Szukając pudru w
kamieniu do korekty w ciągu dnia zdecydowałam się na zakup z MAP. Zależało mi
także na tym, by kasetka posiadała lusterko i ew. osobną komorę na puszek/gąbkę.
W taki to sposób wybór padł na Antishine
CPA1, choć przez chwilę zastanawiałam się czy nie wybrać CPA2 (który i tak
pewnie kupię dla zaspokojenia ciekawości :)). W każdym razie pewnie do wyboru
MAP by nie doszło, bo planowałam kupić kolejne opakowanie Secret Set Senny /recenzja/
ale splot różnych okoliczności na mojej drodze postawił MAP. Czy żałuję?
Puder spełnia swoje zadanie w 100% i do samego
produktu nie mam zastrzeżeń. W moim odczuciu jedynie opakowanie pozostawia niedosyt, tworzywo z którego
jest wykonane nie jest imponujące. Mam wręcz wrażenie, że niektóre firmy typowo
drogeryjne oferują znacznie więcej. Pominę szybko pojawiające się zarysowania,
aczkolwiek tak sobie myślę, że gdybym nie przykładała większej wagi do
przechowywania pudru, to kasetka szybko nie tylko uległaby uszkodzeniu, ale też
nie kwalifikowałaby się do wyciągnięcia wśród ludzi ;)
Puder natomiast jest świetnie zmielony oraz sprasowany. Konsystencja delikatnie jedwabista o wykończeniu satynowo matującym. Lekki, delikatny, pięknie wygładza i matuje. Bezzapachowy. To jak długo utrzyma
się mat na skórze zależy od wielu czynników, natomiast bardzo podoba mi się
zachowanie pudru, gdy po kilku godzinach na mojej strefie T widać wydzielane sebum
i pomimo tego skóra wygląda po prostu dobrze. Widać, że skóra się świeci, lecz
wszystko w granicach akceptowalności. W dowolnej chwili wystarczy mi korekta
przy pomocy bibułek matujących i rzadko nakładam puder po raz kolejny. Skóra nie jest obciążona, puder nie wpływa
na nadmierną produkcję sebum jak to czyni wcześniej opisany kompakt Guerlain /recenzja/,
nie odnotowałam też żadnych innych niepożądanych reakcji. Używam go najczęściej przy pomocy dużego puchatego pędzla, moim
ulubieńcem jest MUFE 130 Large Powder Brush /recenzja/
przy pomocy którego nabieram idealną
porcję pudru.
Wg opisu producenta odcień CPA1 rozjaśnia błędnie
nałożony zbyt ciepły ton podkładu i muszę przyznać, że faktycznie wywiązuje się z tej obietnicy. Jednak sama
rzadko korzystam z jego właściwości, traktuję go jako puder utrwalający lub
wykończeniowy. Bardzo ładnie wygląda na filtrach, co dla mnie jest dużym atutem
bo trudno jest znaleźć puder który delikatnie zmatowi filtr i jednocześnie
zapewni pochłanianie sebum.
CPA1, to jasny neutralny beż który na skórze tak
naprawdę staje się niewidoczny. Stapia się z nią delikatnie odbijając światło. Nie podkreśla porów, nie
zbiera się w załamaniach skóry.
Pojemność 10 g,
cena 110 zł, PAO 18 miesięcy.
W moim osobistym
rankingu plasuje się na całkiem niezłej pozycji, choć nie przebija mojego faworyta Bikor Tokyo /recenzja/
ponadto MAP od paru kilku tygodni ma godnego przeciwnika w postaci prasowanego
pudru MAC Next To Nothing Powder. Pod koniec roku wrócę jeszcze do tego tematu
:)
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.