Utrzymanie moich ust w należytej kondycji od lat stanowi dla mnie priorytet. Często pozornie małe elementy mają wpływ na całokształt, dlatego też staram się mieć pod kontrolą to, co się dzieje ze skórą ust. Skóra ust jest delikatna, cienka oraz łatwo ją uszkodzić. Dlatego też trzymam się kilku zasad:
- właściwa pielęgnacja dopasowana do potrzeb i kondycji skóry oraz czynników zewnętrznych (podział ze względu na rodzaj aktywności, pory dnia/roku)
- unikania oblizywania i zwilżania ust w niekorzystnych warunkach np. podczas zimy na wietrze, mrozie, ale również podczas wysokich temperatur oraz w pomieszczeniach klimatyzowanych-żadnego skubania, przygryzania warg i innych dziwnych czynności.
- używana kolorówka przede wszystkim powinna mieć dla mnie walory pielęgnacyjne, więc wybierając szminkę lub mocno kryjący błyszczyk one wręcz dla mnie muszą być przedłużeniem pielęgnacji. Dzisiaj mamy na rynku coraz więcej dobrej jakości kolorowych mazideł do ust, więc jest w czym wybierać.
- posiadania podstawowego zestawu ratunkowego, ponieważ podczas choroby lub innych okoliczności może zdarzyć się tak, że dotychczasowe rozwiązania nie będą działać. To jest również coś, co zawsze zabieram ze sobą na różnego rodzaju wyjazdy.
Zestawienia tego typu pewnie najlepiej zaczynać od produktu, którego używa się najdłużej oraz najczęściej. Natomiast ja przekornie omówię coś, co poznałam raptem 1,5 miesiąca temu i od samego początku zrobiło wielkie WOOOOW. Mowa o balsamie do ust Miód Ministerstwa Dobrego Mydła.
Jakie TO dobre! 13g cudowności, która działa zgodnie z założeniami producenta. Kiedyś, dawno temu przed reformulacją kochałam balsam Nuxe, który dla wielu jest faworytem. Podobnie jak Tisane oraz Carmex, przy czym to ostatnie, to absolutne zuo. Dla mnie żaden z nich na dłuższą metę nie okazał się trafiony, ale MDM wie jak przyciągnąć uwagę :D
Świetny, wręcz dopieszczony skład INCI. Kiedy pojawiły się pierwsze zapowiedzi, już wiedziałam, że chcę poznać. O ile większość ich pielęgnacji do mnie nie przemawia i nie widzę jej na swojej półce, tak tym razem są powody do mruczenia :) Dodam, że przez naprawdę długi czas moją ulubioną opcją był genialny BioKiss Biologique Recherche. Zdetronizował go potem SVR Cicavit+ Lip-Protect Repair Balm, o którym poniżej, NATOMIAST na obecną chwilę po poznaniu balsamu MDM nawet nie myślę o powrocie do BioKiss.
Konsystencja gęsta i zbita. Obawiałam się jedynie, że może być zbyt woskowa, ale nic z tych rzeczy. Pod wpływem ciepła skóry staje się przyjemnie miękka, gładko sunie po skórze przyklejając do niej bez poczucia obciążającej lepkiej warstwy. Pojawia się niesamowicie komfortowe otulenie z lśniącym wykończeniem. Balsam osadza się na skórze i trwa na niej przez długie godziny, a kiedy zanika, pozostawia skórę zmiękczoną, nawilżoną bez efektu ściągnięcia oraz pierzchnięcia. Posiada subtelny zapach miodu. Mnie się podoba.
Używam z reguły dwa razy dziennie. Rano i
wieczorem. Natomiast na uwagę zasługuje to, jak zachowuje się
na ustach w tej drugiej wersji. Dawno nie miałam takiego uczucia
równowagi tuż po przebudzeniu. Niewielka ilość nakładana
przed snem rewelacyjnie zapewnia ustom pełen komfort i w zasadzie
rano sięgam po niego dopiero w formie zakończenia pełnej porannej
pielęgnacji.
