Jako pierwszy poznałam Krem regenerująco-nawilżajacy z peptydami mleczka pszczelego (zużyłam 4 opakowania) potem przyszła kolej na Serum z jadem pszczelim (apitoksyną), do którego podchodziłam z dużą dozą ostrożności (co jak się okazało było dobrym posunięciem), by na koniec wygrać (dosłownie! ponieważ na FB firmy została ogłoszona zabawa ze względu na wprowadzenie nowego produktu do oferty i okazała się nim pianka) Propolisową Pianę Micelarną (którą też kupiłam przy okazji w ciemno :D). Jak widać moja fascynacja produktami Apigen Royal trwa już wiele miesięcy i nie zamierzam jej przerywać. Natomiast chcę nieco opowiedzieć o kosmetykach z którymi miałam i mam do czynienia.
Krem regenerująco-nawilżajacy z peptydami mleczka
pszczelego - na stronie
firmowej znajdziemy informacje "Regenerująco-nawilżający
krem z hydroksyapatytem wapnia, witaminą C oraz rewolucyjnym składnikiem
opartym na biologicznie aktywnym peptydzie, który naśladuje funkcję białka
Royalactin. Wysokie stężenie składników aktywnych, intensywnie nawilża skórę i
wspomaga jej regenerację." oraz krótkie omówienie kluczowych
składników INCI: Pentapeptide-48 oraz witaminę C 3-O Etylowy kwas askorbinowy
(niestety nie chcą ujawnić stężenia ze względu na tajemnicę handlową i
wyjątkowo przymykam oko ;))
Krem kupiłam w
ciemno i to w okresie tropikalnego lata, panowały takie same warunki jak
obecnie. Nie wiedziałam, czy będzie to dobry wybór oraz JAK krem się zachowa
się na skórze itd. Niemniej zawarta w opisie obietnica i skład INCI przekonał
mnie, że warto zaryzykować. Pierwszy
kontakt oraz tygodnie stosowania nie pokazały, że będzie to coś przełomowego ;)
Ot zwyczajny krem, ale posiadający wszelkie zalety kosmetycznej elegancji. Do
tego perfumowany (cała linia posiada ten sam zapach i krem na ich tle pachnie
najsłabiej, potem serum i na końcu pianka.) - niby nie jest to nieprzyjemna
woń, ale dla mnie kojarzy się typowo z perfumami. Rozumiem funkcję, lecz
wolałabym wariant bezzapachowy (aczkolwiek większość ludzi nadal kupuje, bo
ładnie pachnie i ten dodatek pojawia się na liście priorytetów). Na szczęście
on szybko zanika i w rezultacie im dłużej kremu używałam tak przestałam zwracać
uwagę na zapach.
Dla mnie krem zawsze pozostanie kremem, czyli
pewnego rodzaju domknięciem pielęgnacji i zarazem nie mam aż tak wielu wymogów.
W tym konkretnym wypadku krem AR robi to, co obiecuje producent, ale warto pamiętać, że
nadal to jeden z elementów pielęgnacji a nie tzw. baza cud ;) Nawilża, nie
pozostawia lepkiej czy tłustej warstwy. Bardzo fajna żelowo-kremowa konsystencja,
która wspaniale wnika w skórę zapewniając uczucie ukojenia, wygładzenia,
zmiękczenia. Co ciekawe, im dłużej go stosowałam to czułam jak skóra nabiera
większej elastyczności, ujędrnienia, wypełnienia i wygładzenie już nie było
wyłącznie wizualne, ale czuło się je w kontakcie ze skórą. Wyrównał się koloryt
skóry, a przyspieszona regeneracja nie była tylko pustą obietnicą. W tamtym czasie miałam zmaltretowaną skórę
po spotkaniu z filtrami LRP
Anthelios Shaka i w dużym stopniu ten krem pomógł mojej skórze odzyskać
równowagę. Od sierpnia do późnej jesieni towarzyszył mi w pielęgnacji
wieczornej, ale kiedy pojawił się retinol i zawitały niskie temperatury przeniosłam
go na rano (używając do wiosny). W takim wydaniu zachowywał się na mojej skórze
niczym lekkie serum, więc mogłam go z powodzeniem łączyć w dowolny sposób np. TAKI Większość kremów wnika
i ...znika, a tutaj wręcz przeciwnie, w ciągu dnia jego właściwości są
odczuwalne, podobnie jak po nocy. To nie tylko krem na ratunek, ale krem
opiekun :) Stosowanie przynosi realne korzyści.
Opakowanie to klasyczny pojemnik z tworzywa
sztucznego z pompką.
