu "make-up/no make-up", którego
szukałam od dość dawna. Kiedy latem temperatury nie przekraczają absurdalnej
wysokości sięgam po niego z przyjemnością, podobnie gdy robi się nieco
chłodniej i czuć w powietrzu nadchodzącą jesień :)
Gdybym była dużo
młodsza chyba nie zachwycałabym się nim aż tak bardzo, zwłaszcza że od zawsze
uwielbiałam wszelkie kremy tonujące, które podkreślają i ujednolicają koloryt
cery w niewidzialny sposób. Potem pojawił się problem dermatologiczny - rosacea
i mój makijaż oraz podejście do niego zmieniło się o 180 stopni. Teraz jestem
krok przed magiczną 40-tką :D i widzę oraz czuję JAK zmieniają się moje
preferencje z uwagi na cerę dojrzałą. Ta część znacząco wpływa na moje
wybory/ocenę oraz odczucia. Dlatego też śmiało mogę napisać, że choć Chantecaille
Future Skin Oil-Free Foundation posiada kilka minusów, to jednak jest produktem
do którego będę wracać z przyjemnością.
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.