Kiedy pojawiła się zapowiedź odnośnie nowego koloru wiedziałam, że go kupię. Ofertą Fenty Beauty średnio się interesuję od kiedy pojawiła się na rynku, lecz błyszczyki to jest coś, co kocham. Z tym się nie dyskutuje :D W moich zasobach znajdują się produkty z różnych półek cenowych, nie ma to większego znaczenia. Liczą się walory pielęgnacyjne, a w tej kwestii bywa różnie. Dlatego też postanowiłam, że napiszę o nim kilka słów z perspektywy rocznego używania (w ramach PAO oraz pewnego rodzaju frustracji :P). Celowo o tym wspominam, bo kupiłam go w kwietniu ubiegłego roku i od razu poszedł w ruch. Teoretycznie wiedziałam czego się po nim spodziewać, oglądałam słocze, przejrzałam kilka recenzji a...mimo to byłam zawiedziona, że to co widać w opakowaniu nie do końca znajduje odzwierciedlenie na ustach. W czym rzecz?
Wróciłam po
jakimś czasie ze względu na formułę, bardzo komfortową i rzadko spotykaną w
błyszczykach. Męczyłam się z nim kombinując przy okazji ze ściąganiem nadmiaru
chusteczką (w przeciwnym razie produkt osadza się gwincie opakowania i jest
jeszcze więcej bałaganu, także czy się to podoba, czy nie, część produktu idzie
w kosmos ;/) i w taki sposób zużyłam ok. 1/3 pojemności gdy już mogłam w pełni
wymieszać go przed aplikacją. Pozbyłam
się efektu odblaskowej perły i fiu fiu. TO jest TO! Cudowna tafla z
milionem srebrzystych drobinek podbitych fioletową poświatą. Nie dodałam, że
kupując wariant Fu$$y wręcz pożądałam fioletowo-liliowego odcienia, który kusił
i nęcił przez opakowanie :D W moim odczuciu dopiero wtedy pokazał pełnię swoich
możliwości oraz zgodzę się z opisem ze strony firmowej -"shimmering dusty
pink".
Oczarowana i zauroczona efektem nawet nie
zwróciłam uwagi, gdy okazało się, że zużyłam niemal 3/4 opakowania i...pojawił
się problem z wydobyciem pozostałej ilości. Nie wiem jak wy, ale mnie drażnią takie detale,
ponieważ odbierają przyjemność z używania. Nagle opakowanie/aplikator itd. stają
się wrogiem ;) i rozpoczyna się kombinacja - JAKI sposób będzie optymalny. Kupując
dany produkt chcę czerpać z niego zadowolenie i używać od początku do końca.
Nie lubię marnotrawstwa. Wyciągnęłam stoper, który o dziwo bez większych
problemów oraz uszczerbku dla opakowania dał się usunąć. Co prawda i tak trzeba
było trochę nawywijać aplikatorem, ale błyszczyk używałam do samego końca.
Prawie :) Co też można zobaczyć na poniższym zdjęciu.
Pojemność 9 ml, cena 82 zł (ale jestem pewna, że płaciłam mniej), PAO
12 miesięcy, wyprodukowany w USA.
Wiele osób może
powiedzieć, że to tylko błyszczyk i niemalże to samo można kupić w drogerii za
mniejsze pieniądze. Pewnie tak, ALE dziwnym trafem mało jest typowo
drogeryjnych błyszczyków, które zachwycają nie tyle walorami, co formułą. Nie
zamierzam rozkładać INCI na czynniki pierwsze i opisywać składnik po składniku,
ponieważ to nie ma sensu. Nie znam receptury, a ta jednak ma kluczowe
znaczenie. Jest gęsty, nieco lepki, ale nie klejący (nie przypomina typowego
lepiszcza jakim często są błyszczyki). Nałożony na usta pozostawia uczucie
komfortu, otulenia, czegoś takiego, że bez względu na kondycję skóry ust wiemy,
że jesteśmy w dobrych rękach ;) Gładko rozprowadza się na wargach, nie wylewa
poza ich kontur (chyba, że przesadzimy z ilością) i jest genialnym "bezlusterkowcem".
Śmiało mogłam wiele razy dyskretnie go użyć wśród ludzi bez konieczności
sięgania po lusterko. Ma w sobie też coś takiego, że kiedy już zanika, to
nie odbierałam tego jak w większości produktów. Nie było uczucia ściągnięcia,
przesuszenia lub czegokolwiek innego. Trwałość oceniam powyżej przeciętnej, ale
wiadomo, to jest błyszczyk. Nie oczekuję, że przetrwa posiłek, deser i kilka
kaw/herbat ;) Uwielbiam za efekt,
działanie oraz właściwości. Zdecydowanie upiększa, spełnia funkcję ochronną i
delikatnie wygładza. Jego atutami są zapach oraz neutralny posmak
(dla mnie to zdecydowanie budyń waniliowy).