Trochę brakuje mi możliwości podglądu, w tym celu (podobnie jak przy serum)
odklejałam rąbek etykiety i przystawiałam do źródła światła. Wydajny, nie
liczyłam dokładnie na ile mi starcza, ale skłaniam się ku przedziałowi o którym
wspomina producent - ok. 8 tygodni. Poniżej starałam się pokazać jego konsystencję
oraz zachowanie. Ilość widoczna na zdjęciu, to dwie dozy które idealnie
wystarczają mi na rozprowadzenie ich na twarzy, szyi i dekolcie.
Długo o nim nie
pisałam nic konkretnego, ponieważ chciałam mieć pewność. Co więcej nadal
uważam, że z pełną recenzją jeszcze poczekam choć mam już dużo wniosków na jego
temat i wiem, że to rodzaj kremu jaki zostanie ze mną na dłużej. Na zakończenie
dodam, szukamy często różnego rodzaju produktów z peptydami, a tutaj, proszę
bardzo! polska młoda firma i jakże udany kosmetyk! :)
Serum z jadem pszczelim (apitoksyną) - "Serum zapobiegające starzeniu się skóry. Dzięki wysokiemu stężeniu jadu
pszczelego redukuje zmarszczki, poprawia wygląd i elastyczność skóry, a także
działa antybakteryjnie i przeciwgrzybiczo."
Wybrałam to serum
ze względu na zawartość apitoksyny pod kątem skóry naczyniowej z rosacea, a dodatkowe
efekty to bonus :) Niemniej długo po zakupie zwlekałam z włączeniem serum do
swojej pielęgnacji. Jestem zwyczajnie ostrożna i wiedziałam, że co za dużo to
niezdrowo. Moja skóra jest także bardzo wrażliwa, dlatego miałam mnóstwo
wątpliwości. Czytałam, dopytywałam się i porównywałam różne opinie. Ostatecznie
podjęłam decyzję o przesunięciu tego w czasie i włączeniu dopiero pod koniec
kuracji retinolem. Początki nie były obiecujące, wręcz przeciwnie. Stosowałam
serum dwa razy w tygodniu, a mimo to pojawiło się duże uwrażliwienie.
Podczas używania określonej grupy składników
aktywnych łatwo przesadzić i związku tym zaczęłam przesuwać/ograniczać i
sprawdzać przy czym dodatkowy nacisk położyłam na dbanie o barierę naskórkową
(odbudowa/regeneracja przede wszystkim). Było/jest lepiej dla mojej skóry, gdy serum kładę
na "podkład" z Milky Toner lub podobnych produktów (to jest cały czas
ruchome i obserwacja skóry, to podstawa). Obszary naczynkowe reagują
błyskawicznie, co jest normalne z uwagi na skład, lecz wolę tego unikać. Z
jednej strony przypomina to efekt flush, ale bez uczucia ciepła/mrowienia
natomiast jest to dość mocny rzut i gdy mam nałożone coś pod serum to działanie
zostaje złagodzone. Druga sprawa, im
dłużej je stosuję to, staram się dopasować je przede wszystkim do kondycji
skóry (gdy mogę nałożyć serum bez wsparcia a kiedy z nim). Starałam się to
opisać jasno i czytelnie, zwłaszcza że włączenie apitoksyny w moim przypadku
nie okazało się przysłowiową bułką z masłem ;) Dlatego też nie poddałam się tak
szybko.
Konsystencja rzadkiego żelu, gładko rozprowadza
się podczas aplikacji,
nie ciągnie skóry JEDNAK uwaga! lepiej nie czekać zbyt długo z nałożeniem
kremu, bo potrafi zafundować efekt liftingu ;) Na zdjęciu widać jedną dozę, i teraz w zależności od potrzeb oraz
obszaru na który zostanie nałożony kosmetyk lepiej zaczynać od mniejszych
porcji i sukcesywnie dokładać. Pompka działa na tyle sprawnie, że bez problemu
można kontrolować wydobywaną ilość. Uważam to za duży atut, zwłaszcza że to
wpływa także na wydajność serum. W moim wypadku, nakładane na twarz, szyję i
dekolt dwa razy w tygodniu starczyło na 4 miesiące. Dodatkowo okazało się także
pomocne w kilku innych sytuacjach (zwłaszcza przy podrażnieniu mieszków
włosowych, zmian hormonalnych w postaci bolących gul poprzedzających okres).
