Mijają właśnie 2 miesiące regularnego stosowania (rano i wieczorem) Miracle Eye Cream i uznałam, że to będzie najlepsza pora na podsumowanie wrażeń.
W podlinkowanym wyżej wpisie szczegółowo opisałam kondycję mojej skóry oraz to, czego potrzebuje. Nie będę tego powielać. Natomiast od samego kremu oczekiwałam dodatkowej porcji odżywienia, nawilżenia. Działania zmiękczającego oraz uelastyczniającego. Jestem realistką, poza tym wiek biologiczny i szeroko rozumiana higiena życia stanowią dla mnie bazę. Kosmetyki, to jedynie przyjemny dodatek. Coś, co umila codzienne małe rytuały.
Pojemność 15 ml, cena 89 PLN, bardzo dobra dostępność dzięki szerokiej sieci dystrybucji
Obiektywnie patrząc na całokształt, jest to przyjemny i zarazem bardzo podstawowy krem do pielęgnacji skóry wokół oczu. Myślę, że na pewno doceni go dużo osób znacznie młodszych ode mnie, bez większych problemów bądź tych, które do tej pory zbytnio nie poświęcały zbyt wiele uwagi temu obszarowi. Podobny efekt można osiągnąć prawidłowo dopasowaną pielęgnacją oraz techniką nakładania. Natomiast jeżeli pragniemy mieć osobny produkt, który ma naprawdę starannie dopasowane składniki, to dlaczego nie. W INCI wykorzystano ciekawy dobór emolientów, humektantów, ekstraktów roślinnych oraz antyoksydantów. Formuła działa i zapewnia właściwe wsparcie dla skóry. Mnie samej odpowiada poziom odżywienia, utrzymania nawilżenia i zmiękczenia. Miracle Eye Cream jest również dobrą bazą pod makijaż. Nie mam żadnych problemów z korektorami, które wykorzystuję w tej okolicy. Najczęściej sięgam po lekkie konsystencje z różnym poziomem krycia, ale przez ostatnie tygodnie używałam Charlotte Tilbury i podobało mi się, jak układał się na tym kremie.
Atutem kremu jest: brak kompozycji zapachowych oraz olejków eterycznych. O ile z migrowaniem produktu rzadko mam problem, ponieważ nie wychodzę zbyt wysoko poza dolinę łez. To jednak dodatki zapachowe i olejku eteryczne czasami potrafią mocno podrażniać moje oczy. Czasami bywało, że wklepywałam go wyżej niż normalnie. Wynika to z jego konsystencji, ale o tym za chwilę.
Przez te kilka tygodni traktowałam go jako krem bazowy i tylko od czasu do czasu podkręcałam jego właściwości za pomocą swoich ulubieńców bądź nowy opcji. Miało to wpływ nie tylko na jego samo zachowanie, ale również działanie. Pewnie gdybym trafiła na taki krem 20 lat temu, to byłabym więcej niż szczęśliwa ;) Jednak podkreślam, to naprawdę bardzo dobry krem do podstawowej pielęgnacji, zwłaszcza gdy nie potrzebujemy nic więcej. Pod pewnymi względami przypomina mi krem pod oczy Tobo+Mala Pietruszka /recenzja/ Tam również więcej pisałam odnośnie moich oczekiwań.
Jak to zwykle bywa pośród wielu atutów, czasem zdarza się coś, co wpływa na nasz odbiór. Bywa to mniej bądź bardziej znaczącym detalem, ale jednak. W tym przypadku jest to dla mnie konsystencja kremu oraz jego zachowanie na skórze. Z jednej strony niezwykle przyjemna i komfortowa, miękko sunie po skórze, pod palcem czuć dobry poślizg. Za to formuła sprawia, że on osiada na skórze i wymaga bardzo starannego wklepania. Jest bardzo plastyczny, lecz nie roztapia się pod wpływem ciepła palców. Trzeba zwyczajnie przyłożyć się do aplikacji, a ja nie zawsze mam na to czas rano. Zresztą wieczorem bywa różnie. Dużo chętniej sięgam po produkty, które dają mi znacznie więcej przestrzeni. Mogą zostać delikatnie wklepane ale również pozwalają na masaż okolicy wokół oczu. Miracle Eye Cream do masażu za bardzo się nie nadaje. Raz, że bardzo smuży, a dwa, im bardziej staram się go wmasować, to tym bardziej trwa na powierzchni skóry i wręcz wymaga wklepania. Dla mnie to jest wada produktu, na tyle ważna, że nie zachęca do powrotu. Pewnie nie brałabym tego pod uwagę, lecz w trakcie stosowania różnych połączeń trafiłam na super dwa dopasowania: Esencję Orange Splash Be.Loved oraz serum Double Tenseur Sisley. To drugie, to taki extra dodatek, który od dawna świetnie działa w różnych połączeniach. Esencję Be.Loved łatwo można zastąpić olejem jojoba. Dzięki tym zabiegom przestałam się irytować zachowaniem konsystencji na skórze podczas aplikacji. Mam również więcej ochoty na kolejne opakowanie, ale czy to nastąpi? Trudno powiedzieć. Zostawiam sobie uchyloną furtkę, ponieważ mam w planach zakup zupełnie czegoś innego i nie ukrywam, że w związku z tym dalsze sprawdzanie możliwości Miracle Eye Cream odkładam na „dalsze” potem ;) Zastanawiam się również, czy to ma sens, skoro Better Skin w okolicy oczu działał u mnie identycznie, a jego konsystencja jest bajeczna. Tak czy siak, na chwilę obecną zaspokoiłam swoją ciekawość i pomimo wymagającej formuły zużyję krem do końca.
Jak u Was wygląda wybór kremu pod oczy, co jest ważne i na co zwracacie uwagę? A może tak jak ja lubicie wykorzystać pielęgnację twarzy z uwzględnieniem czegoś extra?
Pozdrawiam serdecznie :)
O ile do ciała lubię pachnące kremy, to do twarzy, pod oczy i na szyję wolę bezzapachowe kosmetyki z dużą ilością emolientów, treściwe. Dorobiłam się AZS i każdy błąd kończy się swędzącym rumieniem i drogimi lekami. Zdecydowanie wolę inwestować w dobrej jakości kosmetyki ;)
OdpowiedzUsuńNie znam tego kremu.
OdpowiedzUsuń