Przypadek sprawił, że sięgnęłam po maskę
Aromatherapy Associates i nie do końca wiedziałam czego mogę się spodziewać.
Natomiast jej działanie i właściwości wprawiły mnie w niemy zachwyt. Gorąco polecała mi ją koleżanka, która
zna moją skórę i jej historię ale mimo to obawiałam się tego rozbudowanego
składu i specyficznego aromatu. Co prawda w INCI znajdziemy wiele ciekawych
oraz wartościowych składników, lecz mimo wszystko byłam sceptyczna ;) Inner Strength Soothing Repair Mask, to
maska o właściwościach kojących oraz naprawczych. Skierowana do skór
reaktywnych, zestresowanych oraz skłonnych do alergii. Jej zadaniem jest
przywrócenie i wzmocnienie bariery ochronnej, doskonale odżywia i nawilża
skórę. Zapewnia efekt wygładzenia. Jej składniki aktywne to: prebiotyki,
hialuronian sodu, oligopeptydy, wyciągi roślinne min. rumianek pospolity,
rumianek rzymski, korzeń lukrecji, popłoch pospolity. Poza tym sporo
emolientów, humektantów (plus reszta) dzięki którym konsystencja maski jest przyjemnie kremowa, zwarta i łatwo rozprowadza
się na skórze. Aplikacja jest komfortowa, a podczas zmywania wystarczy
mocno zwilżyć skórę w celu usunięcia resztek.
Przyznam, że
najsłabszym ogniwem jest jej zapach. Co prawda szybko się do niego
przyzwyczaiłam, lecz gdybym mogła wybierać, wybrałbym na wariant bez dodatków
zapachowych.
Jak stosować?
Firma rekomenduje
stosowanie 2-3 razy w tygodniu, aby pozostawić na oczyszczonej skórze na 20
minut. Usuwać ciepłą wodą.
Z powodzeniem wykorzystuję
również jako maskę całonocną w zastępstwie kremu.
Działanie/właściwości.
Początkowo nie
spodziewałam się po niej zbyt wiele, jednak szybko sprawiła, że zmieniłam
zdanie. Mam na swojej liście wielu ulubieńców, którzy faktycznie wywiązują się
ze swojego przeznaczenia i stanowią doskonałe wsparcie w pielęgnacji skóry
naczyniowej, bardzo wrażliwej z rosacea. Jednak Aromatherapy Associates
Inner Strength Soothing Repair Mask wywołała efekt WOW. O ile było to łatwe poza kuracją retinolem oraz
kwasami PHA, tak w trakcie używania tych składników aktywnych poprzeczka
została zawieszona wysoko i maska pokazała na co ją stać. Zacznę od tego, że
faktycznie posiada silne właściwości
kojące, naprawcze i wyciszające. Skóra po jej zmyciu ma równomierny koloryt,
obszary naczynkowe wyciszone, a rumień znika. Pojawia się przyjemne
wygładzenie, zmiękczenie. Lubię nią zastępować krem odżywczy na noc, bo wiem,
że rano zobaczę promienną i odżywioną skórę. Poza tym przyspiesza proces
regeneracji. Drobne zmiany, pozostałości po nich bądź nawet te bieżące szybciej
zanikają nie zostawiając po sobie śladu. Okazała się również bardzo przydatna
podczas neutralizowania zmian hormonalnych wynikających z cyklu.
Do tej pory o zbliżonej mocy działania poznałam maskę The Bean Mahalo /KLIK/ Antipodes Aura Manuka Honey Mask /KLIK/ aczkolwiek ona potrzebuje nieco więcej uwagi
porównując z Mahalo oraz AA ;) oraz maskę w płacie Arkany Snow Fungus Mask (ze
względu na właściwości kojące) /KLIK/ SK-II Cellumination Mask-in Lotion /recenzja/
Dzisiaj do tego zestawu dopisuję Aromatherapy Associates
Inner Strength Soothing Repair Mask :)
Czy warto?
W mojej ocenie
tak. Znam wiele produktów w tej kategorii i znaczna większość jest zwyczajnie
dobra, lecz w mojej pielęgnacji maski zaczęły grać pierwszoplanowe skrzypce w
dodatkowej odsłonie :) To produkty, których działanie musi być na już i na
teraz, ma być odczuwalne, widoczne i przynoszące realne efekty. Potrzebuję tzw.
pewniaka w każdych okolicznościach. Ona taka jest. Jest to już moje drugie
opakowanie i na pewno nie ostatnie. W moich zasobach jest wariant gabinetowy o
poj. 200 ml, w sprzedaży detalicznej występuje pojemność 100 ml w tubie i
kosztuje £57.00/ 350 zł, PAO 6 miesięcy. Jest to bardzo wydajny kosmetyk
dlatego też uważam, że relacja na linii cena/pojemność/właściwości/wydajność
łagodzi jednorazowy wydatek ;)
4 lata temu nie byłam za bardzo oczarowana
kosmetykami, które dane mi było poznać. Odczucia były mocno mieszane, dlatego
też gdyby nie rekomendacja zaufanej osoby, która wręcz wcisnęła mi w ręce
pierwsze opakowanie tej maski do testów i przekonanie, że będę zadowolona, to
nie dałabym się przekonać. Tak, uparta jestem :D
Jestem zachwycona właściwościami Inner Strength
Soothing Repair Mask, bo
poza walorami wyciszającymi, kojącymi stosowanie jej 3 razy w tygodniu (w
wersji typowej maski do zmycia lub jako krem na noc) daje mi możliwość
utrzymania bariery hydrolipidowej pod kontrolą. Sprawdza się w wersji
wielozadaniowej. Jest to dla mnie szczególnie ważne z uwagi na regularne
stosowanie produktów funkcyjnych. Zamierzam poznać pozostałe produkty z linii Inner
Strength, do których na pewno się odniosę na łamach bloga.
Pozdrawiam serdecznie :)
Z chęcią bym sprawdziła :)
OdpowiedzUsuńUdanych zakupów w takim razie :)
UsuńChętnie bym przetestowała tę maseczkę u siebie. Ciekawa jestem jej zapachu :)
OdpowiedzUsuńMożna ją bez problemu kupić w Polsce, więc nie widzę problemu :)
Usuńczyli tej osobie nalezy dziękować ;D dla mnie za droga ale podoba mi się to co mówisz o działniu zwłaszcza że można zastąpić nią krem ;D
OdpowiedzUsuńDlatego między innymi powstał ten wpis :D
UsuńOpcja zamiast kremu, to taki bonus - lubię tego typu opcję, zwłaszcza z uwagi na właściwości i działanie samej maski.
Oj bardzo mnie nia zaciekawilas kochana chyba sie skusze :D
OdpowiedzUsuńJeżeli jesteś w grupie docelowej i jest to coś, co może spełnić Twoje oczekiwania, to dlaczego nie :)
Usuńkolejny pewniak. super, że jest w czym wybierać :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! :)
Usuń