W krótkim podsumowaniu -
Widzę, że jad
pszczeli zaczyna działać długofalowo a kompleks kwas szikimowy z argininą 10% robi
swoje. Skóra nabiera coraz lepszej elastyczności, szybciej się regeneruje, a
naczynka obkurczone/wyciszone i to w taki sposób, że obszary naczynkowe są
mniej reaktywne niż wcześniej.
Minusem jest jego
zapach, dość intensywny typowo perfumeryjny (na szczęście szybko się ulatnia i
szkoda, że nie pomyślano nad wersją bezzapachową). Serum wymaga u mnie dobrego
"podkładu", nie jestem w stanie nakładać go bezpośrednio na skórę.
Zamykam kremem regenerująco-odżywczym. Zdecydowałam się na dłuższą kurację i
myślę, że na początek to będzie mniej więcej około roku. Wtedy też pewnie
zrobię pierwsze podsumowanie, bo na chwilę obecną wciąż są to pierwsze wrażenia
(początek piątego miesiąca).
Propolisowa Piana Micelarna - "Pianka micelarna z propolisem oraz ekstraktem z miodu czarny pszczół
szwajcarskich. Przeznaczona do mycia i oczyszczania twarzy, oczu oraz
doczepianych rzęs.
Specjalna lekka formuła pianki opracowana jest do
aplikacji na skórę w połączeniu z bieżącą wodą dla każdego typu cery.
Skutecznie usuwa zanieczyszczenia oraz makijaż pozostawiając skórę czystą,
odświeżoną i gotową do dalszej pielęgnacji."
Na początku były
zapowiedzi oraz zabawa-konkurs na firmowy FB, gdzie została mile zaskoczona
wytypowaniem prawidłowej odpowiedzi (pośród grona innych), ale też wiedziałam
że kupię piankę od razu po premierze. Głównie dlatego, że firma zyskała już
moje zaufanie, kupuję ich produkty regularnie i bardzo cenię za kontakt od tzw.
obsługi klienta. A mam ku temu powody, ponieważ jedno z moich zamówień utknęło
nie wiadomo gdzie, a reklamacja oraz dalsze ustalenia obyły się bez nerwowej
atmosfery. Wręcz przeciwnie, czyli można? Można! :)
Z racji, że to najnowszy produkt i jest ze mną od
2 miesięcy nie napiszę o niej za wiele. Potraktuję to jako wstępny szkic do
recenzji, a tymczasem przemycę tutaj garść wrażeń :)
Główne składniki aktywne to propolis i proteol. Czytelny opis znajduje się na stronie firmowej :)
Jedna porcja oraz zachowanie po wydobyciu i roztarciu w dłoni.
Zapach, najbardziej intensywny z całej gamy produktów ale mimo to, podoba mi się
najbardziej. Zrozumcie kobietę :D Dozownik
działa idealnie, pompka nie wymaga dużego nacisku (miła odmiana, bo różnie
bywa przy piankach). Konsystencja jak to pianka, ale zarazem przyjemnie
kremowa, nie pęka zbyt szybko (i pod tym kątem wypada lepiej niż Alkemie czy
Iossi). Nie wiem do końca jak z wydajnością, bo nie jest to moje jedyne
myjadło, a poza tym są też dni, gdy korzystam z czegoś innego. Lubię używać rano bądź wieczorem. W drugiej
opcji sprawdziłam jak radzi sobie z makijażem twarzy oraz delikatnym makijażem
oczu, filtrami oraz połączeniem kolorówki z filtrami. Jestem pod wrażeniem
i oby tak dalej, bo zamierzam postawić przed nią konkretne wyzwania :D
Przyznam, że używanie tej pianki to dla mnie prawdziwa radość. Przyjemne z
pożytecznym. Nie byłabym też sobą, gdybym nie sprawdziła pH.
Dobrze oczyszcza, odświeża, nie powoduje
dyskomfortu na skórze, nie podrażnia. Miałam też kilka trudnych dni ze skórą podczas obecnie panującego żaru
tropików i zestaw składający się z pianki, serum, kremu oraz Milky Toner A. Florence
szybko przyniósł pożądane ukojenie i wyciszenie skóry.
To już koniec
mojej opowieści, w której starałam się zawrzeć wszystkie kluczowe informacje
jakie zebrałam podczas tej przygody. Ciekawa jestem ile z Was zna firmę Apigen
Royal oraz jej ofertę, a może dopiero zaczynacie znajomośc? Na zakończenie gorąco chciałam podziękować Angelice Łukasiewicz -
Ziemolinie, która prowadzi bloga Kosmostolog
- gdyby nie Jej rekomendacje pewnie nie podjęłabym decyzji o zakupach!
