Jak wywołać kosmetyczne tornado? Skin Science to potrafi! Przegląd oferty oraz prezentacja serii Molecules & VegeBoost


Skin Science to marka, która należy do MGP Cosmetics. Jest to polska firma kosmetyczna współtworzona przez kobietę naukowca, dr hab.n.med. Magdalenę Górską-Ponikowską. Z wykształcenia farmaceutka, a od strony naukowej związana z projektowaniem nowych leków oraz gerontologią eksperymentalną. Jest to nauka o procesach starzenia się. Więcej można dowiedzieć się ze strony firmowej. Na tyle mnie to zainteresowało, że zaczęłam śledzić poczynania firmy, po czym zostałam przekonana do zakupów. Zaczęłam je planować. Cały proces trwał wiele miesięcy, nie chciałam rzucać się na głęboką wodę, ale jednak to zrobiłam. W taki oto sposób dzisiaj omówię i podzielę się pierwszymi wrażeniami (po kilku ładnych tygodniach stosowania) kosmetyków z linii Molecules oraz VegeBoost.


W skład omawianego zestawu wchodzą:

Seria Molecules:

- Antyoksydacyjny odmładzający krem na dzień



- Antyoksydacyjny odmładzający na noc



- Antyoksydacyjny odmładzający pod oczy

Seria VegeBoost:

- Odżywcze serum olejowe/Nourishing Face Oil Serum

- Regenerująca maska-krem do twarzy z kurkuminą/Rescue Face Mask Cream

- Rozświetlająca maska-krem do twarzy i pod oczy/Glow Mask Cream Face& Eyes

- *Odżywczy peeling do twarzy z kwasem hialuronowym/Nourishing Face Scrub

Jak na młodą polską firmę posiada ona dobrą sieć dystrybucji. Miłe zaskoczenie, choć BARDZO liczę, że firmowy sklep wprowadzi realizację zamówień międzynarodowych oraz umożliwi płatność przy pomocy Paypal i karty kredytowej. Zaliczam się do grona klientów zagranicznych i naprawdę chciałabym mieć możliwość dokonywania zakupów bez różnego rodzaju kombinacji. To, że się udało zrealizować te bieżące, to splot wielu dobrych okoliczności. Z wiadomości wymienionych na Instagramie sporo osób poleca zakupy w Superpharm, gdzie też regularnie pojawiają się obniżki na ofertę Skin Science. Sama robiłam zakupy w sklepie firmowym oraz Topestetic. Jest jeszcze Skin Wisdom, który warto obserwować. Niedawno było dobre promo. Na IG firmy widziałam, że współprace podejmują także salony spa oraz kosmetolodzy, także warto szukać i pytać jeżeli mamy ochotę na zakupy stacjonarne.


Było kilka wpadek komunikacyjnych na poziomie obsługi klienta. Sama taką zaliczyłam i w wiadomościach prywatnych dostałam podobne sygnały. Trzymam kciuki za sukcesy na tym polu. Poza tym widzę prawdziwe zaangażowanie i dobre podejście. Niech to będzie dobry znak, ponieważ obsługa klienta to wymagająca strefa, o którą należy dbać przez cały czas.

O samych kosmetykach, wykorzystanych w nich składnikach, właściwościach oraz tym, JAK je dobierać najlepiej posłuchać od samej właścicielki. Pani Magda wzięła udział w kilku live’ach na IG oraz sama takie również nagrała/nagrywa. Odsyłam na profil firmowy, gdzie dowiecie się wszystkiego a nawet jeszcze więcej niż oczekujecie. Serio, serio :)

