Od samego początku istnienia Pariens nie interesowałam się ich ofertą za bardzo i nie miałam w planach żadnych zakupów. Do czasu :) Dostałam do wypróbowania odlewki Wonder Face Cream oraz Creamy Sleeping Treatment. Oba produkty są bardzo podobne pod kątem konsystencji i jej zachowania na skórze, choć CST jest dużo bogatszy. Każdy z nich zapewnia wykończenie w stylu glass skin, czyli podkreśla naturalne blask skóry bez tłustego oraz lepkiego efektu. Dlatego też postanowiłam wykorzystać właściwości Wonder Face Cream, który przy okazji stałby się bazą pod makijaż. Pielęgnacja z dodatkami to lubię najbardziej :).
Krem trafił do mnie jako prezent niespodzianka w ramach wymiany handlowej. Zaczęłam go używać pod koniec stycznia i obecnie kończę opakowanie. Jest to idealna okazja do zebrania wszystkich moich wniosków na temat produktu oraz oferty firmy.
Wonder Face Cream przypomina mi formuły w starym dobrym stylu, gdzie mamy aksamitną konsystencję, która jest gęsta, bogata, ale zarazem lekka, gładko rozprowadza się na skórze, ma idealny poślizg na niej i wykończeniu w stylu dewy. To coś dla fanek dodatkowego glow, ale w umiarkowanym wydaniu. Nie ma tutaj nadmiernego blasku i błysku, a w zależności od wariantu pielęgnacji można ten efekt podbić bądź nieco go wygasić. Te kremy charakteryzują się specyficzną powłoką na skórze, która pozostaje widoczna mniej bądź bardziej. Ona nie obciąża skóry, nie zastyga, ale w widoczny sposób na powierzchni skóry pojawia się widoczna tafla.
Kompozycja zapachowa przypomina mi zapach z mojego dzieciństwa. Ciekawa podróż w czasie oraz skojarzenia ;) Mocno wyczuwalna, nieco słodka, pudrowa i na szczęście szybko zanika po nałożeniu.
W mojej opinii to świetna opcja dla ustabilizowanej skóry bez większych problemów. Bezpieczny kremik, który może cieszyć oczy, jeżeli lubimy stawiać sobie kolorowe słoiczki na toaletce. Opakowanie jest naprawdę ciężkie i masywne.
Zapewnienia producenta traktuję z przymrużeniem oka, ale jako krem na dzień z walorami bazy pod makijaż używało mi się przyjemnie, choć... Jak zwykle, pojawia się pewne "ale" ;)
Bawi mnie fragment opisu "Receptura Wonder Face Cream to innowacyjne połączenie najnowszych technologii, silnych składników aktywnych oraz luksusowej konsystencji, zapewniających wyjątkowe doznania pielęgnacyjne i aplikacyjne.", na który być może dałabym się złapać, gdyby nie to, że moje kosmetyczne archiwum jest wypełnione po brzegi opcjami przebijającymi ofertę Pariens. Dlatego też w WFC nie odnajduję niczego, co zaskakuje oraz wprawia w niemy zachwyt. Porównywałam go pod pewnymi względami do Tatcha The Dewy Skin Cream, przy czym ten drugi wypada znacznie lepiej.
Jest to pierwszy kosmetyk w moim życiu, przy którym doświadczyłam efektu rolowania na każdym etapie aplikacji bez względu, czy używałam samodzielnie bądź w połączeniach mniej/bardziej rozbudowanych. W wersji solo + filtr (Ultra Violette Supreme Screen, NIOD Survival 30) każda próba kończyła się zmyciem całości. Mogłam filtr wklepywać dłonią, gąbką, a i tak finał był taki, że krem ulegał zrolowaniu.