Jestem zachwycona, jak zabezpiecza skórę
ust przed działaniem niekorzystnych czynników zewnętrznych, wpływa
na proces regeneracji i radzi sobie z małymi podrażnieniami (tych
większych na szczęście nie miałam, na razie).
O ile nad opakowaniami nigdy za bardzo się nie pochylam, to tutaj forma jej podania bardzo do mnie przemawia. Staje się również super opcją na prezent. Gustowny kartonik, na który znajdziemy, wszystkie niezbędne informacje skrywa mały słoiczek pełen dobra oraz szklaną szpatułkę. Na początku myślałam, że nie będę z niej korzystać, ale się zdarza. Miód MDM szybko zaskarbił sobie moją sympatię. Na tyle, że zamówiłam zapas. Czuję, że z mojej strony nie są to ostatnie słowa na jego temat.
Natural Secrets pomadka odżywcza do ust Avocado & wit. E nie jest dla mnie nowością i pisałam o niej już 3 lata temu przy TEJ okazji. Od tamtego czasu nieznacznie zmieniło się opakowanie oraz szata graficzna, natomiast sam produkt jest GENIALNY! Sztyft posiada dopracowaną formułę. Nie jest ani zbyt miękki, ani zbyt twardy. W kontakcie z ciepłą skórą ust idealnie po niej sunie pozostawiając delikatną, ale wciąż otulającą warstwę. Kojarzy mi się z pewnego rodzaju kremowym wykończeniem. Szybko się rozgrzewa, co akurat jest atutem, gdy używamy jej na suche lub bardzo suche usta i nie chcemy ciągnąć skóry z oczywistych względów. Trzymam wtedy opakowanie w dłoni przez kilka chwil lub przykładam sam sztyft do ust, delikatnie ją rozgrzewając. To jest mój sposób w wielu przypadkach bez względu na firmę.
Posiada lekko słodki zapach, który nie jest zbyt intensywny. Dobra trwałość oraz naprawdę rewelacyjne działanie. Wracam do niej regularnie od kilku lat i najczęściej kupuję hurtowo. Wydajność nie jest jej mocną stroną, ale jej pojemność to tylko 3g.
Cattier Soin Levres Olive-Mangue Sauvage/Lip Care Repairs, Nourishes Olive – Wild Mango, to kolejny HIT, który poznałam ponad 10 lat temu i nałogowo kupuję w ilościach hurtowych. Została już opisana na blogu przy TEJ okazji, także odsyłam zainteresowanych do tamtego wpisu.
Obecnie postawię ją na równi z pomadką Natural Secrets i to dzięki niej w ostatnim czasie rzadziej kupowałam Cattier. W każdym razie jak tylko mam okazję lub zwyczajnie robię większe zakupy z francuskich aptek, to zawsze dorzucam garść do koszyka. Warto poszukać :)Lanolips. Klasyka, zwłaszcza że kiedy prześledzić moich faworytów, to w składach znajduje się lanolina. O ile bardzo lubię czystą lanolinę np. w wydaniu Dr. Lipp, zwłaszcza Calm Balm, to Lanolips 101 Ointment Multi- Balm Green Apple szybko zdobył moje kosmetyczne serce i jest przeze mnie najczęściej kupowanym wariantem z całej oferty firmy. Głównie za sprawą jabłkowego aromatu i posmaku. Aczkolwiek ten drugi jest delikatny. W każdym razie Lanolips najlepiej poradziło sobie z lanoliną w swoich produktach (zwłaszcza tych do ust), która jest posiada specyficzny zapach i posmak.
Konsystencja jest gęsta, mocno
otulająca i mocno siedzi na skórze ust. Dobrze chroni oraz zapewnia
walory odżywcze. W zależności od potrzeb można stosować
samodzielnie bądź łączyć z elementami nawilżającymi. Z
racji składu lepiej przechowywać go z dala od źródeł ciepła,
ale również też delikatnie ogrzewać w dłoniach przed aplikacją
w warunkach, gdy panują niskie temperatury. Myślę, że dla osób,
które znają właściwości lanoliny, nie jest to żadne
zaskoczenie :)
Poza używaniem do ust, często zdarza mi
się nakładać go na skórki wokół paznokci.