Kiedy na samym początku obserwowałam Skin Science od razu rzuciło mi się w oczy, że nie jest to firma, która stawia na nachalny marketing, rozdaje kodziki rabatowe na lewo i prawo, a od paczek PR-owych aż kręci w głowie. Nie. Bardzo mi się to spodobało. Pewnie, jak każdy lubię zakupy w dobrej cenie. Jednak wszystko zależy od tego jak dana firma buduje również swój wizerunek i pracuje na niego. Tutaj szybko nabrałam przekonania, że nie jest to kosmetyczna wydmuszka, że faktycznie występuje połączenie nauki, pasji i ogromnej chęci stworzenia czegoś, co nie tylko wypełni rynek, ale przede wszystkim zostanie dopasowane do potrzeb skóry, preferencji i oczekiwań klientów. Klientów, którzy szukają pielęgnacji, która działa, która będzie łączyć przyjemne z pożytecznym. Cenowo jest BARDZO przystępnie. To moja ocena na bazie tego, co już mamy na polskim i zagranicznym rynku kosmetycznym biorąc pod uwagę małe firmy. Co ciekawe przedział cenowy to zdecydowanie średnia półka, za to jakość to już segment luksusowy. W mojej ocenie te kosmetyki przewyższają opcje premium, za którymi stoją duże koncerny bądź nieco większe firmy, które są dostępne w perfumeriach. Oczywiście to wciąż jest określony wydatek, natomiast biorąc pod uwagę ich właściwości, możliwości i działanie, to zdecydowanie skracają ilość ogniw w łańcuchu kosmetycznym. Zmniejszają koszty. Dla mnie w dłuższej perspektywie oznacza to absolutny lifting, który zresztą już się dokonał. Zanim zrobiłam pierwsze zakupy postarałam się, by kremy weszły do mojej pielęgnacji na bieżąco. Dlatego też szybko zauważyłam jak wiele dotychczas lubianych wariantów przestało mi być potrzebnych. Co więcej, Skin Science wywołało kosmetyczne tornado, którego skutkiem są absolutne porządki i zmiana podejścia do pielęgnacji. Oczywiście te przeobrażenia zaczęły się wiele miesięcy temu i codzienny schemat przechodził wiele przeobrażeń, by stać się jak najbardziej dopasowany, ale jednocześnie minimalistyczny. Dla mnie, fanki rozbudowanych opcji było to pewnego rodzaju (r)ewolucją ;) Wszystko ściśle powiązane z potrzebami i rzeczywistą kondycją skóry, jednak w którymś momencie wiedziałam, że im mniej, tym lepiej. Mniej, lecz więcej idealnych dopasowań. Kiedy przejrzałam CO zostało z moich dotychczasowych ulubieńców, to okazało się, że jest ich garstka. Balsam Indigo Mahalo, kwasy PHA w postaci Neostraty, kwas azelainowy Dermatica oraz wybrane sera nawilżające/nawadniające/odżywcze. Aczkolwiek są one ponadprogramowym dodatkiem na chwilę obecną. Może w okresie jesienno-zimowym będą bardziej potrzebne? To się okaże, ponieważ linie Molecules & VegeBoost zostaną ze mną na długo.

Co mnie zachwyca?

K O N S Y S T E N C J E.

Muszę, po prostu muszę od tego zacząć! Nie sposób nie zwrócić na nie uwagi, a to dlatego, że dostajemy tutaj najwyższej klasy kosmetyczną elegancję na równi z fenomenalnym działaniem. To, jaki rodzaj konsystencji będzie nam najbardziej odpowiadać, jak wpisze się w plan pielęgnacji zależy wyłącznie od nas. Natomiast każdy z tych kosmetyków w mojej ocenie posiada niezwykle rozbudowane możliwości. Bez problemu wykorzystamy je samodzielnie bądź do mniej lub bardziej rozwiniętego wariantu.

Czuć w nich dopracowanie, staranność i dopieszczenie na każdym poziomie. Pani Magda też w jednym z materiałów wspomina, że długo nad nimi pracowała. Cel został osiągnięty!

Sięgając po każdy kosmetyk Skin Science mam dziką przyjemność, która sprawia, że chce się wcierać, wklepywać i smarować bez opamiętania ;) Dawno nie miałam takiej ekscytacji, która staje się samonapędzającą machiną satysfakcji. Dlatego w następnym kroku omówię działanie oraz właściwości, lecz bez tego zachwytu nad konsystencjami prezentacja formuł każdego z nich nie byłaby kompletna.

Co wyróżnia ofertę Skin Science?

R E C E P T U R Y oraz S U R O W C E. Know-how.