Kiedy przygotowywałam zdjęcia kondycja moich ust
nie była najlepsza mówiąc delikatnie, ze względu na bardzo mocne podrażnienie
oraz przedłużające się leczenie. A mimo to Fenty Beauty Gloss Bomb Universal Lip Luminizer Fu$$y potrafił
zadziałać niczym magiczna różdżka!
Wiem, że to pewnie rodzaj wpisu z takich po terminie ;) jednak ten cały czas, kiedy go używałam odkrywał kolejne "za i przeciw". W pierwszej fazie nie byłam skłonna do powtórzenia zakupu, potem nieco emocje opadły i zaczęłam się zastanawiać. Jest duża szansa na kolejną sztukę, raczej w tym samym kolorze, choć może to ulec zmianie. Kto wie ;) Parę tygodni temu poznałam coś nowego i na razie zakupy odłożyłam na potem, nie lubię mieć zbyt wielu otwartych jednocześnie kosmetyków do ust.
Możliwe, że komuś ten wpis pomoże podjąć decyzję, kto wie ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Wyglądasz przepięknie w tym błyszczyku! Miałam beżowy odcień, używałam go jeszcze po terminie, aż wylizałam do końca innym aplikatorem. Też nie znoszę, kiedy muszę kombinować, ale ten jest tego wart :) Na razie mam jeszcze inne, ale z pewnością zamówię sobie ten kolor, uwielbiam ten efekt dbania o usta, bo sam kolor nie jest zbyt trwały.
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Kolor i jego właściwości robią swoje :)
UsuńMam jeszcze opakowanie, i sprawdziłam z ciekawości zapach (jest już dawno po PAO) który stracił na intensywności.
Muszę przyznać, że błyszczyki premium mają w sobie dużo zalet od strony pielęgnacji. Dla mnie takimi pewniakami stała się np. oferta Bobbi Brown lub Chanel.
Jeżeli szukasz trwałego koloru (jak na błyszczyk), to zachęcam do poznania oferty ABH, Shiseido.
To już wiem, co jest przyczyną rozbieżności w opisach wykończenia błyszczyka. Raz czytałam, że to tandetny perłowy/brokatowy błyszczyk, a innym razem właśnie, że to tafla z milionem drobinek. Czyli mogę śmiało kupować Diamond Milk *_*.
OdpowiedzUsuńPS. Ja przecinałam kiedyś takie opakowania nożem rozgrzanym nad palnikiem O_O. Świetny sposób, ale odpada opcja, by spakować błyszczyk w tejże formie do torebki;).
Rozbieżności jest dużo, choćby z tego względu, że każdy ma inne preferencje oraz podejście do tematu względem przekazania swoich odczuć/wrażeń. Pewnie gdybym nie poczekała z recenzją, to też miałoby wpływ.
UsuńPomysłowe! Ja zazwyczaj staram się usunąć stoper, o ile tylko to możliwe.
O tak bez tej tafli, prezentuje sie oblednie :D
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że tyle trzeba na nią czekać ;) Z drugiej strony było warto!
UsuńJa miałam z Fenty puder w kamieniu, który dosłownie był kamieniem i prawie nie dało się go użyć, dlatego dałam sobie spokój z tą marką. Choć błyszczyki trochę mnie kuszą ;)
OdpowiedzUsuńZ Fenty poznałam tylko brązer Inda Sun, który ma bardzo ładny kolor oraz udaną formułę. Natomiast jeżeli lubisz błyszczyki i szukasz określonych walorów, to warto im się przyjrzeć :)
UsuńNie miałam nic od Fenty.
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja bardzo skłania do zakupu :) Już wcześniej myślałam, żeby kupić ten odcień (w sumie od kiedy wyszedł), ale miałam za dużo produktów do ust, które chciałam sobie pozużywać i odkładałam zakupy, a potem zużyłam 1 błyszczyk i stwierdziłam, że jednak nie jestem fanką błyszczyków, więc bez sensu kupować coś, za czym nie przepadam, skoro preferuję pomadki :DDD
OdpowiedzUsuńSzkoda, że z tym Fenty jest taki problem z wylewaniem się a potem z wyciągnięciem produktu do końca. Zgadzam się, że jak się płaci tyle kasy to kosmetyk powinien być przemyślany od A do Z, czyli być dopracowany w 100%, zresztą w każdym przypadku kosmetyk powinien być dopracowany, niezależnie od ceny :D Na ustach u Ciebie wygląda przepięknie *.*
Pozdrawiam :*
Cieszę się, że mój wpis okazał się przydatny w kwestii podjęcia decyzji :) Starałam się przedstawić moje stanowisko oraz wady i zalety, które posiada. Lubię błyszczyki, jakoś od zawsze miały i mają pierwszeństwo przed pomadkami ;) więc te aspekty z opakowaniem i wpływem na zachowanie się samego produktu, były nieco upierdliwe delikatnie mówiąc. Do tego zawsze uważałam, by chowając do torebki/kieszeni itd. nie ubrudzić niczego wokół.
UsuńDziękuję <3 za to go lubię, a walory pielęgnacyjne stanowią udany dodatek.
Dziękuję Alu za rozbudowany komentarz! :)