Mam słabość do produktów przeznaczonych do
pielęgnacji ust i choć moje grono ulubieńców jest stałe, to przyjemnie jest
odkrywać nowe kosmetyki.
Dzisiaj opowiem o balsamie de Mamiel, Oribe, Frank Body oraz Soveral.
Dwa z nich (Frank
Body, Soveral) dostałam w prezencie @lukrecja_borgia @lesneruno dziękuję :)
pozostałe kupiłam sama.
Stylistyka
opakowań oraz szata graficzna de Mamiel bardzo trafia w moje upodobania -
klasyka w dobrym wydaniu. Szklany, dość
masywny słoiczek z ciemno fioletowego wręcz czarnego szkła zapakowany w zgrabne
pudełeczko przypomina mały skarb ;) Przyznam, że taki jest choć nie
doceniłam go na początku. Wydawał mi się zwyczajnym balsamem do ust jakich
wiele. Do tego opakowanie, nie sposób wrzucić do go torebki czy kieszeni kurtki.
I jak to zwykle u mnie bywa, takie mazidła lądują przy komputerze bądź
łazience.
Początkowo nie zrobił dobrego wrażenia, i winię za
to jego formułę, która wpływa na konsystencję. Balsam wymaga dłuższego kontaktu z ciepłem, czyli
jeżeli postawimy słoiczek z dala od źródeł ciepła, to za każdym razem kontakt z
opuszkiem palca bądź szpatułką nie rozpuści go należycie przed aplikacją.
Będzie to porównywalne do nałożenia olejku, który pozostaje na powierzchni i
nic się z nim nie dzieje. Zaczęłam go używać jeszcze przed sezonem grzewczym, a
że takich kosmetyków nie noszę ze sobą, to stał grzecznie przy komputerze i
coraz mniej chętnie po niego sięgałam. Do czasu. Któregoś dnia wrzuciłam go do
kieszeni bluzy i poszłam oglądać film. W trakcie poczułam, że moje usta stają
się coraz bardziej suche po czym odruchowo wyciągnęłam balsam, nałożyłam i
zapomniałam ;) No i tak "chodził" ze mną po domu przez kilka dni, aż
złapałam się na tym, że to TEN balsam :D Od tamtej pory pilnowałam, by przed
nałożeniem odpowiednio go ogrzać, a kiedy rozpoczął się sezon kaloryferowy bez
problemu stał na biurku i swoją konsystencją przypominał gładki miodek, a nie
zbite i twarde masełko do ust.
Przyjemny i
subtelny różany zapach oraz posmak, bogaty skład INCI (niestety zagapiłam się i
nie mam zdjęcia składu, stąd podaję link do firmowej strony).
Pojemność 10 ml, cena £13.50, PAO 6 miesięcy
Nie mam problemu
z ustami z racji, że pilnuję tej części (unikam także wysuszających formuł w
kolorówce) ale balsam świetnie zmiękcza skórę ust, nadaje jej miękkości,
wygładza i jednocześnie chroni przed działaniem czynników zewnętrznych. Dobra
opcja ochronna podczas niskich temperatur.
Kupię ponownie,
zdecydowanie :)
Oribe Balmessence kupowałam z lekką obawą (w końcu domeną firmy są
kosmetyki do włosów), ale szybko zmieniałam zdanie. To małe puzderko zawiera
wspaniały produkt do pielęgnacji ust. Nawilża,
natłuszcza, zmiękcza i wygładza. Posiada przyjemny posmak oraz aromat, nie jest
tłusty ani klejący, tuż po nałożeniu pozostawia lśniące wykończenie, które z
czasem zanika, lecz skóra warg nadal czuje się komfortowo. Nie ma potrzeby
natychmiastowej reaplikacji produktu. Dobrze wywiązuje się ze swojego zadania w
każdych warunkach, aczkolwiek ze względu na opakowanie nie nosiłam go ze sobą.
Najczęściej nakładałam przed wyjściem z domu i dawał mi pożądane zabezpieczenie
na kilka godzin.
Lubię za konsystencję, nieco gęsta i zbita, ale bez problemu nabiera się na opuszek
palca lub szpatułkę (jak kto lubi). Transparentny.
Minusem jest mała pojemność, tylko 7g w cenie 27.00
GBP, co z kolei nie
zachęca do regularnych zakupów ze względu na relację pojemność/cena/wydajność.
Właściwości są świetne, na tyle że z przyjemnością będę wracać, ale nie na
zasadzie sztuka za sztuką ;) Jako dodatek jak najbardziej :)
Dbałość o detale
oraz forma podania balsamu sprawiają, że jest to także wyśmienita opcja na
prezent dla każdej osoby, która jest uzależniona od produktów do pielęgnacji
ust i lubi balsamy w słoiczkach. Na pewno będę kupować co jakiś czas.