Z jednej strony to tak oczywiste! A jednak na rynku nie brakuje wspaniałych opcji, sprzedawanych w bajkowych opisach i omawianych składnikach. Potem wybieramy, kupujemy i ….na tym koniec. Pomimo dopasowania produktu działanie jest przeciętne lub nijakie. Tak tym razem są powody do mruczenia :D

Linia Molecules została ładnie omówiona na dermo-blogu Skin Science, więc nie będę powtarzała tych informacji i jedynie zachęcam do lektury. A TUTAJ więcej na temat kurkuminy. W ostatnich wydaniach Beauty Forum znajdują się artykuły autorstwa Pani Magdy na temat koenzymu Q10, kurkuminy oraz witaminy C, z którymi w mojej opinii warto się zapoznać.

W Molecules poza wspaniałymi konsystencjami znajdziemy świetne właściwości, które sprawiają, że po każdy z tych kosmetyków sięgam z ogromną przyjemnością. Czy niezbędny jest zakup całego zestawu? W mojej opinii nie, ale używany w całości na pewno przynosi większe i szybciej zauważalne korzyści. Śmiało można je ze sobą łączyć dodając również inne elementy w zależności od ustawienia pielęgnacji. GDYBYM miała wybrać tylko JEDEN, to postawiłabym na krem na noc. Jego formuła została tak dopasowana, że idealnie wypełni lukę w dziennej oraz wieczornej pielęgnacji. Do tego świetnie wywiązuje się z działania w okolicy oczu, ALE jeżeli szukamy wariantu bezzapachowego, to lepiej wybrać na krem pod oczy, który śmiało można stosować do całej twarzy. 30 ml pojemności również do tego zachęca. Wersja na dzień i na noc posiada delikatny zapach, za to producent zapewnia, że został on pozbawiony alergenów. Każdy z tych kremów stosuję na skórę wokół oczu i muszę przyznać, że nic złego się nie dzieje. Do tego żaden z nich nie migruje do oczu, a wyjątkowo nakładam je dość wysoko i wyszłam poza moją zachowawczą praktykę.

Oczarowana jestem poczuciem komfortu, tym jak każdy z nich zachowuje się na mojej skórze, jak gładko sunie pod palcami i jakie pozostawia wykończenie tuż po aplikacji. W trakcie dnia/po nocy skóra jest ukojona, nawilżona, poprawia się jej koloryt oraz struktura. Pojawia się widoczne wygładzenie, odżywienie. To przekłada się na mniejszą widoczność zmarszczek, drobnych linii. Jednym słowem zyskuje bariera naskórkowa, a jest to moje główne założenie w pielęgnacji skóry dysfunkcyjnej.

Agnieszka Zielińska z kanału Skin Ekspert wprowadziła określenie „kremy aktywne”, które zgrabnie oddaje ich charakter. Z jednej strony to nic nowego, ponieważ takie opcje funkcjonują od dawna. Różnią się formułami, konsystencjami oraz dobranymi składnikami. Natomiast sama nazwa „krem aktywny” od razu zmienia ich funkcję w naszej pielęgnacji bądź tym w jaki chcemy nadać jej kierunek. Zainteresowanych odsyłam do tego materiału. Na kanale znajduje się również live z udziałem Pani Magdy. Polecam posłuchać :)

Z linii VegeBoost zachwycam się serum olejowym! Choć to żadna niespodzianka, zwłaszcza dla tych którzy śledzą moje wpisy od dawna i wiedzą, że KOCHAM oleje w swojej pielęgnacji. Natomiast gdybym ponownie, miała wybrać TYLKO JEDEN produkt, to byłaby Regenerująca maska-krem do twarzy z kurkuminą/Rescue Face Mask Cream

Glow Mask Cream Face& Eyes jest równie genialna, ale zawartość kurkuminy robi swoje ;) Póki co wyboru dokonywać nie muszę, ale gdyby, to taki jest plan.

W taki sposób miałabym DWA produkty do codziennej pielęgnacji, które mogłabym łączyć ze sobą lub z innymi produktami albo używać w rotacji. Krem Molecules na noc to fantastyczna kategoria, które wpisuje się w ramy serum emulsyjnego. 