Niespodzianka dla Czytelników 1001 Pasji -
Apigen Royal udostępniło kod rabatowy -15% (nie łączy się z innymi promocjami) i jest ważny do 31 sierpnia 2020.
1001api
Do następnego! :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Te serum mnie najbardziej ciekawi, zwłaszcza to jakby wpłynęło na moje naczynka, ale aktualnie chyba nie miałabym gdzie go upchnąć w swojej pielęgnacji, a nie chcę stosować na raz za dużo kosmetyków. Jednak postaram się o nim pamiętać. :)
OdpowiedzUsuńPewnie, warto przemyśleć co i jak ustawić w swojej pielęgnacji. W sprzedaży mają testery, więc to to jest dobra opcja na początek, by poznać samo serum i jego właściwości oraz podjąć decyzję :)
UsuńBrzmi naprawdę dobrze, ale niestety mam pewne opory na samą myśl o jadzie pszczelim, w sumie tak też miałam ze śluzem ślimaka więc może kiedyś się przekonam
OdpowiedzUsuńRozumiem :) Mnie chyba najbardziej do jadu pszczelego przekonało to, że od dziecka miałam do czynienia z zaprzyjaźnionym pszczelarzem i widziałam efekty działania w kontrolowanych warunkach. Jednak w życiu bym nie przypuszczała, że kiedyś będę czytać o metodzie pozyskiwania itd. oraz stosować kosmetyki z jego udziałem. A im więcej dowiedziałam się na ten temat, to tym bardziej byłam zachęcona do dalszych działań. Czekam też na wpis Angeliki, bo obiecała się podzielić pracą jaką napisała na temat apitoksyny, badań z nią związanych.
UsuńCiekawe czy znajde ta marke u siebie, serum jak najbardziej mnie zaciekawilo :D
OdpowiedzUsuńWystarczy sprawdzić stronę firmy :D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZa szybko opublikowałam. Dopiero dziś zmalazlam czas, by przeczytać Twój wpis. Cieszę się bardzo, że polubilaś Apigen Royal i dziękuję za Twoją opinię. Jesteś jedyną chyba osobą, która zapoznaje się z produktem naprawdę wnikliwie zanim wystawi opinię, dlatego zawsze Ci ufam i cieszę się że dla Ciebie również jestem inspiracją :)
OdpowiedzUsuńCześć Andżeliko :) Obecnie od tygodnia używam pianki od AR jest the best!
UsuńPozdrawiam :)
Pewnie gdyby nie Twoje wzmianki na temat Apigen Royal, to jakoś pominęłabym tę ofertę ;) Natomiast zaczęłam od tzw. bezpiecznego wyboru i krem bardzo mi się spodobał, serum także wypada imponująco a pianka w swojej kategorii bardzo zwraca uwagę.
UsuńNie lubię wydawać zbyt pochopnie opinii, zwłaszcza że to konkretne składniki aktywne, formulacje i z uwagi na kondycję/potrzeby skóry chcę mieć pewność, że X lub Y działa. Uważam, że pielęgnacja (oraz inne aspekty naszego życia), to nie szalona pogoń.
Słyszę po raz pierwszy.
OdpowiedzUsuńTeraz już znasz :D
UsuńCześć Asiu :)
OdpowiedzUsuńCzy polecałabyś zakup kremu A.Florence - Skin Rehab Rich do skóry z trądzikiem różowatym, skóra non stop sucha..... Pytam, bo wiem, że testowałaś z tej marki tonik i serum z vit. C.
Pozdrawiam Andrzej.
Oj widzę, że testowałaś też emulsje i krem o który pytam, coś mi umknęło....Przepraszam. Pozostaje mi jedynie podziękować za bloga :)))
UsuńCześć Andrzeju :)
UsuńOfertę A. Florence znam od ponad 1,5 roku i na blogu jest kilka wzmianek, więcej znajdziesz na Instagramie bo tam zamieszczam aktualizacje na bieżąco. Polecam Ci także wpis odnośnie równowagi hydrolipidowej, bo jeżeli masz cały czas problem z suchą skórą, to bariera naskórkowa jest zapewne zaburzona i sam krem to będzie za mało. Warto działać na kilku poziomach, zwłaszcza że w przypadku skór z rosacea, to jeden z kluczowych aspektów.
A. Florence nie tyle testuję, co zwyczajnie używam :D Bardzo odpowiadają mi ich produkty z wielu względów, ale warto pamiętać, że na rynku nie brakuje świetnych preparatów do regeneracji/odbudowy. Jest tego mnóstwo, kilka przykładów podałam przy okazji wpisu o barierze hydrolipidowej. W tym wszystkim warto sprawdzić dotychczasową pielęgnację oraz to w jakim kierunku jest ustawiona.
