Kwas traneksamowy w mojej pielęgnacji rozgościł się na dobre i choć doskonale zdaję sobie sprawę, że efekty działania, to nie tylko jego zasługa, a całej formuły danego produktu, to jednak nie przeszkadza mi to korzystać między innymi z jego właściwości. Numerem JEDEN wciąż zostaje SkinCeuticals Discoloration Defense Corrective Serum /recenzja/ i w niczym mu nie ustępuje Regimen Lab Level Serum /KLIK/. Tranexamic C Serum Dermomedica nie będę poświęcała więcej uwagi poza tym, co napisałam na IG. Żałuję tego zakupu, ale wiadomo, ciekawość zrobiła swoje. Mam już w użyciu kolejny produkt, który zamyka moją listę zakupów w kwestii poszukiwania kolejnych opcji. Więcej o nim będzie niebawem na Instagramie, a tymczasem skupię się na podzieleniu się swoimi wrażeniami odnośnie serum Paula's Choice.
Nie jestem wielką
fanką firmy, zwłaszcza, biorąc pod uwagę dokonania z ostatnich lat, ale Discoloration Repair Serum przyciągnęło
moją uwagę i pomyślałam, że to dobra
okazja do sprawdzenia jego właściwości.
Odnoszę wrażenie,
że siła działania Discoloration
Repair Serum jest mniejsza niż w
przypadku SkinCeuticals lub Regimen Lab, NATOMIAST nie bez znaczenia zostaje kondycja skóry. A ta akurat była nieco wymęczona
Tranexamic C Serum Dermomedica, nastąpiła też zmiana retinoidów plus wiele
innych czynników. Dlatego też nie będę
zbyt surowa dla opcji Paula's Choice. Poza tym to zaledwie jeden cykl z tym
produktem. Od razu też powtórzę, że nie wiem JAK zadziała w przypadku
przebarwień i melazmy. Mój cel
pielęgnacji jest zupełnie inny i skupiam się głównie na wyciszaniu rumienia
oraz wyrównaniu kolorytu.
Clinical Discolouration Repair Serum zawiera 3% kwasu traneksamowego, 5%
niacynamidu oraz 0.5% bakuchiolu. Składniki kluczowe zadecydowały o zakupie i
mając już do czynienia z różnymi stężeniami niacynamidu oraz bakuchiolu
wiedziałam, czego mniej więcej się spodziewać :)
Trudno ocenić mi właściwości tego serum. Z jednej strony było bardzo komfortowe oraz przyjemne, a z drugiej czegoś mi brakowało. Posiada niezwykle udaną konsystencję, która jest delikatna, miło rozprowadza się na skórze nie powodując obciążenia, nie ściąga, łatwo łączy z innymi produktami. Całkiem nieźle radziło sobie z podrażnieniami oraz wyciszaniem skóry. Neutralny zapach, praktyczne opakowanie z dozownikiem w formie pompki, która pracuje bez zarzutu od początku do końca. To są na pewno jego główne atuty.
Pojemność 30 ml, cena £46.00, PAO 12 miesięcy. Wydajność przeciętna, u mnie to mniej więcej 2 miesiące. Mogłoby być nieco dłużej. Akurat zrobiłam dwa duże sample, dla osób które chciały poznać je przed zakupem. Dodam jeszcze, że sam pojemnik jest ciężki i masywny.W ogólnym podsumowaniu wypada nieźle, jednak nie ukrywam, że liczyłam na
więcej, aczkolwiek nie wykluczam ponownego zakupu. Chciałabym krzyknąć WOW, ale
nie jestem przekonana do końca, czy faktycznie na to zasługuje ;) Poza tym nie
ukrywam, że brakuje mi walorów jakie zapewnia mi SkinCeuticals oraz Regimen
Lab. Zobaczę, co przyniesie czas i jak wypadnie kolejny produkt, by podsumować
tę przygodę w komplecie :D
Redakcja i korekta tekstu: Katarzyna Połoncarz
Kontakt: kat.poloncarz@gmail.com
IG: kp.korekta
Pozdrawiam serdecznie :)
Sprawdziłam co to za kwas o którym piszesz. Podziwiam za wiedzę 🙂
OdpowiedzUsuńSłyszałam o nim ale nie miałam.
OdpowiedzUsuń