Charakteryzują go niezwykłe walory sensoryczne (z drugiej strony tak mogę napisać o każdym z nich, ale ten ta formuła jest wyjątkowa). Lekki niczym śmietanka, ale subtelnie otulający bez uczucia tłustości i lepkości. Na tle całej trójki Molecules widzę w nim potencjał do całorocznego używania, bo już krem na dzień w okresie jesienno-zimowym w moim przypadku będzie wymagać wspomagania. Podobnie jak krem pod oczy. Każdy z nich mogłabym łączyć z maską-kremem Rescue Face Mask Cream lub Glow Mask Cream Face& Eyes. Maski-kremy również charakteryzują się cudowną kremowością. Wspaniale suną po skórze i roztapiają się na niej pod wpływem ciepła. Bez względu na to jak będziemy ich używać, efekt jest boski. Jako że lubię czerpać garściami, to wybieram je w formie kremu. Na mojej skórze one świetnie się spisują na dzień i na noc. To jest ten typ formuły, która ma u mnie priorytet. Otulająca oraz kojąca. Do tego każda świetnie nadaje się pod makijaż. Dla skór tłustych/mocno przetłuszczających się może być za bogata, ale pamiętajmy, że potrzeby mojej skóry są inne. Dlatego najlepiej jest dobierać i dopasowywać na miarę kondycji i potrzeb własnej. Zdrowa i prawidłowo funkcjonująca skóra również będzie miała inne oczekiwania, ale chyba po raz pierwszy od dawna widzę w ofercie Skin Science potencjał dla różnych skór z różną kondycją, preferencjami i wizją pielęgnacji. To zdecydowanie wyróżnia tę markę.

Serum olejowe zasługuje na rozwinięcie, a tutaj jego główną zaletą ponownie, jest KONSYSTENCJA. Nazwa godna uwagi – serum OLEJOWE, nie olejkowe. Wykorzystano w nim oleje schnące, takie jak: z pestek winogron, słonecznikowy oraz z wiesiołka. Całość została wzbogacona o ekstrakt z owoców rokitnika i ekstrakt z liści rozmarynu. Zaletą wyboru takich olei jest to, że ze względu na swoją kategorię oraz budowę chemiczną posiadają suche wykończenie i świetnie nadają się do odbudowy/uszczelnienia bariery hydrolipidowej.

*Odżywczy peeling do twarzy z kwasem hialuronowym otrzymałam jako prezent do zamówienia i przyznam, że raczej nie wybrałabym go sama. Przy mojej kondycji skóry, zwłaszcza teraz w okresie aktywnych zmian łuszczycowych na twarzy unikam peelingów mechanicznych. O ile przy rosacea w remisji od czasu do czasu pozwalam sobie na taki wariant, tak przy łuszczycy niekoniecznie. Długo też czekałam z jego użyciem, ale ciekawość zwyciężyła. Jest to drobnoziarnisty peeling na bazie naturalnego pyłu z moreli. Z jednej strony jest delikatny, ale wiadomo, to również zależy od siły nacisku oraz czy zastosujemy go na suchej lub wilgotnej skórze. U mnie na bazie doświadczenia takie opcje lepiej nakładać na mocno wilgotną skórę i wykonywać masaż przy jak najmniejszym nacisku. Z racji formuły oraz zawartych składników postanowiłam wykorzystać go w roli maski z delikatnym efektem złuszczającym na ostatnim etapie. Dlatego nakładam go na umytą i wilgotną skórę w większej ilości. Rozprowadzam na wybranych partiach (bo używam go także na dłonie oraz dekolt) po czym zostawiam na kilka minut. Następnie moczę dłonie i pod bieżącą wodą usuwam całość. Właściwości peelingu zostają zachowane, ale nie należą one do inwazyjnych. Niemniej czuć wygładzenie, przyjemną miękkość i ujednolicony koloryt. To jest mój sposób na ten kosmetyk. Nie wiem, czy będę do niego wracać. Na chwilę obecną jest to zbyt krótki okres, ale zostawiam zielone światło. Bardzo możliwe, że jest on w stanie zastąpić mojego ogromnego faworyta. Jeszcze za wcześnie na uchylenie rąbka tajemnicy, lecz kto wie, co się wydarzy :)

W tej linii znajduje się również Antyoksydacyjny odżywczy tonik do twarzy, którego nie kupiłam. Teraz tego żałuję. Jest to do naprawienia, zwłaszcza że wiele z Was podzieliło się odczuciami na jego temat. Te z kolei upewniły mnie o jego potencjalnej roli w mojej pielęgnacji. Na pewno do tematu jeszcze wrócę.