Frank Body Lip Balm
Monika wie o
mojej obsesji związanej z absolutnym uwielbieniem lanoliny w pielęgnacji ust i
myślę, że wybór tego konkretnego produktu nie był przypadkiem ;)
Na szczycie mojej listy znajduje się Lanolips ze
swoimi balsamami (najchętniej wracam do wersji klasycznej oraz o smaku jabłka, kiedyś o nich napiszę), potem Dr. Lipp
oraz polubiłam także Lano-maść Ziai. Daaawno temu miałam okazję poznać
Babydream fur Mama Brustwarzensalbe (Maść do pielęgnacji brodawek sutkowych),
która także jest oparta na lanolinie ale bardzo przeszkadzał mi posmak i
zapach. Niestety jej zapach był nie do zniesienia.
Potem kupiłam
balsam z Dr. Lipp oraz Lanolips, pokazało że może być inaczej. Nie tak
intensywnie, mniejsza tłustość i zawiesistość. No i rzecz najważniejsza, brak
żółtych obwódek wokół ust. Lano-maść Ziai także jest dużo bardziej przyjemna w
użyciu niż Babydream. Nie kupowałam (i raczej nie zamierzam) lanoliny ze
sklepów z półproduktami, ale jeżeli ktoś ma porównanie chętnie poczytam o
wrażeniach. Wracając do Frank Body Lip Balm.
Tak jak widać na
zdjęciu skład INCI bazuje na lanolinie, ale poza tym zawiera inne składniki i
tak sobie myślę, że to po części jest jego dużym atutem.
Każdy, kto choć trochę interesuje się składnikami
kosmetycznymi i wybiera lanolinę wie skąd się ona bierze oraz dlaczego są
różnice pod kątem koloru/zapachu, które wynikają ze stopnia oczyszczenia. Jest to ważne, gdy wybieramy balsam do
ust bazujący w 100% na czystej lanolinie ale także, gdy jest jednym z kilku.
Tak jak to ma miejsce tutaj.
Lanolina przede
wszystkim pełni świetną rolę ochronną, która zapobiega utracie wody. Warstwa
okluzyjna jaką pozostawia na skórze, świetnie chroni przed niekorzystnym
działaniem czynników zewnętrznych (między innymi to genialne smarowidło podczas
niskich temperatur, wietrznych dni itd.). Nadaje skórze miękkość i
elastyczność. Przyspiesza proces regeneracji oraz łagodzi stany zapalne.
Rzecz
najważniejsza (zwłaszcza w okresie jesienno-zimowym), przed użyciem dobrze jest
rozgrzać opakowanie w dłoniach, by ułatwić wydobycie produktu oraz jego
aplikację.
Wracając do głównego
bohatera tej opowieści, balsam Frank
Body jest niezły. Brakuje mi tylko w nim tylko aplikatora, ponieważ po
ściągnięciu zakrętki jest to zwyczajna tubka (podobnie jak przy Dr. Lipp oraz
klasycznym Lanolips). 15 ml na stronie
Sephory kosztuje 35 zł, PAO 12 miesięcy. Skład jest ciekawy i myślę, że
ktoś miał dobry pomysł na taką formułę. Pewnie jeszcze kiedyś wrócę, natomiast
jeżeli ktoś lubi i jest zadowolony z Lano-maści Ziai, to śmiało może wykreślić
ten balsam z listy.
Soveral Lip Restore Balm Mandarin Kiss, gdybym miała krótko podsumować, to
byłoby tak:
Ulepszona wersja kultowego Nuxe Reve de Miel (aczkolwiek ja tego balsamu używałam przez długi
czas kilka lat temu i odnoszę wrażenie, że nie sprawdza się tak jak kiedyś),
pod każdym względem. Od formuły przez konsystencję po działanie. Balsam Soveral pachnie bardzo podobnie,
szklany słoiczek skrywa woskowo-masełkową formę która topi się pod wpływem
ciepła i gładko rozprowadza na ustach. Jest zdecydowanie bardziej
komfortowa podczas aplikacji oraz w trakcie noszenia. Jego zapach i posmak są
naprawdę udane. Dobrze odżywia, nawilża i chroni. Skóra warg jest zmiękczona,
działa regenerująco na podrażnienia bądź okresowe przesuszenie. Bardzo fajny
kosmetyk.
Pojemność 15 ml,
cena 17 GBP, dostępność na stronie firmowej marki, Net-A-Porter, PAO 6 miesięcy.
To także kandydat
do zakupów.
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.