Dziękuję Ci :) Ja ma tłustą skórę, a z uwagi na moje hobby układam pielęgnacje w rodzinie czasami z różnym skutkiem... Córka ma trądzik różowaty II stopnia, po ciąży skóra zrobiła się dodatkowo strasznie sucha. Ma też problemy czasowe i przez to z regularną pielęgnacją, być może przyczyna też tkwi, że swego czasu używała zbyt mocne pianki do mycia twarzy, po oczyszczeniu nakładała lekkie serum bez kremu (zapominała) co dodatkowo wysuszało jej skórę i w tym w dużej mierze upatruje problem... Tak wiem to uszkodzenie płaszcza hydrolipidowego co niestety trudno odbudować przy pomocy kosmetyków, bo otulający naszą skórę "film" jest nie do podrobienia :)Ostatnie 1,5 roku używała ceramidowy krem od Urang Rose Ceramide Cream i była w nim zakochana (wypróbuj koniecznie!), ale teraz jeszcze jej coś brakuje, bo nawilżenie po 1 h od aplikacji mocno spada..... Pianka od A.Royal jej nie przypasowała (wystąpiło pieczenie)może od kompozycji zapachowej, jest skubana mocna, co ja na przykład lubię w kosmetykach, tak więc teraz ja ją używam z dużym powodzeniem przy kuracji retinolem. Tak więc kolejny zakup to będzie krem od A. Florence Skin Rehab Rich, którego obecnie brak na stanie u Cosibella.pl. Od tygodnia córka używa polecany przez Ciebie probiotyczny lotion od E.Lauder Micro essence, póki co jest ok, formuła też jej odpowiada, dziękuję Ci bardzo. Ma opakowanie w wersji limitowanej aż 200 ml :)
UsuńDziękuję Ci Asiu za prowadzenie wartościowego bloga, śledzę też Twoje koleżanki Ziemolinę i 2cats, poza tym masz styl pisania, który mnie zadziwia oczywiście pozytywnie!!!!
Ukłony z Torunia.
Proszę bardzo! cała przyjemność po mojej stronie :)
UsuńZe swojego doświadczenia wiem, że nawet przy minimalnie zaburzonej barierze naskórkowej nie używałabym tej pianki AR. Byłam w ogóle ostrożna, bo choć bardzo dbam o barierę hydrolipidową oraz jej kondycję, to jednak cały czas w rotacji używam różnego rodzaju składników aktywnych.
Zgadzam się, odbudowa nie jest łatwym procesem ale nie niemożliwym :) Jednak potrzeba systematyczności i dużo cierpliwości oraz minimum czasu dla siebie. W moim przypadku najlepszym oraz najbardziej skutecznym remedium okazało się połączenie oleju i kremu do regeneracji/odbudowy (ale tutaj też trzeba wczytać się w składy). Generalnie oleje z grupy bogatej w kwasy NNKT to jeden z moich filarów (jest taki wybór, że bez względu na rodzaj i typ skóry można dobrać ten prawidłowy), który uratował mi skórę wiele razy łącznie z uwrażliwieniem po retinolu, gdy wprowadzałam go w szalony sposób 3 lata temu. Kremy kremami, lecz olej musi być :D i tego samego schematu trzymam się w pielęgnacji ciała oraz włosów. Zresztą sama Tina z A. Florence stworzyła genialne serum olejowe, które jest cudowną perełką uzupełniającą kremy Skin Rehab wedle potrzeb. Szkoda, że czegoś takiego nie było wtedy, ale ratowałam się balmem Mahalo i innymi produktami.
Ta esencja jest świetna, lecz to tylko wierzchołek pielęgnacji, a jeżeli skóra jest przesuszona i odwodniona, to sam widzisz, że krem nie daje rady, zwłaszcza taki (skład ma ładny, ale to bardziej do utrzymania już uregulowanej skóry niż do wzmacniania lub odbudowy moim zdaniem). Masz dużą wiedzę, więc pomóż córce stworzyć szybki i skuteczny zestaw pielęgnacji, który nie będzie czasochłonny. To jest do zrobienia :) i wtedy na pewno skóra odżyje :)
Dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję :)))
UsuńMialas kiedys stycznosc z Apivita?
OdpowiedzUsuńNie, widziałam kilka razy gdzieś ich ofertę, ale nie szukam niczego nowego i zostałam przy Apigen Royal :)
Usuń