Podsumowując wprowadzone zmiany oraz wybrane produkty oceniam, że to była bardzo dobra decyzja. Nieco ryzykowna, ponieważ w ciemno wybrałam dwie serie na bazie teorii. Rzadko zdarzają mi się tak szalone zakupy, ale nie żałuję. Gdybym miała podjąć tę decyzję jeszcze raz, byłaby taka sama. W kosmetykach Skin Science jest ogromny potencjał oraz zachwyt na każdym poziomie. Są to produkty wpisujące się w moją wizję pielęgnacji, ale przede wszystkim w potrzeby oraz kondycję skóry. Pozostałe elementy jak oprawa szaty graficznej, opakowania stanowią dopełnienie. Myślę, że osoby dla których ten aspekt jest ważny poczują się usatysfakcjonowane. Dla mnie kartoniki, choć stanowią funkcję poboczną, faktycznie cieszą oczy ale co ważniejsze, każdy produkt jest zabezpieczony folią. Mamy 100% pewność, że nikt przed nami nie gmerał przy nich. 

Szklane opakowania, zwłaszcza linii Molecules przyciągają wzrok. Są eleganckie. Co prawda pod kątem mobilności nie jest to najlepsze rozwiązanie i ja kocham opakowania airless, jednak polubiłam ten codzienny rytuał. Słoiczki ładnie leżą w dłoni, nie są aż tak przesadzone gabarytowo. Niemniej to wciąż masywne szkło. Rozumiem jednak wielbicielki takich rozwiązań. Wiem, że firma planuje zaspokoić potrzeby obu grup klientów, więc to również dobry znak!

Dla mnie to coś więcej niż tylko pielęgnacja. Jest to na tyle istotna część, ponieważ z uwagi na kondycję skóry i choroby autoimmunologiczne z którymi funkcjonuję, to one narzucają określony kierunek. Oczywiście działania farmakologiczne oraz opieka dermatologa są bardzo ważne, lecz poza samym leczeniem równie liczy się podtrzymanie jego efektów, które mogę wdrożyć przy pomocy pielęgnacji. Wiele osób pewnie teraz powie, że choroby przede wszystkim się leczy, lecz gdy w okresie remisji bądź początkowej fazy zaostrzenia zmian nie ma potrzeby sięgania po leki, to w pierwszej kolejności wolę skorzystać z innych opcji. Dermatozy z którymi mam do czynienia z jednej strony narzucają określone działania, a z drugiej dają możliwości do równoległego wdrażania zmian po stronie pielęgnacji. Kosmetyki Skin Science pokazują, że to coś więcej niż kolejny kremik lub mazidło, które można wybrać pod wpływem informacji w Internecie. Właściwości oraz działanie, które posiadają niewątpliwie robią wrażenie. Połączenie składników plus formuła pokazują, że można zaoferować o wiele więcej. Podoba mi się również to, że producent nie sprzedaje nam bajkowych opisów oraz możliwości. Opierają się na opracowanych recepturach i sprawiają, że czuję w tym przypadku wiarygodność. Używanie tego zestawu przynosi mi niesamowitą przyjemność a obserwując reakcje skóry czuję, że to była świetna inwestycja z korzyścią dla niej na długi czas. Jest to początek długoterminowej relacji :)

Pozdrawiam serdecznie :)

9 komentarzy:

  1. Hej Lila :)
    Będę wypatrywać pierwszych wrażeń oraz podsumowania zakupów. Jestem bardzo ciekawa jak ocenisz produkty i koniecznie napisz więcej o toniku. Bardzo rozsądne zakupy i dobre podejście. Szanuję! :)
    Mnie trochę poniosło, ale to dlatego, że naprawdę długo przyglądałam się samej firmie, ofercie oraz starałam się wyłuskać jak najwięcej opinii. A tych dość mało. Dopiero jak na stories na IG wrzuciłam pierwszą zajawkę, to odezwało się sporo osób, które kupują, używają i chwalą, ale... większość nie zajmuje się tematyką kosmetyczną. No ale, o tym dowiedziałam się dużo później.
    Krem pod oczy kupiłam tylko dlatego, ze chciałam poznać całą serię i wabikiem była pojemność oraz możliwość używania na całą twarz. Jestem usatysfakcjonowana, ale też nie mam większych wymagań.
    Znam to serum z wit. C od Pestle & Mortar, podobała mi się formuła alez racji, że moja skóra narzuciła inny schemat działania i musiałam odstawić "typowe" sera z wit. C postawiłam na inne rozwiązania. Dlatego też krem Molecules na noc chętnie używam również na dzień.

