Przez kilka ostatnich tygodni używałam maski na bazie miodu z dzikiej miodli, glinek oraz kompleksu ziół, których zadaniem jest delikatne złuszczanie i usuwanie zanieczyszczeń. Skład - imponujący, poza składnikami kluczowymi znajdują się w niej hydrolaty, srebro koloidalne, oleje roślinne ekstrakty. Zapach dość mocny, charakterystyczny i na początku daje po nosie, choć hydrolat z lawendy stara się go dobrze maskować. Ostatecznie nie jest to aromat nieprzyjemny, ale na pewno taki, do którego trzeba się przyzwyczaić.
Główną funkcją maski jest ukojenie i przywrócenie promiennego wyglądu skórze. Wg producenta zapewnia efekt zmiękczenia, rozjaśnienia, wygładzenia, nawilżenia. Jednym słowem skóra ma wyglądać młodziej :)
Sposób użycia jest prosty, należy tylko pamiętać by maska nie miała kontaktu z wodą. Nakładamy na czystą i wilgotną skórę omijając okolice ust, oczu. Pozostawiamy na 15-20 minut i spłukujemy przy użyciu ciepłej wody. Do stosowania 1-2 razy w tygodniu lub wedle potrzeb.
Konsystencja bardzo komfortowa, pół płynna, lekko żelowa, bez problemu rozprowadzałam ją na skórze przy pomocy silikonowego pędzla. Z racji zawartych składników należy ją dobrze wymieszać przed nałożeniem, a na uwagę zasługuje fakt, że nie zasycha ona jak większość tego typu masek. Nawet jeżeli przetrzyma się ją dłużej nie przeobraża się w suchą skorupę, która się kruszy. Kilka razy w międzyczasie aplikowałam na nią wybraną mgiełkę, bardziej z ciekawości niż realnej potrzeby. Przy pierwszej aplikacji nałożyłam ją na zwilżoną skórę tonikiem, ale kolejne użycie wspomagała z powodzeniem Esencja Aloesowa Natural Secrets.
Zmywanie także nie sprawia problemów, zwilżone dłonie przykładałam do twarzy i delikatnie rozpuszczałam maskę w ten sposób, by po kilku chwilach zmyć ją całkowicie.
Przyznam, że właściwości maski nie są przesadzone jeżeli chodzi o rekomendacje ze strony producenta. To nie czary, ale realny efekt :) Po pierwszym użyciu było uczucie WOOOW, potem ono się utrzymywało na tym samym poziomie, bo wiedziałam czego się spodziewać. Wbrew pozorom dla skóry naczyniowej z rosacea nie jest tak łatwo znaleźć dobrej klasy maskę, którą będę mogła regularnie używać na całą twarz i obserwować realne efekty (a nie tylko coś, co działa powierzchownie i przez chwilę). Ukojenie, wyciszenie, wygładzenie i jednocześnie rozjaśnienie skóry. Po każdym zmyciu i przez kilka kolejnych dni nie mogłam przestać dotykać swojej skóry!
Malaya Organics - Advanced Repair Mask - Neem Honey Herbal Complex zdecydowanie należy do przedziału bardzo dobrych masek naprawczych, których efekty i właściwości robią wrażenie.
Na tle wszystkich zachwytów jest tylko jedno duże "ale" - jej wydajność, a raczej brak. Słoiczek maski starczył mi na 5 aplikacji, co mocno rozczarowuje, bo nie używałam jej jakoś dużo, głównie nakładałam wyłącznie na twarz i pozostałości rozprowadzałam na szyi. Dla porównania uwielbiana przeze mnie maska The Bean Mahalo starcza mi na dużo dłużej (właściwości bardzo zbliżone, na tyle że śmiało postawiłabym je obok siebie).
Opakowanie zawiera 80g produktu w cenie €78,00 oraz 12 miesięcznym PAO. Dostępność strona firmowa Malaya Organics oraz kanadyjski sklep The Green Jungle
To była genialna przygoda!
Dostałam ją w prezencie urodzinowym, który bardzo mnie ucieszył! zwłaszcza, że maska faktycznie posiada rewelacyjne działanie. Na początku chciałam od razu kupić kolejne opakowanie, ale teraz, gdy okazało się, że wydajność jest jej najsłabszą stroną niekoniecznie mam na to chęć. Pewnie poczekam na dobre promo lub inną okazję, zwłaszcza że The Bean Mahalo to wciąż mój nr 1
Niemniej super było spróbować i poznać coś innego. Być może za jakiś czas zdecyduję się na pełną recenzję, lecz potrzebne byłoby regularne stosowanie a bardzo słaba wydajność sprawia, że to maska pełniąca dodatek, funkcję doraźną niż coś, co kupuję regularnie.
Dostałam ją w prezencie urodzinowym, który bardzo mnie ucieszył! zwłaszcza, że maska faktycznie posiada rewelacyjne działanie. Na początku chciałam od razu kupić kolejne opakowanie, ale teraz, gdy okazało się, że wydajność jest jej najsłabszą stroną niekoniecznie mam na to chęć. Pewnie poczekam na dobre promo lub inną okazję, zwłaszcza że The Bean Mahalo to wciąż mój nr 1
Niemniej super było spróbować i poznać coś innego. Być może za jakiś czas zdecyduję się na pełną recenzję, lecz potrzebne byłoby regularne stosowanie a bardzo słaba wydajność sprawia, że to maska pełniąca dodatek, funkcję doraźną niż coś, co kupuję regularnie.
<3 b="">
3>
3>
Pozdrawiam serdecznie :)
Wygląda świetnie, ale wydajność zdecydowanie ostudziła moją chęć do zakupu...
OdpowiedzUsuńRozmawiałam na privie z osobą, która stoi za Malayą i Ona twierdzi, że maska starcza na 10-15 porcji, że wystarczy 1/2 -1 łyżeczka do herbaty i sama nie wiem :D Na pewno kupię opakowanie, by sprawdzić jak to będzie wyglądało pod kątem miarki oraz działania. Tak naprawdę na ten pędzel z silikonu nie nabiera się za dużo produktu, więc jestem nieco zdezorientowana i zaintrygowana jednocześnie, także do tego tematu jeszcze wrócę :)
UsuńWyglada doskonale, chetnie kochana ja poznam ostatnio poszukuje nowych dobrych maseczek :D
OdpowiedzUsuń