Planowałam
zamieścić wpis na Instagramie, ale pomyślałam że wykorzystam do tego blog,
który nie ogranicza pod kątem ilości znaków. Będzie to także dobra okazja, by
wypowiedzieć się w wyczerpujący sposób :)
W moim makijażu oczu od lat jedną z najważniejszych ról odgrywa baza pod cienie. Ponad 20 lat temu jej głównym zadaniem było wydobycie/podbicie koloru a z czasem przedłużenie trwałości używanych kosmetyków. Dobra jakość cieni, to jedno. Jednak w przypadku opadającej powieki i mocno przetłuszczającej się skóry dodatkowe wsparcie, to podstawa. Z czasem wypracowałam swój własny schemat, który został zaczerpnięty z różnych wariantów i podpowiedzi fachowców. Mam także bardzo wrażliwe oczy a czasami skóra powiek także przechodziła trudny okres przez różnego rodzaju podrażnienia.
Przez moje ręce przeszła cała plejada kosmetyków z
różnych półek cenowych. Z różnym efektem. Mój sposób na udany oraz trwały makijaż oczu?
Prawidłowo przygotowana skóra w połączeniu z właściwym zastosowaniem
kosmetyków. Wiem, że nie tylko ja miałam taki problem, więc może ktoś inny
poczuje się zainspirowany :)
W moim przypadku podstawę stanowi odtłuszczenie
skóry powiek, w tym celu
używam bibułek matujących z Inglota. To jedne z najlepszych bibułek w swoim
przedziale. I nie, nie wystarczy chusteczka/papier itd. pisałam o tym na blogu KLIK!
Nie pomijam tego kroku bez względu na to, czy wcześniej umyłam twarz lub
nie. Następnie w zależności od rodzaju makijażu nakładam cienką warstwę pudru,
ja w tym celu wybieram Tokyo Bikor lub inny delikatny puder. Jest to element,
który raczej w codziennym makijażu pomijam, ale uzależniony jest od mojej
aktywności w ciągu dnia, rodzaju itd. Następnie nakładam bazę, istotne jest by
nałożyć ją na całą powiekę pod łuk brwiowy oraz dolną linię rzęs (ilość użytego
produktu także należy dopasować do własnej powierzchni skóry, nie za dużo ale
też i nie za mało). Istotne, by dać jej
chwilę na zastygnięcie/stopienie się ze skórą. Tak przygotowana skóra jest
gotowa na kolejne etapy :)
Od lat moim ulubieńcem w postaci cienia bazowego
jest Makeup Geek Vanilla Bean (obecnie wkłady mają inny kształt, mój pochodzi z poprzedniej edycji oraz
szalonych zapasów :D). Uwielbiam go za to, że zapewnia mi efekt mojej lepszej
skóry i nie potrafię się bez niego obejść. Nie znalazłam w żadnej innej firmie
tak doskonale dopasowanego odcienia, który wspaniale stapia się ze skórą. Jasny
beż z domieszką brzoskwiniowych tonów, który posiada matowe wykończenie ale
zarazem zawiera mnóstwo iskrzących drobinek. Dawno temu pokazywałam TUTAJ
słocze, wykorzystała go także przy prezentacji tuszu Sisleya (zdjęcie poniżej).
Podejmowałam
wiele prób z wykorzystaniem w postaci bazy cieni Maybelline Color Tattoo,
słynnych paint potów z MAC oraz mnóstwa innych kosmetyków. Za każdym razem
wracałam do swojej metody, która daje mi pewność oraz nie zmusza do kontrolowania
makijażu oczu w ciągu dnia. Najlepiej wspominam kremowe cienie Nabla. W każdym razie dla mnie prawidłowo
przygotowana skóra w połączeniu z należycie nałożoną bazą plus dobrej jakości
cienie zapewniają udany makijaż. I tego się trzymam :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Nie znam tego trio.
OdpowiedzUsuńWypróbuję Eye Primer 24H z Bourjois i Eye Shadow Keeper z Inglota.
OdpowiedzUsuńU mnie niewiele się zmieniło w tym temacie - ciągle w użyciu baza z Artdeco:).