    Co do Agnieszki. Trafiłam na nią kilka lat temu kiedy jeszcze działała grupa na FB i było to w zupełnie w innym formacie niż to, co jest dzisiaj. Doceniam wiedzę, determinację oraz dążenie do realizacji tego, co sobie założyła. Jest to imponujące, szczególnie na tle innych osób w tej branży.
    Myślę, że nie jesteś surowa w swojej ocenie. A to dlatego, że to bardzo trafnie określa Jej działalność. Z drugiej strony trudno jest zaspokoić każdą grupę odbiorców, szczególnie gdy mnóstwo z nich chce mieć wszystko podsunięte pod nos, na gotowe. Ludziom nie chce się doczytać, wysłuchać i oczekują, że dostaną wskazówki na przedwczoraj z pełnym pakietem "cudotwórstwa". I tutaj wyznacza jasno określone granice. Przy czym wciąż jest mnóstwo materiałów na Jej kanale na YT.
    Jestem w posiadaniu My Skincare Box Jej autorstwa i to również była ciekawa idea.
    Wymyśliła sobie taki model biznesowy i tego się trzyma. We mnie również czasami wyzwala mieszane odczucia, lecz mimo wszystko wprowadza podmuch świeżości w polskim światku beauty.

    P.S
    Jak przebiega dalsza przygoda z pomadką Gucci i czy planujesz zakupy z nowości Lisy? Sama przyłożyłam się do testów Jej podkładu i jestem nim oczarowana :))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, ale poczekam, aż wszystkie produkty będą dostępne w opakowaniach airless. I patrząc po składach wcale nie jestem pewna, że cena jest uzasadniona, podobny hype był swego czasu na Basic lab, a to są rzeczy co najwyżej przeciętne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie mimo wszystko dużo bardziej przekonuje oferta Skin Science. Miałam trochę rzeczy z Basiclab, ale tam formuły i konsystencje były/są takie zwyczajne. W sumie nie wyróżniają się niczym specjalnym. Owszem, mamy opcje produktów funkcyjnych, ale ponownie, to wszystko można mieć z innych firm w o wiele lepszych wydaniach.
      Tutaj wykorzystano przede wszystkim oleje fermentowane, kurkuminę, jest określony nośnik i widać, że produkty mają określone działanie. Mnie to wszystko zachwyca w trakcie stosowania i mam ochotę na więcej :)

      Usuń
  3. Jak wygląda Twoje top 5 matowych pomadek?

    Z chęcią zgłębiłabym temat poszukiwania podkładu idealnego. Sama miałam kiedyś taką fazę aż w końcu moje preferencje uległy zmianie i podeszłam do tego jak do pielęgnacji :) W międzyczasie stwierdziłam, że jednak wracam do sprawdzonych opcji. Podkładu Lisy nawet nie planowałam testować/kupować. Gdyby nie to, że przy zakupach trafił do mnie zestaw sampli. Były jednak one dużo za ciemne i długo leżały w szufladzie. Po czym stwierdziłam, że użyję zamiast brązera i BUM :D Zaskoczyło! Spodobała mi się formuła, więc domówiłam kolejne. Ciekawe, że pasują mi odcienie 7, 9 i 9.5 - ładnie układa się na skórze, ja lubię taką bardzo cienką warstwę w stylu drugiej skóry (krycie można budować) i praktycznie nie utrwalam go pudrem. Przeszedł test tropików i śmiało chyba postawię go na równi z moim ogromnym ulubieńcem Koh Gen Do.

    Myślałam, żeby zrobić wpis odnośnie kolorówki. Coś w stylu tego, czego używam najczęściej, do czego wróciłam.