Zdaję sobie sprawę, dlaczego dochodzi do rolowania i co może mieć na niego wpływ, ale tym razem poległam po całości. Technika nakładania kremu, połączenia, stopniowanie ilości nie przyniosło rezultatów. Ostatecznie nakładałam na mocno zwilżoną skórę, a następnie sięgałam po emulsję/serum Sisley Double Tenseur. Takie połączenie stało się w miarę optymalną bazą pod makijaż bądź filtr. Przy czym dla mnie częściej jako to pierwsze : D
PAO 6 miesięcy, pojemność 50 ml, cena 129 zł, dostępność — strona producenta
Jest to moje pierwsze i ostatnie spotkanie z ofertą Pariens. Powodów jest kilka. Pierwszy to rodzaj dystrybucji, który jest bardzo ograniczony. Ich produkty można kupić tylko i wyłącznie w jednym miejscu. Drugi, brak próbek. Bardzo rzadko decyduję się na zakupy w ciemno, a jeżeli już, to niezbyt chętnie robię to w stosunku do nowych firm na rynku. Brakuje mi również przejrzystości odnośnie do oferty. Powstał jeden wielki miszmasz. Trochę bazowej pielęgnacji oraz tej zgodnej z trendami plus kolorówka. Zapoznając się z opisem firmy i tym jakie założenia za nimi stoją, czuję brak spójności pomiędzy tym, co pojawiło się w sprzedaży oraz tym, co właścicielka miała na myśli.
Nie ma pielęgnacji idealnej i takiej nigdy, nie będzie. Zmieniają się potrzeby skóry, jej kondycja a wszystko to w otoczeniu tylu zmiennych, że o ideałach można zwyczajnie zapomnieć. Do tego najlepszą bazą pod makijaż będzie tylko i wyłącznie właściwie prowadzona skóra. Tego nie da się osiągnąć w kilka chwil. W przypadku skór dysfunkcyjnych to już w ogóle niemożliwe. W każdym razie w pełni zdaję sobie sprawę, że Pariens celuje w określoną grupę docelową. Nie znajduję się w niej.
Podsumowując moje wrażenia z używania Wonder Face Cream, to jest to przyjemny umilacz posiadający kosmetyczną elegancję oraz ładne opakowanie. Zaspokoiłam własną ciekawość i to będzie na tyle :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Brak próbek dyskwalifikuje, zwłaszcza kiedy skóra jest bardzo wrażliwa. Chociaż zdarza mi się kupić w ciemno i nie żałować ;)
OdpowiedzUsuńGdybym nie dostała odlewek od koleżanki, to na pewno nie brałabym pod uwagę oferty firmy. Jednak z próbkami to odwieczny problem, nie tylko w przypadku nowych i małych firm.
UsuńLila, masz rację i pozwolę sobie powtórzyć moją odpowiedź na jeden z komentarzy na IG, który porusza kwestię nie tylko "twarzy" Pariens, ale wszystko co jest związane z właścicielką.
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest, jednak po zapoznaniu się ze stroną "Świat Pariens" poczułam dysonans i choć nigdy nie byłam fanką kanału na YT właścicielki Pariens, to starałam się oddzielić te dwie rzeczy. Ostatecznie brakuje mi w ofercie firmy realnego odzwierciedlenia realizacji marzeń właścicielki. Jest dużo słów, założeń oraz pragnień. Na tym koniec.
Moje zainteresowanie samą firmą i kulisami jej powstania było poza. Nawet gdy dostałam próbki od koleżanki i na ich podstawie wrzuciłam krem na listę zakupów nie przeglądałam strony. Zainteresował mnie sam produkt, który jest ciekawy pod kątem doboru składników i tego jak zachowuje się na skórze. Problem z rolowaniem odkładam na bok, skupiam się teraz wyłącznie na formule i wrażeniach sensorycznych :) Natomiast, gdy wchodzimy głębiej to jak słusznie zauważasz jest mnóstwo dziur w opisach...
Z jednej strony kibicuję takim działaniom, jednak spodziewałam się czegoś naprawdę dopracowanego pod każdym względem, szczególnie po osobie z branży beauty. Wyszło tak sobie.
Wyciągnęłam z tego również wnioski na przyszłość, czyli dokładnie zapoznać się z zawartością danej strony/firmy itd. Gdzieś tam po drodze od czasu do czasu mignęły mi opisy/prezentacje produktów w Social Media, ale były to treści sponsorowane, którym rzadko poświęcam uwagę.