Bywają kosmetyki, które od pierwszego kontaktu
robią "WOW" i szybko zaskarbiają sobie naszą sympatię. Jednak w miarę
systematycznego stosowania odkrywamy drugą stronę, i tak też się stało w przypadku tej pasty.
Moja przygoda z pastą Christophe Robin zaczęła się
ponad 7 miesięcy temu, na
początku były dwie miniatury podróżne, które już na samym początku pokazały jak
bardzo jest to wydajny kosmetyk i doprawdy nie wiem dlaczego kupiłam wariant o
pojemności 250 ml zamiast wybrać mniejsze... Dzisiaj wiem, że to byłaby rozsądna
opcja i zapewne zużyłabym ją do końca a tak...niekoniecznie.
Noszę krótkie włosy (cienkie, delikatne i wysokoporowate)
a nawet bardzo krótkie przy czym 3/4 głowy mam wygolone. Włosy ścinam średnio
co 2 lub 3 miesiące, rosną dość szybko i po 3 miesiącach linia cięcia jest
zwyczajnie obciążona. Lubię nieskomplikowane fryzury, które nie wymuszają na
mnie specjalnych zabiegów. Kiedy zależy mi na ich ułożeniu stawiam na suszarkę z koncentratorem
powietrza, który działa sam z siebie (pod warunkiem, że jest dobre cięcie).
Przy większym odroście wybieram suszarko lokówkę dla nadania ostatecznego
kształtu. I tyle :D Czasami sięgam po piankę nadającą objętości, lecz moim
faworytem od dość dawna jest sprej teksturyzujący z Oribe /recenzja/ lub puder z tej samej firmy /recenzja/ Nie stosuję odżywek, wyjątek robię dla maski
oczyszczającej Phenome /recenzja/ którą od kilku tygodni zastąpił szampon w pudrze
z Kostki Mydła - pisałam o nim TUTAJ Zanim jednak do tego doszło sięgnęłam po Christophe
Robin Cleansing Volumizing Paste with Pure Rassoul Clay and Rose Extracts/
pastę do mycia włosów nadająca objętości. Spodobało
mi się w niej to, że zastępuję szampon i wszelkie produkty do stylizacji. Włosy
po jej użyciu nabierają objętości, są odczuwalnie pogrubione, odbite od nasady.
Do tego ten efekt utrzymuje się przez cały dzień! Marzenie, prawda? ;)
Skład
Producent
zapewnia, że pasta nie zawiera parabenów, silikonów ani składników
koloryzujących. Naturalny brązowy kolor pasty wynika z zawartości marokańskiej
glinki Ghassoul (morrocan lava clay).
Purystki składowe
mogą niekoniecznie być zachwycone tym, co znajduje się w paście, ale dopóki
sama nie poużywałam tej pasty dostatecznie długo nie zamierzałam wnikać za
bardzo ;) A w sumie mogłam, powstrzymałoby mnie to przed zakupem tego ogromnego
pudła. Ponadto kosmetyk jest mocno perfumowany , TEN zapach róży utrzymuje się
na moich włosach przez długie godziny. Na początku było to nawet przyjemne, ale
z biegiem czasu pokonał mnie. Mam wrażenie, że to aromat pijanej różanej
konfitury ;)
Z racji zawartości
glinki pasta wpływa na rozczesywanie włosów, są one nieco sztywne, splątane ale
mimo wszystko można zrobić to bez udziału pomocnika (odżywki i tego typu
produktów). Niemniej warto się nastawić, że będzie inaczej niż przy klasycznych
szamponach.
Konsystencja
Gęsta, lepka i zbita masa w brązowym kolorze jest
łatwa do wydobycia z opakowania (od początku do końca nie zmienia swoich właściwości, nie twardnieje. W
pierwszym kontakcie przypomina peeling na bazie cukru w kwestii konsystencji.),
wilgotna, nie kruszy się w dłoniach. Przyjemnie się z nią pracuje. Używałam
mniej więcej takiej porcji jak na poniższym zdjęciu.
Opakowanie niczym się nie wyróżnia, zwyczajne pudełko ze sztucznego tworzywa, które posiada wewnątrz zabezpieczającą nakładkę (dzięki temu pasta nie wysycha i nie traci swoich właściwości, jeżeli będziemy starannie je zamykać oraz nie dopuszczać do kontaktu z wodą).