    Fajnie, że Aksamitny zadziałał! U mnie ma on stałe miejsce. Natomiast zamierzam wypróbować z ciekawości Eveline Revitalum 25% Urea Regenerujący Krem-Kompres 8w1 na Pękające Pięty. Ma dobre opinie i tak sobie myślę, że lato to dla niego najlepsza pora do sprawdzenia. Kiedyś w miarę regularnie wracałam do oferty Gehwol i znam ten krem, gdyby nie lipidowy krem do stóp Podopharm kupowałabym nadal :))

    Dziękuję za ofertę :) Na chwilę obecną nie mam żadnych chciejstw, ale będę pamiętać! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie miałam kosmetyków tej marki.

    OdpowiedzUsuń
  5. ZAWSZE dobrze poznać ulubieńców drugiej strony :) Z tego zestawienia łączą nas dwie firmy, Armani i Gucci. W ostatnim czasie używam wyłącznie Gucci i planuję kolejny kolor, ale gdybym miała kupować coś na szybko, to na tzw. szybkim wybieraniu mam zawsze Giorgio Armani Lip Maestro Intense Velvet Color 501 Casual Pink. Pewnie wrócę niebawem, choć bardziej na jesień.

    Widzę, że celujemy w podobną kolorystykę jeżeli chodzi o podkłady.
    Jeżeli chodzi o podkład Lisy i oba warianty KGD (jednakowo lubię Aqua Foundation jak i Moisture), to one mają kilka cech wspólnych odnośnie formuły. Ona jest dla mnie priorytetowa, ponieważ uwielbiam efekt drugiej skóry (poziom krycia schodzi na dalszy plan, ale Lisa na pewno daje większe krycie już przy pierwszej warstwie i ja go go bardzo mocno rozcieram plus on u mnie nie wymaga utrwalenia. W sumie sięgam jedynie po puder wykończeniowy) i duży nacisk kładę na to jak produkt układa się na skórze. Dość często chodzę w wersji saute albo tylko z korektorem pod oczami, dlatego nie przepadam gdy podkład jest widoczny. Stąd też moja miłość do tintów, opcji tonujących. Jednym słowem wszystkiego, co wyrówna koloryt i optycznie wygładzi skórę. Na trwałość Aqua Foundation nie mogę narzekać, wręcz przeciwnie. MOCNO mnie zaskoczył, a ja używam tylko jednej dozy tego podkładu.

    Mamy ten sam kolor w obu wariantach KGD, u mnie dopasowanie jest idealne. W sumie to chyba jedyne podkłady, w których pasuje mi wszystko i odcienie zachowują się bez zarzutu. Na mojej skórze Moisture Foundation 213 tuż po wydobyciu wydaje się ciemniejszy niż AQ 213, ale podczas rozcierania to zanika. Wg mnie on ma więcej pigmentu stąd ta różnica. Lubię ten efekt rozświetlenia, który nawet nieco bardziej podbijam pielęgnacją bądź pudrem wykończeniowym. Zanim kupiłam kolor 213, to miałam 113, który był niezły, ALE i tak mieszałam go z serum brązującym Oskia żeby dodać mu więcej oliwkowych tonów.

    W każdym razie, do tych podkładów dorzucę jeszcze Chanel Healthy Glow (nową wersję) oraz Narsa Light Reflecting Foundation.
    Masz sample Lisy więc zachęcam do wypróbowania :) Może zostaniesz mile zaskoczona tak jak ja ;))) Będę czekać na wrażenia oraz to jak odbierasz Lisę vs KGD.

    OdpowiedzUsuń
  6. Napisz proszę więcej o pomadkach Lancome, bo sama najlepiej znam wyłącznie błyszczyki z tej firmy i poza krótkimi testami nie zagłębiałam się w pomadki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zwyczajnie mamy inne potrzeby oraz preferencje :) U mnie kolor Gobi stał się pewnego rodzaju kompromisem kolorystycznym, bo następny odcień Deauville zaczął dziwnie wybijać na mojej skórze w kierunku nasyconej brzoskwini, choć wg producenta mają to być neutralne tony. Gobi z kolei opisują jako jasny w ciepłej tonacji z żółtymi tonami. A on pomimo, za jasny, to bliżej mu do oliwki. Przy czym większość za jasnych odcieni mieszam z serum brązującym Oskia i jestem w pełni usatysfakcjonowana. Odpowiada mi także formuła Narsa, ale miałam trochę zabawy z pielęgnacją. A Tobie co w nim nie odpowiada poza kolorem?