WARTO pamiętać, że lanolina,
choć posiada wiele dobroczynnych właściwości to aby, w pełni z
ich korzystać najlepiej używać jej zgodnie z dopasowaniem do
potrzeb oraz aktualnej kondycji skóry.
SVR Cicavit+ Lip-Protect Repair Balm szybko zaskarbił sobie moją uwagę, która trwa niezmiennie od chwili jego wejścia na rynek. W moim przypadku SVR odpowiada za szybką regenerację, ukojenie i nawilżenie. Bo np. Lanolips posiada rewelacyjne walory zabezpieczające przed działaniem czynników zewnętrznych i jeżeli potrzebowałam czegoś w stylu SOS, to w ciągu dnia lub na noc wybierałam cienką warstwę SVR, którą zamykałam Lanolips. Natomiast korzystając z niego w okresie ustabilizowanej kondycji ust, właściwości są optymalne.
Na pewno wyróżnia go komfortowa
pozbawiona lepkości i tłustości formuła. Nie posiada
obciążającego wykończenia, jednak na tyle przyjemnie otula
skórę, że w pełni wywiązuje się z właściwości ochronnych
przed czynnikami zewnętrznymi. Nawilża, delikatnie
natłuszcza, regeneruje, koi. Kiedy mamy do czynienia ze
spierzchniętymi lub przesuszonymi ustami genialnie przywraca
im miękkość. Odczuwalnie przynosi ukojenie i jego działanie
nie jest wyłącznie powierzchowne, zwłaszcza kiedy zanika podczas
jedzenia lub picia. Bardzo nie lubię tego uczucia ściągniętej i
suchej skóry, które pojawia się w niektórych przypadkach.
Powoduje to na tyle duży dyskomfort, że bez ponowionej aplikacji
się nie obejdzie. W przeciwnym razie problem się nasili i w
konsekwencji czeka mnie dłuższa regeneracja.
Hilltop Beauty Original Beeswax Lip Balm. Wariant na dla fanek less waste, ponieważ opakowanie wykonano z kartonu i trzeba przyznać, że całkiem nieźle ono wygląda w trakcie używania. Poza tym skład balsamu jest przemyślany.
Sztyft na odpowiednią konsystencję, dzięki czemu przyjemnie się z niego korzysta pod każdym kątem od początku do końca. Sam balsam doskonale przenosi się na skórę, zostawiając uczucie zmiękczonych i otulonych ust bez lepkiej, tłustej bądź obciążającej warstwy. Osadza się na skórze bez woskowego wykończenia.
Gdybym miała w tej chwili wybrać tylko JEDEN produkt, to bez dwóch zdań byłby to Miód Ministerstwa Dobrego Mydła. Nie mogę odkleić się od niego, słowo daję! A rzadko mi się zdarza, by produkt eko tak szybko zdobył moje uznanie :))) Receptura została tak szczegółowo dopieszczona, że nie mogę wyjść z podziwu. To jest CUDO! W tym małym i niepozornym słoiczku znajduje się zawartość, która doskonale zapewnia właściwość ochronne, nawilżające, odżywcze oraz regenerujące. Mały, ale wariat :D Na razie nie ma dla mnie żadnych wad. Nawet opakowanie, zwłaszcza że zabierając go ze sobą zawsze gdzieś tam mam pod ręką łazienkę i mogę umyć ręce. A jeżeli nie, to mokre chusteczki/żel do dezynfekcji itd. Wszystko jest do ogarnięcia, wystarczy tylko chcieć :))
Mój zestaw ratunkowy zawiera jeden
bardzo istotny produkt i jest to, Blistex Relief Cream.