Sposób użycia
Niewielką ilość
nanieść na wilgotne włosy u ich nasady i wykonać delikatny masaż skóry głowy.
Dodać wody, spienić produkt i spłukać (nawet mała ilość wytwarza imponującą
ilość piany). Dla wzmocnienia efektu pozostaw pastę na włosach na ok. 2 minuty.
Przez kilka tygodni postępowałam wg instrukcji,
ale potem zaczęłam postępować inaczej, porcję pasty rozcierałam w wilgotnych
dłoniach i delikatnie wmasowywałam w skórę głowy. Dużo łatwiej rozprowadzało mi się ją w taki sposób. Czasami też przy jej pomocy
zmywałam maski, przez co włosy nie były aż tak miękkie/wiotkie za to stawały
się bardziej mięsiste i pogrubione. Spłukiwanie odbywało się bez problemu, lecz
ze względu na ilość piany (która jest dość gęsta i kremowa) wymaga większej
uwagi.
Z jednej strony super kosmetyk, bo robi to, co do
niego należy i wywiązuje się z obietnic producenta. Z drugiej zaś...przez te
kilka miesięcy zebrała się spora ilość zarzutów. Niestety.
Mam wrażliwą
skórę głowy, do tego choruję od lat na łuszczycę, więc staram się znaleźć
równowagę pomiędzy pielęgnacją a oczekiwanym efektem w kwestii skóry głowy oraz
włosów. Przy regularnym stosowaniu (myję włosy codziennie, ale po pastę
sięgałam okazjonalnie lub ok. 3 razy w tygodniu pilnując tego co się dzieje/może
wydarzyć). Pierwsze objawy zlekceważyłam, zakładałam że to wina czegoś innego.
Niestety nie. W pierwszej kolejności pojawiło
się przesuszenie skóry głowy (w tym także wewnętrznej strony dłoni), potem
uporczywe swędzenie w ciągu dnia a na koniec czerwony plamy na skórze głowy. Z
biegiem czasu zaczęłam coraz uważniej przyglądać się temu zjawisku. Zaczęłam
eliminować potencjalnych złoczyńców, aż w końcu doszłam, że to sprawa pasty. Stanęło
na tym, że zaczęłam używać jej wyłącznie okazjonalnie w dużych odstępach czasu.
Druga rzecz, zachowanie włosów w trakcie dnia. O ile sama objętość i pogrubienie są
naprawdę na plus, tak włosy stają się podatne na zbieranie wszystkiego z
powietrza. Przy dużej wilgotności i
przebywaniu na mieście po powrocie do domu czułam jak stają są lepkie i
przypominają w dotyku watę cukrową. Z kolei gdy byłam latem w Polsce (panowało
tropikalne lato) włosy stawały się obciążone a skóra głowy zaczynała się
ekstremalnie przetłuszczać. W każdym przypadku wystarczyło odstawić pastę,
by zaobserwować zmiany. W pomieszczeniach ten problem nie występuje, niemniej z
biegiem czasu coraz rzadziej po nią sięgałam i zostało ok. 1/3 pudełka, które
wyląduje w koszu. 6 miesięczne PAO w tym
wypadku nie pomaga, nie tylko dlatego że jest to bardzo wydajny kosmetyk a
pojemność 250 ml to niczym studnia bez dna :D W ostatecznym podsumowaniu dla
mnie pasta ma więcej wad niż zalet.
Dostępne są dwie pojemności 75 ml/£17.00 oraz
250 ml/ £40.00 - gdybym
miała kupować jeszcze raz (do czego już nie dojdzie), wybrałabym 75 ml.
Długo odkładałam
opublikowanie recenzji i myślę, że dobrze zrobiłam, ponieważ początkowy
entuzjazm był jedynie wstępem. Notując swoje wrażenia i potem zbierając je w
całość po kilku ładnych miesiącach jestem w stanie jasno określić, to nie był
dobry wybór. Niemniej początek nie zapowiadał takich wydarzeń. Zakupu nie
żałuję, tylko wybranej pojemności :D Straciłam też ochotę na poznanie reszty
oferty z tej firmy. Nie ubolewam nad tym specjalnie, bo odkryłam genialny szampon w pudrze na bazie glinki z Kostki Mydła.
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.