Jedną z głównych funkcji produktu do oczyszczania jest skuteczne działanie, walory pielęgnacyjne mogą (ale nie muszą) stanowić przyjemny dodatek jednak gdy połączymy te dwa elementy dostajemy kosmetyk, po który nie tylko sięgamy z przyjemnością ale także z podwójną korzyścią dla skóry. Niektórzy twierdzą, że trudno doszukiwać się walorów pielęgnacyjnych w produkcie, który na skórze jest raptem tylko chwil. Jednak czy aby na pewno? Z punktu widzenia skóry (budowy i fizjologii) lepiej, gdy wybieramy opcje nie tylko dopasowane do jej potrzeb, ale również takie, które nie naruszają bariery hydrolipidowej. Oferta na rynku jest olbrzymia, pośród wielu firm i z różnym przedziałem cenowym, więc czym wyróżnia się PRO XN Recovery Cleansing Oil?
Kosmetyki do oczyszczania/demakijażu oraz te
typowo do mycia skóry od dawna są moją słabością. Lubię jakość, kosmetyczną
elegancję i skuteczność połączoną z określonymi właściwościami. Przyznam też,
że nie stawiam sobie tutaj jakiegoś limitu. Chętnie sięgam po tanich ulubieńców, jak również
po droższe opcje. W końcu skórę ma się tylko jedną :D a moja z rosacea w
remisji przypomina mi na każdym kroku, że wymaga określonego traktowania.
Dbałość o odpowiednią kondycję bariery naskórkowej, to dla mnie świętość, nie
tylko z uwagi na używane produkty funkcyjne/kuracje ale właśnie przez rosacea.
Bo taka skóra już na samym starcie jest zaburzona. O tym nie można zapominać,
ani pomijać. Tej części poświęciłam obszerne wpisy /KLIK/ oraz /TUTAJ/ dlatego też kiedy zaproponowano mi zakup tego
oleju do oczyszczania po krótkim zapoznaniu się z opisem stwierdziłam, że tak,
chcę! :)
Na pewno nie bez
znaczenia było to, że PRO XN jest polską
firmą i zaciekawiła mnie ich oferta. Co prawda strona firmowa jest bardzo
skąpa w dodatkowe informacje i chyba bardziej nastawiona na sprzedaż do gabinetów
niż detal, ale z drugiej strony może wszystko przed nimi :) Sam kosmetyk jest
ładnie "podany", zawiera zewnętrzne kartonowe opakowanie na którym
znajdują się dodatkowo wszystkie niezbędne informacje.
Recovery Cleansing
Oil, to niemal idealny "melting cleanser". Jest to bardzo gęsta i skoncentrowana formuła
(przypomina niesamowicie zwarty żel), dlatego przed użyciem najlepiej jest
dokładnie rozetrzeć w dłoniach lub nałożyć na lekko wilgotne dłonie, by
zapewnić dodatkowy poślizg unikając w ten sposób rozciągania skóry podczas
aplikacji. Do ideału brakuje mu tego elementu, który posiada Oskia Renaissance
Cleansing Gel /recenzja/
poza tym, że oparte są na innych składnikach zachowanie jest bardzo zbliżone. Recovery Cleansing Oil równie dobrze
emulguje, nie pozostawia warstwy okluzyjnej, nie narusza bariery
hydrolipidowej, ma przyjemny delikatny zapach. Dobrze oczyszcza, odświeża i bywały dni, że kiedy nie nakładałam
makijażu, to filtry zmywałam przy jego udziale w jednym etapie i następnie
przemywałam twarz samą wodą.
Jest bardzo delikatny, ale skuteczny. Miałam kilka
okresów uwrażliwienia/podrażnienia skóry i stanowił on bardzo komfortowy
dodatek w codziennym schemacie pielęgnacji. Wydajny.
Jego formuła została tak opracowana, by jak
najlepiej była dopasowana pod kątem skór z zaburzoną barierą hydrolipidową
(uważam, że udało się w pełni osiągnąć założony cel). W składzie znajduje się masło shea, skwalan oraz
kompleks Ksantohumolu (który łagodzi i jednocześnie zawiera antyoksydanty)
występujący naturalnie w szyszkach chmielu. Jest dużo publikacji na ten temat i
warto zapoznać się z tematem jeżeli chcemy wiedzieć więcej.
Opakowanie wykonane z grubego tworzywa sztucznego, dość
twarde zawiera dozownik w postaci pompki. Nie jest to szczyt elegancji,
zwłaszcza gdy zerkniemy na cenę ;) i początkowo wydawało mi się praktycznym
rozwiązaniem. Jednak im dłużej używałam, tym więcej pojawiało się wad. Konsystencja jest bardzo gęsta i zbita
przez co pompka naprawdę ciężko pracuje i potrzeba mocnego nacisku do wydobycia
jednej dozy. Dodatkowo ona sprawia, że produkt nie spływa po ściankach
opakowania TYLKO na nich osiada. Nie ma szans, by w miarę używania spływał na
spód butelki. Zdaję sobie sprawę, że dopasowanie opakowania do konsystencji i
jednocześnie zapewnienie komfortu podczas korzystania nie jest łatwe, jednak w
którymś momencie zaczęło mnie to męczyć. Pompka nie zbierała kosmetyku i
różnego rodzaju kombinacje nie pomagały. Ostatecznie
opakowywanie rozcięłam przekonując się, że wyjście jest tylko jedno -
przełożenie pozostałej części do opakowania zastępczego. Ku mojemu
zdziwieniu nie było to tylko trochę, ale ponad 50 ml produktu. Dużo!
Pojemność 200 ml, cena ok. 180-190 PLN/£36, dostępność: mój egzemplarz kupiłam w UK - Ananya
Clinic poza tym jest sklep firmowy plus sprzedaż gabinetowa.
Czy kupię ponownie? Nie wiem, na początku chciałam wrócić jednak
kwestia z opakowaniem/wydobyciem/zużyciem kosmetyku do końca nieco ostudziła
mój zapał. Właściwości samego produktu są
świetne, chce się po niego sięgać i stosować. Jednak nie wiem, czy chcę
ponownie męczyć się z pompką oraz rozcinaniem opakowania, które jest naprawdę
masywne i solidne. Zostawiam uchyloną furtkę, lecz na razie mam inne opcje :)
Zakupu na pewno nie żałuję, pomimo "problemów technicznych" i sam
kosmetyk zwraca na siebie uwagę. Na pewno byłoby mile widziane gdyby firmowy
opis został rozszerzony i zostało trochę więcej "opowiedziane" o
samym produkcie. Myślę, że większość lubi wiedzieć co kupuje i dlaczego akurat
warto wybrać ten wariant a nie inny ;)
Pozdrawiam serdecznie :)
Jednak sobie odpuszczę, ale dobrze wiedzieć, że jest coś takiego :)
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że pierwsze słyszę
OdpowiedzUsuń