Dzisiaj będzie wpis pełen przemyśleń i zarazem
próbą zwrócenia uwagi na kilka problemów, a wszystko za sprawą miłej Pani
(Marto pozdrawiam :))).
Kiedy ok. 8 lat temu trafiłam do pewnej dermatolog uświadomiłam sobie JAK
bardzo ufałam lekarzom i JAK niewiele brakowało, by zakończenie było fatalne w
skutkach. Oczywiście nie chodzi tutaj o żadną nagonkę, a jedynie o przyjrzenie
się JAK wglądają relacje ze specjalistami. Czy
po danej konsultacji jesteśmy zadowoleni z przebiegu wizyty oraz ze sposobu w
jaki została ona przeprowadzona. Bo jeżeli już na samym początku pojawiają się
"zgrzyty" i jesteśmy traktowani z góry, to lepiej jednak poszukać
innej opcji. Dla mnie spotkanie z ówczesną dermatolog było czysto
przypadkowe, ale zmieniło wszystko. Na lepsze :)
Nie tylko
postawiła prawidłową diagnozę, ale pomogła mi się uporać z wieloma problemami
związanymi z trądzikiem różowatym. Omawiała nie tylko opcje dotyczące leczenia
farmakologicznego, lecz również skupiała się na pielęgnacji. W dużej mierze
zaszczepiła we mnie pogłębienie wiedzy w kwestii zrozumienia własnej skóry, jej
funkcjonowania. Wtedy także pierwszy raz
usłyszałam termin "aknegenność", który nie ograniczył się
wyłącznie do pielęgnacji, ale zarazem do kosmetyków kolorowych. Przez długi
czas prowadziłam też notatnik, z którym obowiązkowo stawiałam się na kolejne
wizyty. Było to pomocne, bo eliminacja kolejnych aspektów i zarazem przyjrzenie
im się z bliska powiększało obszar wiedzy. Nie będę tutaj omawiać wszystkiego,
ale sięgając do moich notatek pomyślałam, że to dobry sposób na odświeżenie
wiedzy i podzielenia się nią. Od razu
zaznaczam, nie jestem specjalistą, skupiam się wyłącznie na skórze naczyniowej
z rosacea, czyli takiej, którą sama posiadam. Jest mi łatwiej
opowiadać/pisać ze względu na przebytą drogą, od diagnozy przez leczenie po
obecny stan wyciszenia. Nie prowadzę także żadnych konsultacji, nie wierzę
że via net można zrobić to skutecznie (a już na pewno nie przez samozwańczych
guru, których przybywa coraz więcej). Dlatego też wychodzę z założenia, że o wiele lepiej jest zwracać uwagę, omawiać,
zachęcać do obserwacji własnej skóry/jej reakcji i szukania dobrego fachowca.
To, że coś polecam nie oznacza natychmiastowego zakupu, ale zakładam że po
drugiej stronie znajdują się ludzie, którzy podchodzą do tego rozsądnie i są dalecy
od uczestniczenia w owczym pędzie ;)
Piszę o tym
wszystkim, bo kiedy dostaję mnóstwo różnych wiadomości od wielu z was, to
większość myśli, że JEDEN produkt stanie się magicznym rozwiązaniem. Otóż nie.
Właściwa pielęgnacja, to przede wszystkim zrozumienie, poznanie własnej skóry i dopasowanie tego, co będzie dla niej najlepsze.
Wiele osób też od razu zakłada, że
dany kosmetyk może zapychać bądź "coś" trochę zapycha. To drugie
sformułowanie jest bardzo zabawne, zwłaszcza
kiedy padnie pytanie odnośnie komedogenności, czynników które na nie wpływają i
sam proces. Bo tak, to jest PROCES. Genialny
wpis na ten temat dawno temu opublikowała Ziemolina "Zapchana
blogosfera" i gorąco zachęcam do przeczytania jeżeli go nie znacie.
W takim kontekście moja dermatolog
zwróciła moją uwagę na aknegenność. Przy tej okazji odsyłam do wciąż aktualnego
wpisu Balsamowo "Komedogenność
a... aknegenność kosmetyków", kilka słów na ten temat znajdziecie
także u Ewy
Szałkowskiej
Mało się o tym mówi i pisze, i uważam że warto
przypominać, powtarzać oraz zwracać uwagę. W moim przypadku jest określona grupa produktów,
która potrafi zaostrzać zmiany rosacea. I dzieje się to bardzo szybko, czasem w
kilka godzin od aplikacji. Wraz z upływem czasu nauczyłam się je rozróżniać
(zwłaszcza, gdy w grę wchodzą zmiany hormonalne, stres itd.) oraz mieć pod ręką
grupę szybkiego reagowania (w moim przypadku to np. niacynamid, kwasy PHA,
sprawdzone preparaty kojące, uszczelniające płaszcz hydrolipidowy).
Unikam
zagłębiania się w analizy zapycha/nie zapycha, ponieważ każda skóra jest inna.
Co więcej, czasami można tropić składniki i urządzać na nie polowanie, a one i
tak zagrają nam na nosie ;) Nie ma tutaj gotowej recepty. W wielu przypadkach może to być jeden kosmetyk, ale także i cały zestaw
produktów plus nasze nawyki i działania typowo pielęgnacyjne. Daleka jestem
od zachwycania się wyłącznie naturalnymi kosmetykami, bo i one mają swoje dobre
i złe strony. Dlatego choćby tak trudno znaleźć dobry preparat do przywracania
równowagi hydrolipidowej pośród tego typu produktów, o czym przekonało się już
wiele osób które zdecydowały się na kuracje retinolem bądź retinoidami. Najlepszym rozwiązaniem jest brak oglądania
się na innych, skupienie na potrzebach własnej skóry i podążanie za jej
potrzebami.
Pewnie poruszenie
tego tematu może być niczym wsadzanie kija w mrowisko LOL jednak w kosmetycznym
wyścigu kolorowych pudełek warto zatrzymać się na chwilę i odpowiedzieć samemu
sobie na kilka pytań :) Przyjrzeć się temu, co mamy aktualnie na półce i czego
używamy. Zrobić krótką analizę pod kątem zadowolenia i nie trzymać czegoś dla
kolejnej szansy, bo skóra buntuje się nie bez powodu.
A Ty jak dobrze
znasz swoją skórę ? :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR
Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.