Od dawna przymierzałam się do opisania tej pomadki, ale brakowało okazji i wciąż chciałam zrobić lepsze zdjęcia :D Teraz ona się kończy i pomimo, że mój odcień pochodzi z limitowanej kolekcji, to zamierzam sprawdzić pozostałe kolory. Zachwyciła mnie jej formuła, a jest tutaj o czym pisać. Z pewnością będę wracać do tego wpisu.
Jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza klasyczna matowa pomadka z jaką miałam do tej pory do czynienia. Cudowne nasycenie koloru, wspaniała formuła i konsystencja, która przekłada się na genialne aksamitne wykończenie, które prezentuje się nadzwyczaj miękko i pracuje na ustach w trakcie jej noszenia. Nie ma mowy o suchej skorupie, która potrafi pękać i ulegać rozwarstwieniu. Nie ma mowy o przesuszeniu w ciągu dnia ani w trakcie jej zanikania. Tutaj jest pełen KOMFORT, za który uwielbiam tę pomadkę. Co więcej, pigment nie wżera się w skórę ust, łatwo go usunąć jeżeli planuje się dołożenie kolejnej warstwy, a nawet nie zrobię, to on się nie nadbuduje. Można go wzmacniać, jednak nie polega to na budowaniu intensywności. To również dla mnie bardzo duży atut! Mamy pełną kontrolę nad kolorem dzięki formule. Często też wklepuję delikatnie palcem niczym balsam i mam pewność jaki efekt osiągnę oraz to, jak zawarty pigment w kolorze będzie zachowywać się tuż po aplikacji.
Julie Rose 210, odcień który wybrałam, miał być moim jesienno-zimowym umilaczem. W tym czasie też najczęściej sięgam po takie formuły. W pozostałe pory roku preferuję inne opcje, choć to też zależy. W każdym razie jesień i zima, to dla mnie idealne pory na sprawdzenie, jak zachowuje się dany produkt, nie tylko do ust.MUSZĘ, po prostu muszę to podkreślić JAK cudownie nosi się ta pomadka w tym czasie bez względu na czynniki zewnętrzne. Jej formuła jest tak dopracowana, że w ogóle jej nie czuję na ustach i jednocześnie rewelacyjnie je otula. Tak jak obiecuje producent, otrzymujemy nawilżającą formułę, która naprawdę pielęgnuje. Starannie dopracowany balans, który czuje się podczas nakładania. Nie jest ani zbyt mocno woskowa, ani emolientowa, jednak gładko sunie po ustach. Taką kolorówkę do ust cenię najbardziej, czyli połączenie pielęgnacji i makijażu w JEDNYM. Przypomina mi ona nieco formułę przecudownej Nabli Diva Crime Ombre Rose oraz Armani Rouge d'Armani Matte Lipstick.Wg producenta pomadka posiada kwiatowy zapach fiołka połączony z owocowym aromatem. Dla mnie ona jest absolutnie neutralny, podobnie jak posmak. Jedynie kiedy naprawdę mocno zatopię nos nad sztyftem, to czuję subtelny zapach fiołka. Dla mnie on jest ledwie wyczuwalny.
Posiada długotrwałą formułę, jednak pozostawia minimalne ślady podczas jedzenia czy picia. Mnie to nie przeszkadza, ponieważ bardziej dla mnie samej liczy się komfort noszenia oraz to, jak zanika podczas tych czynności. Dzieje się to równomiernie. Przy tłustych potrawach zostanie sam kontur, lecz na tyle subtelny, że nie ma potrzeby od razu dokonywać korekty. Skóra ust również nie jest ściągnięta, przesuszona.
Eleganckie opakowanie w kolorze złota idealnie imituje metal (wg firmy było inspirowane wzorami vintage, w której to epoce etui na pomadki były postrzegane jako dekoracje i małe dzieła sztuki. Linia matowych pomadek zyskała złotą tubę z wytrawionym ozdobnym wzorem liniowym), ale wątpię, czy w całości jest z niego wykonane. W każdym razie czuć je w dłoni, jest masywne. Nasadka zamyka się na tzw. klik i mamy pewność, że zabezpiecza produkt w pełni. Pomadka nigdy mi się nie otworzyła samodzielnie w torebce lub kieszeni. Na uwagę zasługuje przede wszystkim osadzenie samego sztyftu. Bez względu na wysokość, która zostanie wysunięta, pomadka nie rusza się i nie zwiastuje ew. złamania. Czego nie mogę powiedzieć na przykład o Sisley Le Phyto Rouge, które swoją drogą na dobre zniechęciły mnie do zakupów. Gucci zrobiło to perfekcyjnie. Podobnie jak MAC, które pomadki również nigdy nie zawiodły mnie w tym względzie.Julie Rose 210 pochodzi z limitowanej serii. Jest to chłodny, zgaszony śliwka z fioletowym podtonem. Określenie, taupe mauve chyba najlepiej oddaje charakter tego odcienia. W zależności od światła widać w niej więcej lub mniej brązu, taka trochę vampy, ale nie do końca ;) Przypomina mi odcień powideł ze śliwki węgierki :))