    Mnie szalenie odpowiada linia Les Beiges Chanel, ale już wiemy, że tutaj mamy inne potrzeby więc nie namawiam, choć wg mnie poziom krycia w Healthy Glow oraz No1 jest dobry już na wstępie i można go budować.

    Dziękuję za minirecenzje w pigułce odnośnie do pomadek Lancome. Pewnie przy najbliższej okazji pochylę się nad testerami, bo mnogość kolorów zachęca. Jak nie dla siebie, to pewnie zrobię prezent koleżance, która uwielbia pomadki :)))
    Bardzo zachęciłaś mnie do zakupu błyszczyka Fever Gloss, znam akurat L'Absolu Gloss. L'Absolu Mademoiselle Shine Lipstick to również coś dla mnie.
    L'Absolu Rouge Intimatte Soft Matte Lipstick wrzucam na listę. W oko mi wpadł kolor 292 Plush Love.

    OdpowiedzUsuń
  8. Racja, za jasny odcień łatwiej dopasować w większości przypadków.
    Tak, u mnie było trochę zabawy z pielęgnacją, ale to kwestia kondycji i potrzeb skóry. W tamtym czasie suchość była dość konkretna i cały czas starałam się znaleźć również optymalne dopasowanie. Chyba największym problemem były formuły oraz konsystencje. Bywało, że przy niektórych wariantach podkład potrafił się rolować (brak kompatybilności w formułach) oraz nie stapiał się ze skórą, tak jakby na niej osiadał i nie wyglądało to dobrze w ciągu dnia. Zdarzało mu się koncertowo podkreślić wszystkie załamania skóry, wchodził w pory i tracił plastyczność. Odpuściłam również nakładanie go na filtry, bo one zdecydowanie mu nie pomagały.
    Ogólnie zaskoczył mnie na PLUS, bo jedna porcja daje mi dokładnie taki efekt jak lubię. W sumie to od dłuższego czasu stawiam na bardzo dokładną pracę z podkładem, by osteteczny efekt był jak najbardziej naturalny. W stylu drugiej skóry.
    Właściwości pielęgnacyjne od samego początku traktowałam z przymróżeniem oka, bo wiadomo, to tylko kolorówka. Dlatego też metodą prób i błędów dotarłam do momentu, w którym zaczęłam korzystać z jego właściwości bez problemów. No ale tutaj dużą rolę odgrywała sama kondycja skóry, dbałość o barierę naskórkową, by w trakcie dnia nie dochodziło do przesuszenia oraz odwodnienia.
    Staram się, by pielęgnacja była spójna i jednocześnie była dobrą bazą pod makijaż. Dlatego też w wersji porannej mam stały zestaw produktów/połączeń i rzadko wychodzę poza te ramy. No ale w tamtym czasie skóra na pewno nie była w pełni ustabilizowana.

    Dla mnie makijaż to również przyjemność, relaks. Jednak z uwagi na dysfunkcje skóry zdaję sobie sprawę, że czasami wymaga więcej wysiłku niż normalnie, zwłaszcza że mam określone preferencje. I tutaj też doceniam tak bardzo samoobsługowe właściwości podkładów KGD.

    Zastanawiam się, czy nie poznać nowego tintu Hourglass. Teoretycznie nie szukam i nie potrzebuję, ale formuła wydaje się niezwykle kusząca :))

    Co do Lancome, to jeżeli tylko kupię dam znać :)

    OdpowiedzUsuń

Entuzjastka świadomej i skutecznej pielęgnacji. Działająca niekomercyjne i hobbystycznie. Jest to jedna z moich stref relaksu :) Poznaj mój świat określany przez potrzeby skóry/rosacea w remisji. Od dawna nie gonię kosmetycznego króliczka, nie testuję TYLKO sprawdzam i
dopasowuję poszczególne elementy, by całość była spójna.
1001 Pasji, to wiele stron jednej kobiety <3
#freefromPR

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, każdy z nich sprawia że TO miejsce ożywa dzięki WAM!
Jeżeli jeśli chcesz zaprosić mnie na swoją stronę, nie wklejaj linków w komentarzach. W wolnej chwili zajrzę z chęcią do Ciebie :)
Zastrzegam sobie prawo do usunięcia reklamowych postów, które zostaną zamieszczone bez mojej zgody.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...