Odkryłam go bardzo dawno temu, gdy pojawiła się opryszczka. Bardzo
szybko zastąpił lubiany Blistex Medicated Lip Ointment /recenzja/
i został ze mną na dobre. Blistex Relief Cream ratował
sytuację wiele razy i nie wyobrażam sobie, by go zabrakło. Podczas
pandemii okazało się, że firma miała jakieś problemy i
próbowałam znaleźć zastępstwo dla niego. Niestety
bezskutecznie, dlatego bardzo ucieszyła mnie wiadomość o
powrocie ich flagowego produktu do sprzedaży. Konsystencja
lekkiego kremu jest bardzo przyjemna podczas używania. Od pierwszej
aplikacji przynosi ukojenie i faktycznie wspomaga proces
regeneracji. Nie znam nic porównywalnego, jeżeli chodzi o
kosmetyki. Na szczęście od dawna nie miałam większych problemów,
ale w zależności od ich rangi Relief Cream wykorzystuję
solo bądź w połączeniach warstwowych.
Do moich sprawdzonych
i lubianych składników należy również wazelina, która
zapewnia okluzję ciągłą i kiedy okoliczności tego wymagają,
spełnia swoją funkcję. Wykorzystuję ją w określony sposób, tak
by zapewnić skórze optymalną ilość składników. Rotacja jest
kluczem zapewniającym właściwe działanie.
Korzystam
również z kremów do twarzy. Najchętniej sięgam po te
klasyczne z serii cica, choć na ogół działa tutaj niemal
każdy krem do regeneracji, z tym że zwracam uwagę, by nie zawierał
kompozycji zapachowej i im prostszy skład, tym lepiej :) Wtedy
też pod krem nakładam mieszankę składającą się z porcji kwasu
hialuronowego/hydromanilu bądź prostego serum nawilżającego,
które mieszam z kilkoma kroplami oleju z grupy bogatej w kwasy NNKT,
a całość zamykam kremem.
Bardzo lubię w tej roli:
SVR Cicavit+, LRP Cicaplast Baume B5, obie
wersje Skin Rehab A. Florence. Z tej firmy bardzo sobie
cenię ich balsam ceramidowy i serum olejowe.
Oczywiście należy pamiętać, że gdy skóra ust wymaga dodatkowej opieki, to należy minimalizować wszelkie negatywne czynniki i skupić się na przywróceniu harmonii. Bez tego cały proces niepotrzebnie się wydłuży.
Pewnie mogłabym tę serię rozłożyć na kilka części, ze względu na duży wybór produktów, do których z przyjemnością wracam. Jednak chciałam skupić się wyłącznie na tych regularnie kupowanych w ostatnim czasie (a właściwie latach) oraz przy okazji podzielić się wrażeniami, jakie wywołała nowość Ministerstwa Dobrego Mydła. Dodatkowo również nieco więcej miejsca poświęcić pomadce ochronnej Natural Secrets, na co w pełni zasługuje. A o takich opcjach pisze się z przyjemnością.
Ciekawa jestem do jakich produktów Wy wracacie regularnie i które z nich mają one stałe miejsce w Waszych zasobach.
Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję za miłe słowa :) Staram się znaleźć kompromis pomiędzy zaległościami oraz nowościami. Tak, Cosmedix Lumi Crystal oraz Dior Lip Glow Balm bardzo lubię. Jednak u mnie one stanowią wersje dzienne i wciągam je po części do kolorówki. Tym razem chciałam skupić się typowo na pielęgnacji, bo jednak to ona jest dla mnie priorytetem.
OdpowiedzUsuńZerknęłam na skład Colway Collagen Lip Care i faktycznie, w takich okolicznościach ma szansę na dobre działanie.
Nie miałam niczego, aktualnie do ust używam olejku z Clairns.
OdpowiedzUsuńSwojego czasu byłam mocno zakręcona na punkcie miętowego wariantu tych olejków Clarins, ale wciąż, to bardziej kolorówka niż pielęgnacja sama w sobie dla mnie :)
Usuń