Często używam jej również jako różu lub mieszam z różem Devoted Hourglass (to ten w sztyfcie). Zdarza mi się również nakładać pomadkę na balsam pielęgnujący bądź mieszać z błyszczykiem. Żadna z opcji nie rozpuszcza pomadki, ale wiadomo, zmienia się jej wykończenie oraz trwałość.Pojemność 3.5 g, cena £36, PAO 18 miesięcy, dostępność Sephora UK, Net-a-porter, John Lewis, Harrods. Cieszę się, że z czasem firma zyskała coraz lepszą sieć dystrybucji i już nie jest aż tak elitarna ;)Jestem oczarowana kolorem, jego zachowaniem, właściwościami i tym jak przyjemnie nosi się tę pomadkę. Nie bez powodu na IG została przeze mnie wyróżniona pośród kosmetycznych ulubieńców 2021’ :))) Trochę to trwało, za to przy tak długim używaniu jestem pewna jej właściwości oraz jakości. To lubię!Teraz kolej na prezentację i omówienie Westman Atelier Squeaky Clean Liquid Lip Balm!Pozdrawiam serdecznie :)
Od Lisy dawno temu kupiłam zestaw Velvet Beauty Kit (Fantasy Florals Lip Kit) i tak po czasie, średnio byłam zadowolona. Największy problem stanowi dobór odcienia, a to z kolei wynika z formuły tych pomadek. Na dodatek one różnią się jakością pomiędzy seriami, co wcale nie ułatwia wyboru. Pomadkę pokazywałam i w skrócie omawiałam na IG i jakoś tak nie zaiskrzyło w pełni. Błyszczyk omawiałam na blogu. Gdyby tak na szybko podsumować cały zestaw, to najlepiej oceniam konturówkę :)
OdpowiedzUsuńW każdym razie to właśnie przygoda z pomadką Lisy zachęciła mnie do sięgnięcia po Gucci. Formuły wydawały się zbliżone, ale jednak Gucci dla mnie jest dużo lepsza na każdym poziomie. Nie przepadam za rodzajem pigmentu w pomadce Lisy, który się nadbudowuje (jednocześnie przeobraża się w neonowy poblask) i z kolei Gucci ma dużo bardziej miękkie wykończenie. Co prawda są to tylko wnioski na bazie jednego odcienia z każdej firmy, ale do Gucci jeszcze wrócę.
Od Lisy masz jeden czy więcej kolorów? Swoją drogą, na YT jest kanał prowadzony przez Kasię Crumbs of Beauty, która kupiła chyba niemal wszystkie pomadki Lisy z pierwszej i drugiej edycji. Zrobiła też ciekawe podsumowanie. To osoba dużo lepiej osadzona w świecie beauty, bo pracowała jako wizażystka i jest bardziej wkręcona w analizę kolorystyczną oraz fanką Lisy :) Rozmawiałyśmy kilka razy na temat samych formuł i wrażeń z nimi związanych.
A właśnie, jaki odcień sobie wybrałaś i co dołożyłaś? :) Mam nadzieję, że będziesz zadowolona! <3 Będę czekać na wieści z dreszczem niepokoju, bo te zachwyty są zawsze mocno subiektywne :))
Bardzo Ci dziękuję za tak rozbudowaną odpowiedź wraz ze wszystkimi detalami. Świetnie przedstawiłaś swoje wrażenia! i jestem bardzo ciekawa, czy po dłuższym czasie używania zostaną one utrwalone, a może ulegną zmianie? :)
OdpowiedzUsuńObejrzałam Twój odcień na słoczach i faktycznie widać na niektórych, że jest on intensywny i bardzo żywy. Jeżeli nie masz nic podobnego, dobrze się w nim czujesz, to faktycznie na lato (choć nie tylko) w mojej ocenie może być super dodatkiem.
W pełni rozumiem Twoje przywiązanie i stosunek do pomadek Lisy. U mnie tak się dzieje z Gucci, choć to zaledwie pierwszy i jedyny odcień, ale mam w planach już kolejny. Do Lisy na razie nie zamierzam wracać, aczkolwiek nie zarzekam się. Śledzę aktualizacje i być może pojawi się odcień, który do mnie zawoła :D
Z Westman Atelier znam wyłącznie Squeaky Clean Liquid Lip Balm, które mnie opętały i pomimo, że nie lubię filozofii firmy, przez to ich słynne "clean beauty" oraz beznadziejne opakowanie (są szklane), tak sam produkt broni się pod każdym względem.
Przez chwilę myślałam o zakupie Face Trace Contour Stick w kolorze Biscuit. Widziałam dużo pozytywnych recenzji na jego temat i sam kolor także bardzo w moim typie. Teraz jeszcze Ty go chwalisz :)) Póki co kupiłam pudełko z Cult Beauty, w którym był między innymi Lit Up Highlight Stick w odcieniu Brulee. Jeżeli spodoba mi się, to pewnie kupię :))) choć tutaj jest duża konkurencja ze strony sztyftów Hourglass. Daj znać za jakiś czas co o nim sądzisz i jak oceniasz. Będę wdzięczna! <3
Widziałam też filmik na YT, gdzie Allfeisty omawiała Warm Wishes Effortless Bronzer Stick z Rare Beauty w kolorze Bright Side względem Biscuit Westman Atelier i to również przyciągnęło moją uwagę. O ile w pielęgnacji nie mam dylematów, to przy kolorówce trochę żałuję, że mam tylko jedną twarz ;)))
Pozdrawiam serdecznie i jeszcze raz dziękuję za szczegółową relację! :)